Papier trzyma się nieźle

Rozmawiamy z Arkadiuszem Widawskim, współtwórcą i redaktorem naczelnym drukowanego magazynu Online Marketing Polska oraz organizatorem Kongresów Online Marketing.

INTERIA.PL: Jesteśmy po 5. Kongresie Online Marketing. Jakie wrażenia?

- Okazało się, że był to największy event marketingowy tej wiosny. Cieszę się bardzo z tego, że wzięło w nim udział 320 osób i w odróżnieniu od innych konferencji, ta w całości była dla decydentów marketingowych w firmach różnych wielkości. Zaliczam go do bardzo udanych, tym bardziej, że bardzo wysoko ocenili go sami uczestnicy. Mam z nimi bardzo bliski kontakt, słucham ich i z radością mogę realizować konferencje, których potrzebują.

INTERIA.PL: Zwykle konferencje branżowe trwają dwa dni, a Kongres trwa tylko dzień. Dlaczego?

Reklama

- Przede wszystkim nie uważam, że Kongres jest wydarzeniem branżowym. Uczestnikami raczej nie są pracownicy agencji, tylko marketerzy i to z najróżniejszych branż. Zrobiliśmy badania, z których wynikało, że akurat oni bardziej potrzebują eventu jednodniowego, bo nawet zdroworozsądkowo trudno się komukolwiek we współczesnym świecie wyrwać na 2 lub 3 dni. Na razie pozostajemy przy formule jednodniowej, jednak gdy uczestnicy będą chcieli inaczej, to naturalnie się do ich potrzeb dostosuję.

INTERIA.PL: Wszystko zaczęło się od magazynu drukowanego o marketingu w internecie. O internecie w druku? Nie jest to pewna sprzeczność?

- Magazyn Online Marketing Polska powstał w 2011 roku w następstwie Kongresu, nie odwrotnie. Bardzo dużo czasu spędziliśmy nad tym, aby dostarczyć klientom takie treści, jakich potrzebują również w formie, jaką chcą. Zrobiliśmy zatem badania, aby poznać te potrzeby i okazało się, że zdecydowana większość osób oczekiwała treści właśnie drukowanych, narzędziowych, dzięki czemu usiądą przed ekranem i będą mogli w komfortowy sposób wdrożyć rozwiązania, o których piszą autorzy. W przypadku takiej wiedzy Czytelnikom zależało, aby nie skanować treść, ale czytać ją dokładnie, analizować i stosować w swojej firmie.

INTERIA.PL: Czy Twoim zdaniem w internecie nie można z taką samą wydajnością czytać?

- Powiem więcej. Treści w internecie się skanuje i wiadomo to już od dawna. Internet realizuje trochę inną potrzebę. Przede wszystkim potrzebę informacyjną. Trudno się jednak nam z ekranu uczyć, a moją podstawową misją jest właśnie edukacja. Z pewnością zmienia się to, jak konsumujemy treść w internecie i zauważam, że coraz ważniejsze stają się usługi - bankowość, telewizja, społeczności. Ja coraz bardziej postrzegam internet jako narzędzie, a nie miejsce do konsumpcji treści sensu stricte. Od niej są dziś urządzenia mobilne - tablety, czy czytniki ebooków. Być może kolejne pokolenie będzie potrafiło się również uczyć z ekranu, kto wie.

INTERIA.PL: To może tablety są dobrym miejscem dla wydawców?

- Myślę, że każdy wydawca mocno przygląda się potencjałowi urządzeń mobilnych. Osobiście nie sądzę, aby któryś znalazł jeszcze dobry sposób monetyzowania treści wydawniczych. Są próby, które w mojej ocenie nie są wystarczająco obiecujące, aby wydawcy ruszyli na podbój urządzeń mobilnych. Wydawcy koncentrują się na e-commerce, czyli obecności w e-kioskach, mimo że jest to świat małych liczb. Nigdy tego nie ukrywałem, że wydawanie musi się opłacać, aby otrzymywać dobrej jakości publikacje. Obecność wizerunkowa na tabletach ma prawo bytu tylko do pewnego momentu. Ponadto największym problemem z mojej perspektywy jest to, że tablet jest konsumowany przede wszystkim do celów prywatnych. To jest pewien kłopot dla wydawców z segmentu B2B, takich, jak my. Skoro zatem tego typu treści obecnie nie są konsumowane na tabletach, to dajemy czytelnikom papier. Powiem kontrowersyjnie, ale papier trzyma się nieźle, szczególnie w wydawnictwach specjalistycznych. To dzienniki krzyczą najgłośniej i nie bez powodu.

INTERIA.PL: A wersje elektroniczne czasopism w formie PDF?

- Dotychczas miałem trzy takie zapytania. Nie oznacza to, że zamierzamy je ignorować. Cały czas przyglądamy się temu tematowi, ale moje osobiste zdanie jest takie, że w internecie jest internet, a nie gazeta. Dzisiaj konsumenci oczekują czegoś więcej niż przeniesienie magazynu do internetu. My w tej chwili pracujemy nad czymś nowym również w online, czym myślę, że zaskoczymy rynek.

INTERIA.PL: Jak oceniasz kondycję mediów w Polsce? Statystyki mimo wszystko pokazują, że media tradycyjne są wypierane przez te elektroniczne.

- W pewnych obszarach tak, w innych nie. Z pewnością portale internetowe, jak np. INTERIA.PL potrafią zaspokoić podstawową potrzebę informacyjną, którą do tej pory realizowały dzienniki. I to one mają głównie problem. Liczba tygodników się nie kurczy, a rośnie, więc musi to coś mówić o popycie na nie. Gdy zajrzymy do kiosków czy salonów prasowych, widzimy półki uginające się od nowych tytułów. Uważam zatem, że media tradycyjne nie umrą, co najwyżej przejdą pewną ewolucję. Do tradycyjnych mediów zaliczamy przecież też telewizję. Czy może powinienem powiedzieć, że zaliczaliśmy, bo czym w tej chwili różni się YouTube z dedykowanymi kanałami, a wkrótce płatnymi, od telewizji, którą znamy od lat. Zmienia się z pewnością sposób konsumpcji mediów. Coraz trudniej skupić nam uwagę na jednej czynności. Coraz częściej oglądaniu telewizji towarzyszy komentowanie na telefonie, czytanie na tablecie., ale oglądamy jej wciąż bardzo dużo, a niektórzy twierdzą, że oglądamy jej coraz więcej. Z kolei czytaniu na tablecie towarzyszy chatowanie, sprawdzanie poczty itp. Ja sam złapałem się na tym, że próbując czytać na tablecie, co chwilę rozpraszały mnie powiadomienia, które traktowałem jako coś naturalnego. Gdy po 6 miesiącach kupowania mojego ulubionego tygodnika w wersji tabletowej, poszedłem do kiosku po papier, to miałem wrażenie, że trzymam w ręku kompletnie inny produkt. Co więcej, uważałem, że jest on bardziej prestiżowy i przeczytałem go znacznie szybciej niż robiłem to na tablecie. Nie wróciłem już do czytania tego ulubionego tygodnika na tablecie. Sięgam po te wydawnictwa, które są niedostępne na rynku polskim lub które kosztują fortunę. Z jakiegoś powodu czuję jednak, że prasa na tablecie to nie to samo i wiem, że nie jestem w tym poglądzie odosobniony.

INTERIA.PL: Czy obecnie marketerzy rzeczywiście bardziej skupiają swój wzrok ku promocji w sieci niż w prasie, czy telewizji?

- To zależy. Mówi się, że reklama w sieci z roku na rok tylko rośnie. Ludzie w pewnym momencie zaczęli na hurra wydawać pieniądze w internecie niekoniecznie optymalizując te kampanie lub chociaż znając się na tym i rozumiejąc, na czym to polega. Wszyscy tam są, będę i ja. Promocji w sieci wcale nie postrzegam jako łatwej, lekkiej i przyjemnej. Sześć miesięcy dla internetu to już czas, podczas którego z dużym prawdopodobieństwem dokona się przełom, dlatego trzeba się uczyć znacznie częściej i intensywniej niż wcześniej. Co do kampanii telewizyjnych, to nie jest tak, że np. 1 milion z reklamy telewizyjnej nagle w tej samej wysokości jest przenoszony do internetu. Zwykle zmianie polityki promocyjnej na internetową towarzyszy też cięcie wydatków w ogóle, a formy reklamowe stają się coraz bardziej wyrafinowane. Niestety dla czytelników - też coraz mniej zauważalne.

INTERIA.PL: Jesteś przeciwnikiem gwałtownego cięcia kosztów marketingowych w kryzysie. Z czego to wynika?

- Jestem zwolennikiem wykorzystania kryzysu do gwałtownego wzrostu, a nie kopiowania powszechnych zachowań. Mało kto myśli, że gdy inni tną, dla mnie to szansa na zwiększenie sprzedaży. Łatwiej będzie nas zauważyć, gdy innych nie widać. To jest trochę tak, jak z rynkiem kapitałowym - podstawowa zasada brzmi "kupuj wtedy, gdy inni sprzedają, a sprzedawaj, gdy inni kupują". Podobnie z nieruchomościami, czy innymi aktywami. Tzw. tłum zachowuje się jednak całkowicie inaczej. Wszystkie nasze konferencje i magazyn powstały przecież właśnie w kryzysie. Uważam, że trzeba wykorzystać ten czas, bo potrafi wyzwolić on duże pokłady kreatywności. Może zatem zamiast cięcia, warto zastanowić się jak wyróżnić się na tle konkurentów, aby zyskać efekt skali, o który wbrew pozorom łatwiej w czasach dekoniunktury niż prosperity.

INTERIA.PL: Jak widzisz przyszłość wydawców i dziennikarstwa w Polsce?

- Myślę, że zawód dziennikarza przejdzie poważną ewolucję i dziennikarz stanie się bardziej managerem projektów wydawniczych. Będą to praktycy posiadający rzeczywistą wiedzę ekspercką, którzy przez to są bardzo wiarygodni. Dzisiaj dziennikarzem jest każdy bloger, a wydawcą każda osoba, która ma swoją stronę internetową. I nie ma w tym nic złego. Nieważne jest nazewnictwo, ale rzeczywista wartość, która idzie za każdym projektem i każdą osobą. To trochę tak, jakbym miał też nazwać siebie nauczycielem, bo poprzez konferencje, czy artykuły uczę. Świat się bardzo zmienia, ale czy właśnie ta zmiana nie sprawia, że życie jest fascynujące, a praca ciekawa?

Dziękuję za rozmowę.

Polecamy: PIT 2012

Dowiedz się więcej na temat: marketing | zły | papier | nietrzymanie | papiery | Polska | online
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »