Palikot: Związkowcy nie reprezentują większości polskiej gospodarki

Piątek (13.09) jest trzecim dniem związkowych protestów w Warszawie - zaplanowane są kolejne akcje przed ministerstwami, a także debaty i wystąpienia.

Piątek (13.09) jest trzecim dniem związkowych protestów w Warszawie - zaplanowane są kolejne akcje przed ministerstwami, a także debaty i wystąpienia.

Kulminacja protestu ma nastąpić w sobotę, gdy w stolicy ma pojawić się nawet sto tysięcy demonstrantów. Janusz Palikot krytykuje akcję protestacyjną związkowców. Szef Ruchu Palikota mówił, że centrale związkowe przedstawiają się jako obrońcy interesu większości - a to jego zdaniem nieprawda, bowiem nie reprezentują sektora małych i średnich przedsiębiorstw, który odpowiada za wytworzenie 3/4 polskiego PKB.

Reklama

Źródło: TVN24/x-news

- - - - -

Lewiatan: Propozycje związkowców nierealne

- Propozycje związkowców są nierealne, a ich realizacja byłaby niezwykle kosztowna - ocenia ekspert Konfederacji Lewiatan Jeremi Mordasewicz.

Według dziennika "Rzeczpospolita", spełnienie postulatów kosztowałoby państwo nawet 150 miliardów złotych, a także zwiększyłoby bezrobocie o 300 tysięcy osób.

Jeremi Mordasewicz w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową wyraził opinię, że zapłaciliby za to wszyscy Polacy, ponieważ musielibyśmy płacić wyższe podatki na realizację propozycji związkowców.

Zdaniem Mordasewicza, flagowy projekt związkowców - obniżenie wieku emerytalnego - miałby katastrofalne skutki. Ekspert argumentował, że obecnie płacone składki przez 15 milionów pracowników, nie pokrywają nawet połowy wypłat emerytur i rent. Dlatego - według niego - przywracając wiek emerytalny kobiet do 60. lat, należałoby zmniejszyć emerytury kobiet o 1/3. Mordasewicz szacuje, że jeżeli postulat dotyczący wieku emerytalnego wszedłby w życie, każdy pracujący musiałby płacić od 100 do 200 złotych więcej na ZUS.

Z kolei analityk Marek Wołos uważa, że obniżenie wieku emerytalnego oznaczałoby podniesienie kosztów pracy dla pracodawców i obniżenie pensji dla pracowników.

Zdaniem Jeremiego Mordasewicza, wielkimi problemami skończyłoby się też odejście od elastycznego czasu pracy. Mówił, że w sytuacji, kiedy zaczyna brakować zleceń, firmy musiałby zwalniać pracowników, by za jakiś czas zacząć zatrudniać nowych. To by generowało koszty odpraw dla pracowników, a później koszty ich rekrutacji i szkoleń.

Paweł Graś: Rząd nie lekceważy związkowców

Źródło: TVN/x-news

Marek Wołos uważa, że odejście od elastycznego czasu pracy może spowodować spadek liczby miejsc pracy. Dodaje, że w wielu krajach Europy po zastosowaniu tej zasady po kilku latach bezrobocie znacząco spadło.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Ocenia też, że podniesienie płacy minimalnej do wysokości 50 procent średniej pensji, w krótkim terminie nie jest dobrym pomysłem. W jego opinii może to doprowadzić do zwolnień, ponieważ gwałtownie wzrosną koszty pracodawców, którzy będą szukali oszczędności, zmniejszając zatrudnienie lub będą przenosili produkcje do innych krajów. (IAR)

ZOBACZ AUTORSKĄ GALERIĘ ANDRZEJA MLECZKI

Dowiedz się więcej na temat: Janusz Palikot | akcje | polska gospodarka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »