Nowelizacja ustawy odpadowej. "Zaczną się igrzyska populizmu"

W ubiegłym tygodniu Rada Ministrów przyjęła projekt nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, czyli tzw. ustawy śmieciowej. Nowe przepisy mają usprawnić funkcjonowanie systemu gospodarki odpadami komunalnymi i obniżyć koszty samorządów w tym obszarze. Propozycja resortu klimatu budzi jednak wiele kontrowersji. - Zaczną się igrzyska populizmu - ostrzega ekspert.

- W przypadku tego projektu ustawy niestety będą niskie noty i za sposób procedowania nowelizacji, jak i za część rozwiązań. Jeśli chodzi o tryb pracy nad ustawą, to podstawowy zarzut dotyczy tego, że po raz kolejny Rada Ministrów nadużyła zaufania samorządowców i przyjęła projekt, kierując go do Sejmu bez uzyskania stanowiska Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Co ciekawe, ten projekt został wysłany do komisji w celu uzyskania opinii. Samorządowcy chcieli rozmawiać na temat nowelizacji z rządem, jednak zanim zdążyli to zrobić, projekt został już przyjęty przez Radę Ministrów i skierowany do pierwszego czytania w Sejmie. Po raz kolejny ominięto głównych adresatów przepisów, bo te rozwiązania będą musieli stosować samorządowcy - mówi Interii Maciej Kiełbus, partner w Kancelarii Ziemski&Partners, ekspert w zakresie prawa samorządowego i gospodarki odpadami.

Reklama

Zanieczyszczający nie zapłaci?

Oprócz zarzutów dotyczących procedowania projektu prawnik wysuwa również te dotyczące niektórych rozwiązań merytorycznych. Chodzi na przykład o przepisy umożliwiające gminom dopłacanie ze środków własnych do systemu gospodarowania odpadami "w sytuacjach nadzwyczajnych".

- To bardzo złe rozwiązanie. Możemy dopłacać do systemu dowolną ilość pieniędzy, tylko to nie rozwiązuje problemów. Problemem są koszty. Ministerstwo przekonuje, że dopłacanie do systemu przez gminy jest fakultatywne, ale doskonale wiemy, że samorząd jest nie tylko zjawiskiem społecznym i prawnym, ale też zjawiskiem politycznym. Na horyzoncie mamy wybory samorządowe w 2023 roku. Rozwiązania ustawowe wejdą w życie w 2022 roku i zaczną się igrzyska populizmu, która gmina więcej dopłaci do śmieci, żeby mieszkańcy płacili mniej. Sytuacja jest szczególnie groźna w gminach, w których wójt nie ma większości w radzie - uważa Maciej Kiełbus.

Według niego, to rozwiązanie budzi też bardzo poważne wątpliwości w kontekście zasady "zanieczyszczający płaci". - Ten, kto obciąża środowisko odpadami powinien ponosić za to koszty. A tutaj mówimy: "Drogi mieszkańcu, jest promocja. Gmina zapłaci za wszystko". Z jednej strony na skutek pandemii mamy ograniczone dochody własne gmin. Z drugiej strony na horyzoncie mamy Nowy Ład, który jeszcze bardziej uderzy po kieszeni samorządy. A teraz jeszcze mówimy gminom, żeby dopłacały ze środków własnych do systemu gospodarki odpadami - wskazuje nasz rozmówca.  

Warszawa kontra ministerstwo?

Inne rozwiązanie zawarte w projekcie to maksymalna wysokość opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi w przypadku obliczania należności na podstawie metody "od ilości zużytej wody". Będzie to wysokość 7,8 proc. dochodu rozporządzalnego na 1 osobę ogółem za gospodarstwo domowe, tj. ok. 150 zł.

- Obserwując całą sytuację, mam wrażenie, że mamy do czynienia ze sporem Warszawa kontra Ministerstwo Klimatu i Środowiska - ocenia Kiełbus. I uzupełnia, że zarówno dopłaty jak i kwestia maksymalnej wysokości opłaty przy obliczaniu należności według ilości zużytej wody, to rozwiązania legislacyjne zaproponowane na kanwie zdarzeń w stolicy. Przypomnijmy, że od kwietnia tego roku stawki za wywóz śmieci dla mieszkańców Warszawy są uzależnione właśnie od zużycia wody przez gospodarstwo domowe.

- Przez pryzmat jednej gminy, nawet jeśli to miasto stołeczne, nie możemy kształtować systemu, który wpłynie na sytuację blisko 2,5 tys. gmin w Polsce - ostrzega prawnik. I wyjaśnia, że metoda "wodna" w Warszawie jest nowością i obowiązuje od kwietnia, ale w turystycznych gminach nadmorskich metoda ta obowiązuje od ośmiu lat. - Gminy nadmorskie wprowadziły ją, żeby poradzić sobie z napływem turystów, którzy bardzo często wynajmują pokoje w sposób mniej lub bardziej oficjalny.

Rozmawiałem niedawno z jednym z samorządowców, który zwrócił też uwagę na bardzo duży najem lokali przez cudzoziemców, którzy przyjeżdżają do pracy. Dlaczego oni mają płacić maksymalnie 150 złotych w sytuacji, gdy nie jest to w żaden sposób uzasadnione? Gminy były w stanie wychwycić takie osoby właśnie metodą "wodną". Miał być program "Czystość plus", a pod pewnymi względami wyszedł nam program "Populizm plus". Populizm odpadowy - ocenia Kiełbus.

Indywidualizacja rozliczeń podniesie koszty

Nowelizacja ustawy śmieciowej przewiduje też m.in. indywidualne rozliczanie mieszkańców z budynków wielolokalowych z obowiązku selektywnego zbierania odpadów. - Tutaj mamy kilka znaków zapytania, bo co to oznacza, że gmina ma zapewnić warunki techniczne do indywidualnego rozliczania mieszkańców? Gmina nie odpowiada za infrastrukturę odpadową na osiedlach, czyli nie odpowiada za altanki śmietnikowe. Gmina może ewentualnie odpowiadać za kubły, które są w altankach śmietnikowych, ale altanki śmietnikowe nigdy nie były i nie jest w planach, aby były w obszarze zarządzanym przez gminy. A więc za to, żeby była altanka śmietnikowa z czytnikami kart i kodów kreskowych na workach na śmieci, nie odpowiada gmina - podkreśla Kiełbus.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

I stawa kolejne pytania. - Jeśli nie gmina, to kto ma za to odpowiadać, a w konsekwencji kto ma zapewnić te rozwiązania techniczne i na czym one mają polegać? Czy to ma polegać na tym, że gmina utworzy system teleinformatyczny, który umożliwi identyfikację worków z odpadami? To oznaczałoby z kolei zwiększenie kosztów administracyjnych obsługi systemu - punktuje.

- Jeżeli wchodzimy w indywidualizację rozliczeń w budynkach wielorodzinnych, to mamy więcej deklaracji o wysokości opłaty za gospodarowanie odpadami i większą liczbę klientów w systemie, którą ktoś musi obsłużyć. Wskakujemy więc na wyższy poziom obsługi administracyjnej, a to wchodzi w koszty stawki opłaty za odpady. A więc mamy zamrożoną stawkę, jeżeli chodzi o metodę "wodną", mamy presję na dopłacanie do systemu przez samorządy i mamy zwiększone koszty - podsumowuje Maciej Kiełbus.

Dominika Pietrzyk

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »