Minister liczy poprawnie - deficyt jak był tak jest

Nie szkoda róż, gdy płonie las - i zapewne wszyscy, może poza jakimiś szczególnie zagorzałymi zwolennikami róż, zgodzą się z tym poglądem. W związku z zaistniałymi okolicznościami chciałbym zaproponować nowe: gdy płonie dom, nie pora szukać podpalacza. Nie to, że jeśli rzeczywiście podpalił - odpuścić mu. Ale najpierw trzeba dom ugasić, chociaż trochę posprzątać, a dopiero później zająć się podpalaczem.

Grono zwolenników polityki finansowej uprawianej przez ministra Bauca z pewnością jest tak liczne, że wszyscy zmieściliby się na jednej, nawet niezbyt szerokiej kanapie. Przypomnijmy, że w niedawno przeprowadzonej przez "PB" sondzie, jej uczestnicy nie opowiedzieli się za jego odwołaniem tylko dlatego, że ... nie warto robić zamieszania na kilka tygodni przed wyborami, bo to i tak nic nie zmieni. Z pustego i Bauc (i nikt inny) nie naleje. Natomiast tych, którzy docenili jego wkład w uzdrawianie finansów publicznych można było policzyć na palcach jednej ręki. Mnie również trudno uznać za zwolennika i admiratora treści i stylu uprawiania polityki finansowej przez ministra Bauca, nie miłościwie nam panującego na resortem finansów. Błędy, niekonsekwencje czy wreszcie rzeczy nie poważne (jak choćby apele do podległych sobie urzędów skarbowych) opisywaliśmy w tym miejscu wielokrotnie, ba - uzbierał by się z tego cały tomik.

Reklama

Jednak gdy premier, który w końcu powołał go na to stanowisko, i urzędujący wicepremier, który go autoryzował, obwołują go podpalaczem - budzi to sprzeciw. Dlaczego?

Po pierwsze: pan Bauc, przed nieszczęsnym powołaniem go najpierw na wiceministra, a później - zrządzeniem losu - na ministra finansów, był sobie prostym ekonomistą z Łodzi. I wszystko było w porządku. Niestety miał złych kolegów, którzy przejęli władzę, i w myśl głośnej zasady: teraz k... my, postanowili wziąć wszystko. I tak oto, przez splot przypadków i nieporozumień, minister Bauc znalazł się tam, gdzie się znalazł. To nie jego wina. Chociaż - zawsze mógł odmówić.

Po drugie: minister Bauc, jeszcze przed tym jak został ministrem, nie czytał chyba Sienkiewicza. A jak już został ministrem - to pewnie nie miał czasu. I w związku z tym nie zna przestrogi, jakiej młodemu - jeszcze nie herosowi - Michałowi Wołodyjowskiemu, udzielił jego tatuś. Tej mianowicie, że dał ci Bóg mikrą posturę i jak się nie będą ciebie bali, to się będą z ciebie śmiali. Ale ponieważ minister Bauc nie znał - to nie zrobił nic , by się go bali. Chociaż - mógł przeczytać Sienkiewicza.

Po trzecie wreszcie - sprawowanie urzędu ministra finansów, najtrudniejszej funkcji w każdym rządzie, wymaga nie tylko umiejętności biegłego liczenia, wymaga również albo wielkiej osobowości i autorytetu, albo potężnego zaplecza politycznego. A najlepiej obu tych rzeczy naraz. Tego też zabrakło.

I tu potrzebne jest odniesienie do umów. W świecie finansów, nawet ustne, są rzeczą świętą. W polityce - różnie bywa. Najgłośniejsza była umowa, również ustna, że "premierowi się nie odmawia". Wydawało się, że ona dawno wygasła, ale nie. Widocznie obowiązuje nadal. Ale jeżeli tak, to jak każda umowa wymaga lojalności obydwu stron. To dlaczego teraz, gdy minister Bauc mówi, że dwa dodać dwa równa się cztery, nasyła się na niego cztery uczone głowy, by sprawdziły, czy rzeczywiście dwa dodać dwa jest cztery, czy może trzy? Bo jeśli do tej pory nikomu nie przeszkadzało jak minister Bauc twierdził, że dwa dodać dwa jest pięć - to dlaczego nagle zaczęło przeszkadzać? Chyba, że rzeczywiście chodziło o znalezienie podpalacza. Ale wobec tego "spec grupa" nie sprawiła się chyba zgodnie z oczekiwaniami, bo podpalacza nie znalazła. Happy end? Nie zapomnijmy jednak, że deficyt od tego ani trochę się nie zmniejszył.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: L.A.S. | deficyt | minister | bauc
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »