Oczekiwanie rynku telekomunikacyjnego

Rozmowa z Witoldem Grabosiem, prezesem Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty.

Rozmowa z Witoldem Grabosiem, prezesem Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty.

GP- Urzędowi często zarzuca się bezczynność i patrzenie przez palce na poczynania niektórych graczy na telekomunikacyjnym rynku.

- Jestem przygotowany do słuchania skrajnych opinii. Jedne są takie, że regulator jest zbyt wolny, bierny, mało restrykcyjny. Z drugiej strony, przy każdej zmianie legislacyjnej natychmiast pojawia się argument, że kompetencje regulatora są zbyt wielkie i jego wpływ na rynek może być destrukcyjny. Najbardziej niepokoiłyby mnie wyłącznie pozytywne opinie, bowiem wszystkie decyzje regulatora nigdy nie będą satysfakcjonowały wszystkich stron, a dla niektórych zawsze będą złe.

Reklama

GP- Skąd zatem takie opinie?

- Mamy rozbieżne interesy i mnie to nie dziwi, a każdy, walcząc o swoje sprawy, posługuje się różną argumentacją. Konflikt na linii regulator - operatorzy jest konfliktem z natury rzeczy.

GP- Może działacie zbyt wolno?

- Jest to pytanie o koncepcję działania urzędu. Czy URTiP jest rodzajem ekonoma z batem, który wymierza razy, czy powinien być koordynatorem. Ja jestem zwolennikiem tej drugiej koncepcji. Urząd nie może wyręczać rynku, a jego decyzje administracyjne nie mogą być destrukcyjne, a powinny wspomagać rynek, niezależnie od ich dotkliwości dla niektórych operatorów.

GP- Jednak w przypadku niektórych poczynań Telekomunikacji Polskiej S.A. nie uczynił pan wiele.

- Z TP S.A. można było zrobić wszystko, ale w momencie prywatyzacji. Jeśli czyni się z podmiotu państwowego podmiot rynkowy, ale działający na tej samej, nazwijmy to bazie, to nie wolno oczekiwać, że on będzie słabszy. Przeciwnie, będzie tak samo silny. W dodatku będzie miał dodatkowy bodziec w postaci walki konkurencyjnej. Niestety, w momencie sprzedaży Telekomunikacji Polskiej nie pomyślano nawet przez sekundę o jej podziale, o rozdzieleniu chociażby infrastruktury od usług.
Urząd nie może wyręczać rynku, a jego decyzje administracyjne nie mogą być destrukcyjne, a powinny wspomagać rynek, niezależnie od ich dotkliwości dla niektórych operatorów.

GP- W przypadku wprowadzenia czwartego operatora telefonii komórkowej też zarzuca się urzędowi powolne działania.

- Ja nigdy nie mówiłem "czwarty operator". W przypadku UMTS jest jedna wolna licencja. Jeśli chodzi o GSM, jest 100 wolnych kanałów, które mogą być rozdysponowane dla kilku operatorów. Ich zwolnienie zbiegło się z potrzebą liberalizacji rynku telekomunikacyjnego. Jako prezes URTiP powiedziałem, że jest taka możliwość i zapraszam chętnych do ujawniania swoich aspiracji i pomysłów na ich zagospodarowanie. Natomiast w jaki sposób będą one zagospodarowane, to inna sprawa. Jeśli chodzi o UMTS, trudno znaleźć przykład ekonomicznie udanego wdrożenia telefonii trzeciej generacji w Europie. Jeżeli już to w Azji. Odpowiedź na pytanie, czy jest jeszcze miejsce na czwartego operatora i na jakich warunkach on wejdzie, jest otwarta. Czy to będzie jeden z obecnych operatorów, czy inny, który się zgłosi - rozstrzygnie przetarg. Jeśli zaś chodzi o GSM, to sam teraz nie wiem, czy będzie to jeden operator, czy będzie ich kilku. Proszę pamiętać, że to tylko pasmo GSM 1800, które jest stworzone dla miast, a budowa sieci pokrywającej kraj jest nieopłacalna finansowo.

GP- Tele2 ma np. taką infrastrukturę.

- Tele2 ma taką, nazwijmy to dość krzykliwą strategię, a ich infrastruktury nie demonizowałbym. Moje pierwsze spotkanie z szefem tej firmy wyglądało obiecująco - mówił mamy infrastrukturę i będziemy inwestować. W tej chwili i jedno, i drugie nie jest już dla mnie takie oczywiste, choć nadal liczę, że będzie inaczej, i tego oczekuję. To bardzo ceniony operator w Szwecji. Niewiele brakowało, aby otrzymał licencję na usługi mobilne w trybie bezprzetargowym.

GP- Panuje opinia, że na rynku komórkowym działa oligopol. Może teraz jest szansa na jego rozbicie?

- Słyszałem ten zarzut i przyznam, że nie był bezpodstawny, ale do pewnego czasu. Sam fakt, że regulator ogłosił możliwość wejścia nowego operatora, wejście do UE i nowe prawo telekomunikacyjne sprawiły, że konkurencja między operatorami mobilnymi jest silna, jak nigdy dotąd. Nie można mówić o oligopolu, kiedy jeden z operatorów wychodzi z propozycją Heyah i zbiera z rynku ponad milion abonentów. Nowych czy przejętych od konkurentów - tego nie wiem, ale na pewno skutecznie wszedł w pewną niszę rynkową. Zepsuł błogi nastrój i zmusił wszystkich innych do przysłowiowego galopu. Poza tym sprawił, że operatorzy zaczęli odchodzić od dofinansowywania aparatów telefonicznych, co było chorą koncepcją. To historyczna zmiana. Telekomy przechodzą do promowania usług, a nie telefonów, co było de facto promocją ich producentów. Mamy teraz nową sytuację na rynku, korzystną dla abonenta. W takim momencie następny operator, lub następni operatorzy, musi być uznanym podmiotem, a nie przysłowiową firmą "krzak". Musi mieć środki na inwestycje, solidny know-how i ciekawy pomysł na zaistnienie na rynku. Nowy podmiot musi sięgnąć po całe sektory konsumenckie, które są może mniej atrakcyjne rynkowo, ale ciągle są. Nie sądzę, aby 60-proc. nasycenie rynku było pełnym nasyceniem. Obserwuję, że Polacy są bardziej chętni do wydawania pieniędzy na telekomunikację niż mieszkańcy krajów sąsiednich czy Europy Zachodniej. Przy takim zapotrzebowaniu konsumenckim można wejść na rynek z nową ofertą.

GP- W takim razie, który z zachodnich telekomów mógłby pojawić się w Polsce, skoro najwięksi gracze są już w akcjonariatach polskich operatorów komórkowych?

- To najważniejsi operatorzy, choć ich pozycja jest bardzo niezrównoważona rynkowo i mogliby mocniej zaistnieć w Polsce. Kto jeszcze? Operatorzy ze Skandynawii, może z USA. Równie dobrze może być ktoś z Polski z dobrym pomysłem i pewnym źródłem finansowania.

GP- Czy mówiąc "mocniej zaistnieć", ma pan na myśli wchłonięcie polskich firm, co niektórzy z zachodnich operatorów mają w zwyczaju?

- To trudna kwestia. Kilka miesięcy temu można by było myśleć inaczej, ale dziś jesteśmy w UE. Dzięki temu zniknęło kilka barier formalnych dotyczących zmian własnościowych. Ale Polacy są przywiązani do pewnych zasad, wartości i nagłe wchłonięcie dużego polskiego podmiotu w sensie gospodarczym miałoby fatalny efekt w sensie wizerunkowym i reklamowym. Zmiana marki mogłaby się negatywnie odbić na liczbie abonentów. Polacy przywiązywali się i przywiązują do polskich marek. Tak było np. z czekoladami Wedla.

GP- Obecnie działający na polskim rynku operatorzy telefonii mobilnej chcą, aby czwarty operator wszedł na rynek na takich samych warunkach jak oni.

- To podnoszony przez operatorów komórkowych problem równego traktowania podmiotów gospodarczych. Ale zmieniło się prawo i nie ma powrotu do sytuacji sprzed kilku lat. Trzeba też pamiętać, że w momencie pojawienia się telefonii GSM operatorzy wchodzili na przysłowiową pustynię. Owszem, ponieśli nakłady na infrastrukturę, ale rynek konsumencki był cały do wzięcia. Teraz nowy podmiot będzie miał dużo trudniejsze zadanie. Z drugiej strony, opłaty za koncesje na UMTS okazały się być jednym z elementów destrukcyjnych na polskim rynku telekomunikacyjnym, gdyż były nienormalnie wysokie. Ich wielkość ustalano w czasach rozkwitu nowych technologii, kiedy wydawało się, że okres prosperity nigdy się nie skończy, a tak naprawdę pogłębiły kryzys, z którego firmy telekomunikacyjne teraz wychodzą. Moim zdaniem powinno się przyjąć rozwiązania legislacyjne, które umożliwią konwersję opłat za koncesję na nakłady na inwestycje. Myślę o technologiach 3G i dostępie do internetu, bo to one wyznaczają przyszłość. Proszę zauważyć, że cała Europa odchodzi od polityki, w której państwo najpierw ściągało ogromny haracz od operatorów za koncesje, telekom jako jej rzekomy beneficjent musiał ją wliczyć w koszty, które później uwzględniał w cenach i ostatecznie za wszystko płacił abonent. Obecnie dominować zaczyna tendencja, której sam jestem zwolennikiem, a która zmierza do tego, aby pozwolić operatorom działać, zdobywać klientów, przynosić zyski, a państwo niech zarabia na płaconych przez nie podatkach. Popatrzmy na telefonię stacjonarną. Gdzie byłyby teraz Netia, Dialog, Szeptel, gdyby ustawowo nie zamieniono wysokich opłat koncesyjnych na możliwość inwestowania. O wielu mówiłoby się w czasie przeszłym, a rozkwitają, mówi się o przejęciach i połączeniach. To przykład rozsądnego interwencjonizmu państwa, które nie dało ani grosza, ale zostawiło im możliwość rozwoju.

GP- Może sposobem będzie wprowadzenie wirtualnego operatora?

- Mój poprzednik wydał cztery zezwolenia i miał cztery awantury, ja około siedemdziesięciu i ani jednej. Taką zgodę traktuję jako aprobatę na obecność, ale nie jako gwarancję sukcesu, bo to zweryfikuje rynek. Operator wirtualny musi mieć własny pomysł na usługę, którą chce świadczyć. Powiedzmy szczerze - jaki interes ma operator niewirtualny w tym, że odstępuje swoje karty SIM wirtualnemu, który z założenia odbiera mu klientów. Wtedy jest tylko pośrednikiem, a jeśli jest w dodatku nieudacznikiem, to zaszkodzi operatorowi, z którym współpracuje.
Potrzebny jest dobry przykład, że takie usługi są potrzebne. Myślę, że dopiero większe nasycenie rynku zmusi operatorów do szukania niszy rynkowej.

Rozmawiał Marcin Kwaśniak

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: oczekiwania | operator | operatorzy | rynek telekomunikacyjny | UMTS
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »