Najlepiej zarabiającym premierem może pochwalić się Singapur. Jakie dochody ma prezydent Putin?

Zarobki różnego rodzaju dygnitarzy budzą emocje, odkąd istnieje demokracja. Z jednej strony wciąż wiele osób nie ma wątpliwości, że nie powinno się podejmować służby publicznej z powodów komercyjnych, z drugiej - nieatrakcyjne wynagrodzenie zwiększa prawdopodobieństwo korupcji.

Oficjalnie najlepiej zarabiających polityków można znaleźć w niektórych najbogatszych państwach świata, trzeba jednak pamiętać, że pokaźny osobisty majątek nie musi brać się z wysokiej pensji.

Azjatycki rekordzista

Najlepiej zarabiającym przywódcą, w tym wypadku - premierem, od wielu lat może pochwalić się Singapur. Nie zmieniła tego nawet słabnąca popularność Partii Akcji Ludowej, do której należy Lee Hsien Loong, syn niedawno zmarłego twórcy niepodległości dalekowschodniego mikropaństwa Lee Kuan Yewa. Kiedy jego ugrupowanie w 2011 r. zdobyło wyjątkowo niską liczbę głosów w wyborach parlamentarnych (60 proc.), specjalnie zebrana grupa ekspertów zarekomendowała 36-procentową obniżkę wynagrodzenia szefa rządu. Suma 1,69 mln dolarów to jednak wciąż więcej niż łączne roczne zarobki prezydentów USA i Francji oraz premierów Francji i Włoch!

Reklama

Oficjalny powód, dla którego Singapur rozpieszcza swojego premiera gigantycznymi apanażami, to konieczność zachowania konkurencyjności w stosunku do najbardziej lukratywnych stanowisk w tamtejszym sektorze prywatnym. Prawdopodobnie ten argument w większym stopniu dotyczy innych rządowych posad, ponieważ gabinetem do tej pory kierowały jedynie trzy osoby. Według obowiązującego prawa pensja ministra musi stanowić 60 proc. średniej wypłaty 1000 najlepiej zarabiających singapurczyków. Według Boston Consulting Group 15,5 proc. mieszkańców miasta-państwa posiada majątek w wysokości co najmniej miliona dolarów, jednocześnie charakteryzuje się ono olbrzymimi nierównościami majątkowymi. Gaża premiera stanowi więc wciąż obiekt krytyki opinii publicznej. Niezadowolonym obywatelom pozostaje głosować na opozycję...

Bogaci rządzą bogatymi

Jak łatwo się domyślić, wśród światowych liderów podających swoje zarobki do publicznej wiadomości dominują przywódcy państw o wysokim produkcie krajowym brutto. W klasyfikacji, która pod koniec marca obiegła media, na drugim miejscu po Lee znajduje się prezydent USA Barack Obama (400 000 dolarów poborów rocznie), który znacznie dystansuje premiera Kanady Stephena Harpera (260 000 dolarów). Pierwsze miejsce w Europie zajmuje kanclerz Niemiec Angela Merkel (234 000 dolarów), a w Afryce prezydent RPA Jacob Zuma (223 500 dolarów).

Według przedrukowanego m.in. przez "The Guardian" i "Business Insider" zestawienia w pierwszej dziesiątce najlepiej zarabiających znalazło się także miejsce dla premierów: Wielkiej Brytanii Davida Camerona i Japonii Shinzo Abe, prezydenta Francji Francois Hollande'a i Rosji Władimira Putina oraz szefa rządu Włoch Matteo Renziego. Wydaje się jednak, że statystykom chodziło wyłącznie o pokazanie dystansu dzielącego znajdującego się w świetle jupiterów z racji śmierci ojca Singapurczyka od przywódców członków grup G7 i BRICS, ze szczególnym uwzględnieniem premiera Indii Manmohana Singha (jedynie 36 200 dolarów pensji rocznie) i prezydenta Chin Hu Jintao (nieco ponad 10 500 dolarów), a nie przedstawienie rzeczywistej światowej czołówki.

Dokumenty to nie wszystko

Szczególnie dziwi brak szefa gabinetu Hong Kongu Donalda Tsanga, który w 2011 r., kiedy powstał poprzedni tego typu ranking, plasował się na jego drugiej pozycji z wypłatą w wysokości ponad pół miliona dolarów, oraz premiera Australii Tony'ego Abbotta, którego roczne wynagrodzenie jest tylko o sto tysięcy dolarów niższe. W Europie Zachodniej krezusem wśród prezydentów jest Austriak Heinz Fischer, który co roku pobiera z państwowej kasy ponad 355 tysięcy dolarów. To jedna z nielicznych głów państw członków Unii Europejskiej, która w czasie kryzysu gospodarczego zamiast zdecydować się na obniżenie poborów, otrzymała podwyżkę.

W wielu krajach świata informacje na temat zarobków czołowych polityków są mylące. Na przykład sławny z brutalnych rządów prezydent Zimbabwe Robert Mugabe oficjalnie utrzymuje się za 1500 dolarów rocznie, nie dziwią więc liczne skandale korupcyjne, w jakie jest uwikłany. Miesięczna wypłata byłego dyktatora Egiptu Hosniego Mubaraka wynosiła 900 dolarów, jednak jego rodzina przed wybuchem Arabskiej Wiosny zgromadziła majątek w wysokości 40-70 mln dolarów. Z drugiej strony, apetytu na "polityczne konfitury" nie krył premier Kenii Raila Odinga, aczkolwiek zrezygnował z lansowanego w 2010 r. pomysłu podwyższenia swojej rocznej pensji do 427 886 dolarów. To 240 razy więcej niż PKB tego afrykańskiego państwa (dla porównania Lee zarabia 48 razy więcej niż przeciętny singapurczyk).

Kwestia perspektywy

Wiele kontrowersji budzi także kwestia dochodów Władimira Putina, którego analityk finansowy Bill Browder posądza o zgromadzenie głównie na szwajcarskich kontach bankowych 200 miliardów dolarów, co czyniłoby go dwa razy bogatszym niż Bill Gates. Oficjalnie rosyjscy dostojnicy na początku marca uzgodnili związaną z trudną sytuacją finansową państwa obniżkę pensji o 10 proc. Według deklaracji podatkowej Putin zarobił w 2013 r. 3 672 208 rubli (102 660 dolarów), premier Dmitrij Miedwiediew 4 259 525 rubli, późniejszy wysłannik prezydenta na Kreml Oleg Bieławiencew 79 mln, a wicepremier Igor Szuwałow aż 241 mln (jego żona dodatkowe 237 mln).

Sytuacje, w których politycy mogą zazdrościć swoim podwładnym dochodów, są jednak dość rzadkie. Istotny punkt odniesienia stanowią dla nich za to osoby pełniące czołowe funkcje w instytucjach międzynarodowych. Roczna pensja prezesa Banku Światowego Kim Yong Jima to 476 360 dolarów, dyrektor generalnej Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde - 467 904 dolarów, sekretarza generalnego ONZ Ban Ki-moona ok. 227 000 dolarów. Zarobki urzędników Komisji Europejskiej w dużej mierze są utrzymywane w tajemnicy, jednak "The Telegraph" na podstawie poufnych informacji w ubiegłym roku ustalił, że co dziesiąty pracownik tego gremium zarabia lepiej niż premier Cameron.

Pozorne emocje?

Z racji pełnionej funkcji do czołowych beneficjentów brukselskiego tortu należy przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. Co roku kosztuje on podatników Starego Kontynentu 300 000 dolarów, z tym że w tej sumie mieszczą się przewidziane dla niego różnego rodzaju ulgi i zasiłki. W każdym razie to duży finansowy postęp w porównaniu z sięgającą 65 600 dolarów pensją premiera Polski i niewiele wyższą - prezydenta (odpowiednio: 16,6 i 20 tysięcy złotych brutto). Jak obliczono w listopadzie 2014 r., to mniej niż roczne zarobki dowolnego polskiego europosła, nie dziwi więc pęd naszych polityków do Strasburga.

Z drugiej strony trzeba pamiętać, że polityka (szczególnie jeżeli odliczy się wszelkie rodzaju dochody z korupcji) nie jest najbardziej popłatnym zajęciem. Płacowym rekordzistą amerykańskiego biznesu jest Charif Souki z Cheniere Energy, który w 2013 r. zainkasował prawie 142 mln dolarów. Najlepiej opłacani piłkarze świata zarabiają rocznie od 40 do 50 mln dolarów, a koszykarz Los Angeles Lakers za grę w obecnym sezonie otrzyma 23,5 mln dolarów. Można oczywiście zapytać, czy możliwość decydowania o losach planety, a przynajmniej jednego kraju nie jest dostatecznym wynagrodzeniem za te nieistotne dla zwykłego śmiertelnika dysproporcje.

Kordian Kuczma

Autor jest doktorem nauk politycznych PAN

Gazeta Finansowa
Dowiedz się więcej na temat: polityka | Władimir Putin | zarobki | najlepiej zarabiający
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »