Naród polski nadal ma swojego ministra

Tak jak wszystkie podejmowane w III Rzeczypospolitej próby odwołania pojedynczego ministra - i ta zakończyła się w sejmowym koszu.

Tak jak wszystkie podejmowane w III Rzeczypospolitej próby odwołania pojedynczego ministra - i ta zakończyła się w sejmowym koszu.

Spośród trzech wczorajszych newsów - o uchwaleniu przez Sejm ostatecznej wersji budżetu na rok 2003 (który zostanie ogłoszony przed 31 grudnia), podaniu przez GUS danych o produkcji przemysłowej w listopadzie (lepszych, niż ogólnie się spodziewano) oraz o odrzuceniu przez Sejm wniosku o wyrażenie wotum nieufności ministrowi finansów Grzegorzowi W. Kołodce - na plan pierwszy zdecydowanie wysuwa się ten trzeci. Taką hierarchię spraw państwa ustalił marszałek Sejmu, przestawiając głosowanie w sprawie ministra (punkt 15 porządku obrad) przed 50 głosowań nad senackimi poprawkami do budżetu (punkt 14).

Reklama

Warto zwrócić uwagę, że wniosek 88 posłów Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości z 28 listopada był selektywny i nie obejmował odwołania Grzegorza W. Kołodki ze stanowiska... wicepremiera kierującego polską gospodarką. Zarzuty dotyczyły konkretnych przewin popełnionych przez szefa resortu finansów. Tak jak wszystkie podejmowane w III Rzeczypospolitej próby odwołania pojedynczego ministra - i ta zakończyła się w sejmowym koszu. Jedyną kwestią różniącą wnioski rozmaitych opozycji jest liczba głosów, brakująca do wielkości wymaganej przez Konstytucję, czyli do 231. Wczorajsza odległość od tej poprzeczki okazała się duża - wniosek o wotum nieufności poparło 150 posłów, przeciw było 249, wstrzymało się 3, a nieobecnych było 58.

Po spektakularnej klęsce Grzegorza W. Kołodki przed Trybunałem Konstytucyjnym sami złożyliśmy w tytule komentarza propozycję "Człowiekowi honoru w takiej sytuacji pozostaje tylko podanie się do dymisji". Nie wymagaliśmy jednak, aby w obecnej sytuacji gospodarczej kraju - oraz tuż przed Kopenhagą - owa symboliczna dymisja koniecznie została przez premiera przyjęta. Bardziej zależało nam na potrząśnięciu wicepremierem, sprowadzeniu go na ziemię oraz na radykalnym ograniczeniu jego propagandy autosukcesu. Opozycyjni posłowie napisali w swoim wniosku bardzo mocno: "niespotykana w polskiej polityce arogancja i buta".

Jeśli odcedziłoby się wątek emocjonalny, to merytoryczna wartość wniosku PO i PiS okazuje się dosyć niska. Zrzucanie na ministra wyłącznej odpowiedzialności za tak zniszczoną przez sędziów TK ustawę abolicyjno-majątkową jest pewnym nadużyciem. A co robiły sztaby prawników rządowych i parlamentarnych? Przecież Senat puścił ją bez poprawek! Idąc tym tropem, należałoby drugą izbę parlamentu skazać na najwyższy wymiar kary, czyli likwidację. Najważniejsza teza wniosku w sprawie odwołania Grzegorza W. Kołodki brzmi: "jest niezdolny do podjęcia działań reformy polskich finansów publicznych". Ale - czy tylko on...

Nie popełnimy wielkiego błędu oceniając, że wczorajsze głosowanie minister finansów przeżył w spokoju. Zdecydowanie większym stresem było dla niego zatrzymanie 13 grudnia przez ochroniarzy hotelu Radisson w Kopenhadze, gdy wczesnym rankiem wracał z codziennego joggingu w samym dresie i tylko z kluczem hotelowym, a bez VIP-owskich dokumentów.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: odwołania | naród | Sejm RP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »