Łukaszenka żąda zamknięcia mediów "podsycających popyt na rynku"

Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka zażądał w piątek zamknięcia mediów, które według niego podsycają zwiększony popyt na rynku walutowym i konsumpcyjnym. Powiedział o tym na posiedzieniu dotyczącym sytuacji na rynku.

- Najwięcej histerii pojawiło się w mediach rosyjskich. Śledziłem i media zagraniczne u nas, które tutaj, dzięki administracji prezydenta, zaczęły dominować, a także media za granicą. (...) Nie będę ich wymieniać, żeby nie dodawać im popularności, ale zróbcie wszystko, żeby tych mediów już na naszym terytorium nie było - podała jego słowa oficjalna agencja BiełTA.

Wcześniej agencja Interfax powiadomiła, że Łukaszenka oświadczył, iż Mińsk może zamknąć wszystkie przedstawicielstwa mediów zagranicznych, łącznie z rosyjskimi.

Reklama

- - - - -

Mieszkańcy Mińska odczuwają wzrost cen; niektórzy uważają podwyżki za tymczasowe trudności, inni - za coś, co trwa od dawna. W stołecznych sklepach nadal jest popyt na sól i cukier, ale półki są pełne.

W położonym w centrum Mińska uniwersamie "Centralny" półki są wypełnione towarami, nie brakuje i tych, na które zwiększył się popyt w ostatnich miesiącach - cukru, soli i niedrogich makaronów. Nikt nie kupuje ich w wielkich ilościach, ale co kilka minut ktoś zabiera z półki dwie, trzy, cztery paczki cukru czy soli. W innym sklepie, należącym do sieci hipermarketów, soli zabrakło w weekend i na razie jej nie ma.

- Uważam, że to głupota. Jak może zabraknąć soli? Przecież sami ją produkujemy - komentuje w rozmowie z PAP wykupywanie soli około 60-letnia klientka Rynku Komarowskiego, głównego bazaru żywnościowego Mińska. Do gwałtownego popytu na niektóre produkty odnosi się spokojnie. Dziwi się tym, którzy w obawie przed podwyżkami rzucili się do sklepów, by kupować lodówki.

- Mamy tymczasowe trudności, ale przezwyciężymy je - mówi, zaznaczając, że jest zwolenniczką urzędującego prezydenta Alaksandra Łukaszenki. - Ceny rosną - co możemy zrobić? Mamy nadzieję, że to się rozwiąże. Dolar podskoczył... Nie jestem mocna w ekonomii, nie podejmuję się oceniać, dlaczego - dodaje. Prosi o zaznaczenie w materiale, że mimo wszelkich trudności gospodarczych Białorusini kochają swój kraj. - Niektórych nie urządza obecna sytuacja, młodzież odnosi się inaczej...Ale mnie nic więcej nie trzeba - podkreśla.

Starszy mężczyzna zapytany, czy odczuwa wzrost cen, mówi: - Oczywiście. Wszystko stało się o połowę droższe, a dolarów jak nie było w kantorach, tak nie ma.

Inny klient "Komarowki", jak popularnie nazywany jest bazar, przyznaje, że wartość jego pensji gwałtownie spadła. - Wydaje mi się, że te kłopoty były zawsze - dodaje. Teraz jednak, w jego ocenie, Białoruś "sama nie wyjdzie" z problemów gospodarczych. Muszą jej pomóc inne kraje, czyli Rosja. Zapytany, czy mogłaby być to Unia Europejska i Zachód, odpowiada: - Nic więcej nie powiem.

Dziennik "Komsomolskaja Prawda w Biełorusii", który regularnie porównuje ceny w mińskich sklepach i bazarach, pisze we wtorek, że w maju "portfele Białorusinów pustoszą produkty «walutowe»", czyli z importu. Najbardziej drożeją: kawa, herbata, popularna panga, sprowadzane z Polski jabłka i bułgarska papryka. Mało lub prawie wcale nie zdrożały: chleb, cukier, mięso i nabiał. Są to produkty o znaczeniu socjalnym, których ceny na Białorusi reguluje państwo.

ZOBACZ AUTORSKĄ GALERIĘ ANDRZEJA MLECZKI

PAP
Dowiedz się więcej na temat: popyt | Alaksandr Łukaszenka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »