"Piątka PiS" nie spina się z regułą wydatkową

Rząd PiS ma do wyboru - albo zrezygnować z nowego pakietu wyborczych obietnic zwanych nową "piątką PiS" lub go ograniczyć, albo złamać tzw. regułę wydatkową, co podważy wiarygodność polskich finansów publicznych na świecie. W Ministerstwie Finansów trwają gorączkowe wyliczenia, czy jedno z drugim można spiąć. I - jak na razie - nie wychodzi.

- W żaden sposób im się to nie zepnie - mówi Interii były minister finansów w rządzie PO-PSL Mateusz Szczurek, przesądzając o wynikach prac resortu i odsyłając do wyliczeń z poniedziałkowego apelu osiemnastu ekonomistów, który sam sygnował.

Bo w gmachu przy ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie światła w nocy nie gasną. I bynajmniej nie wynika to z nonszalancji dla oszczędności energii, co byłoby karygodne. Urzędnicy liczą, jakie skutki spowodują obietnice wyborcze prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego dla finansów publicznych w przyszłym roku. Nie tylko dla deficytu budżetowego i wielkości koniecznego w związku z tym dodatkowego zadłużenia, ale przede wszystkim czy można je pogodzić z tzw. regułą wydatkową. To znaczy, czy obiecane przez prezesa PiS wydatki uda się jakoś pomieścić, czy też regułę trzeba będzie złamać. A to oznaczałoby złamanie prawa.

Reklama

- Liczymy, liczymy, analizujemy, liczymy - mówi Interii wysoki przedstawiciel Ministerstwa Finansów zapytany, czy "piątkę" da się w regule pomieścić.

- Na razie liczymy - odpowiada na pytanie, czy już są jakieś wyniki tych wyliczeń.

Inny wysoki urzędnik resortu, pytany kiedy będą znane efekty prac resortu, uciekając przed dziennikarzem Interii rzuca tylko przez ramię - APK.

Co ten magiczny skrót oznacza?

To jeden z najważniejszych dokumentów finansowych państwa, czyli Aktualizacja Programu Konwergencji. Co roku Polska jako państwo europejskiej Wspólnoty zobowiązana jest dokonać takiej aktualizacji i przedstawić ją Komisji Europejskiej. APK zawiera sprawozdanie z bieżącej sytuacji finansów publicznych w oparciu o wykonanie budżetu w minionym roku, scenariusze, strategię i cele średniookresowe, czyli na trzy lata w przód oraz zapowiedź starań w długim okresie o utrzymanie stabilności finansowej. Aktualizacja musi być do końca kwietnia przesłana do Brukseli, a więc przyjęta przez rząd i ogłoszona powinna zostać przynajmniej w ostatnich dniach przyszłego miesiąca.

W ubiegłorocznej Aktualizacji Programu Konwergencji napisano: "Priorytetowy cel rządu stanowi utrzymanie stabilności finansów publicznych przy wspieraniu inkluzywnego wzrostu gospodarczego. Oznacza to konieczność prowadzenia polityki budżetowej, która uwzględnia ograniczenia wynikające z reguł fiskalnych zapewniających zachowanie stabilności finansów publicznych". Czy takie zdania rząd będzie w stanie powtórzyć w tym roku, zważywszy na plany wzrostu wydatków związanych z "piątką"? Rząd zadeklarował też rok temu, że planuje ograniczenie deficytu sektora finansów publicznych do 0,7 proc. PKB w 2021 roku.

"Równocześnie automatyczny mechanizm korygujący zawartej w polskich przepisach stabilizującej reguły wydatkowej wymusi ograniczenie tempa wzrostu wydatków spójne z wymogami dochodzenia do średniookresowego celu budżetowego, określonego na podstawie Paktu Stabilności i Wzrostu jako deficyt strukturalny 1 proc. PKB" - pisał w zeszłym roku rząd do Komisji Europejskiej. Dodajmy, ze Pakt Stabilności i Wzrostu to traktatowy fundament polityki fiskalnej obowiązujący wszystkie państwa Wspólnoty.

- Chcę powiedzieć z punktu widzenia sytuacji gospodarczej, wzięliśmy wszystko, co jest możliwe na tym etapie dobrej zmiany. Zdecydowaliśmy się na zwiększenie deficytu budżetowego do 2, może nawet 3 proc. PKB. Będziemy starali się, żeby było poniżej 3 proc., bo takie są reguły Unii Europejskiej - mówił w miniony weekend premier Mateusz Morawiecki na spotkaniu w Strzelinie.

Przypomnijmy jakie są nowe obietnice wyborcze PiS. Pierwszą jest 500 plus na każde, a więc także i na pierwsze dziecko. Druga to "trzynasta" emerytura dla wszystkich emerytów - ma zostać wypłacona jeszcze w maju tego roku. Trzecia to "zerowy" PIT dla zatrudnionych poniżej 26 roku życia, czarta - obniżka stawki PIT z 18 do 17 proc. dla wszystkich pracujących, a piąta - podniesienie kosztów uzyskania przychodu dla pracujących. Według słów premiera wszystko to razem ma kosztować budżet ok. 40 mld zł w przyszłym roku. Co do tych szacunków ekonomiści są dość zgodni.

Wiadomo, że Ministerstwo Finansów pracowało już wcześniej nad propozycjami numer trzy, cztery i pięć. Ale o 500 plus na każde dziecko i "trzynastej" emeryturze dowiedziało się dopiero z ust prezesa PiS, gdy ogłosił "piątkę" 23 lutego. Dlatego w pewnym momencie zrobiło się głośno o dymisji minister finansów Teresy Czerwińskiej. Przez kilka dni przecierała oczy ze zdumienia. Bo obietnice numer jeden i dwa to główny koszt "piątki" i przekraczają w skali roku 25 mld zł.

Jaki będzie deficyt

Choć premier mówi o zwiększeniu "deficytu budżetowego do 2, może nawet 3 proc." nie sam deficyt budżetowy jest najważniejszy. Ważniejszy jest od niego tzw. deficyt strukturalny. To pojęcie oznacza, że deficyt sektora finansów publicznych należy liczyć "po oczyszczeniu" z cyklicznych wahań koniunktury i w średnim okresie, a więc zgodnie z Paktem Stabilności i Wzrostu. Jaki jest w Polsce deficyt strukturalny?

Dużo wyższy niż budżetu, bo mamy wciąż znakomitą koniunkturę gospodarczą i ta powoduje, że w zeszłym roku deficyt ten wyniósł nieco ponad 10 mld zł. W 2017 roku deficyt strukturalny wynosił 2,1 proc. PKB, a w 2018 roku miał wzrosnąć do 2,8 proc. Z powodu bardzo dobrego wykonania zeszłorocznego budżetu zapewne był mniejszy, ale ostatecznych danych jeszcze nie znamy. Zostaną podane w kwietniu, w APK.

- Deficyt strukturalny powinien być dużo lepszy niż jest. Zapowiedzi pewnych wydatków mogą spowodować, że się pogorszy. Te zapowiedzi i wydatki sztywne przyczynią się do podwyższenia deficytu strukturalnego - mówi Interii pragnący zachować anonimowość przedstawiciel Komisji Europejskiej.

Przed wzrostem deficytu strukturalnego ma Polskę chronić uchwalona w 2013 roku tzw. stabilizująca reguła wydatkowa. Przypomnijmy, że w 2015 roku większość PiS przegłosowała jej rozluźnienie, co pozwala na większy wzrost wydatków. O co chodziło? Reguła jest dość sztywnym matematycznym wzorem, który trudno "naciągnąć", a jedną ze zmiennych w tym wzorze jest inflacja. A to akurat "naciągnąć" się dało.

W uproszczeniu - kiedy inflacja jest niska, reguła powściąga rząd przed zwiększaniem wydatków. A inflacja od kilku lat jest bardzo niska, poniżej celu Rady Polityki Pieniężnej. Zastąpiono więc bieżącą inflacje - celem RPP i w ten sposób zwiększono limit wzrostu wydatków.

Reguły ma ograniczać wzrost wydatków instytucji rządowych i samorządowych w relacji do średniego tempa wzrostu PKB. Chodzi o to, żeby w okresie dobrej koniunktury wydatki rosły wolniej niż PKB, a w okresie spowolnienia gospodarczego - mogą rosnąć szybciej. Regułą jest objętych około dwie trzecie wydatków sektora rządowego i samorządowego. Osiemnastu ekonomistów, w tym pięciu byłych ministrów finansów policzyło, że reguła pozwala zwiększyć w przyszłym roku wydatki o 42 mld zł.

Tymczasem jednak wzrost wydatków na przyszły rok, do którego już przymierzają się resorty lub który został już narzucony przez inne ustawy wynosi - bagatela - 70 mld zł. To o 28 mld zł więcej niż pozwala reguła. A jeśli dodamy do tego obietnice z "piątki" - mamy już blisko 70 mld zł więcej.

Ekonomiści apelują o rozwagę

Powodem nocnego życia w gmachu przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie jest fakt, że urzędnicy - zgodnie ze słowami minister finansów - szukają pieniędzy na "piątkę PiS" - "zarówno po stronie dochodowej, jak i wydatkowej budżetu". Ekonomiści twierdzą jednak, że nie ma szans, by je znaleźć.

"Poszukiwanie oszczędności tego rzędu w innych elementach sektora finansów publicznych lub wypchnięcie w większości sztywnych wydatków o takiej skali poza sektor jest czystą utopią" - napisali w apelu do polityków PiS by ci zaniechali destabilizacji finansów publicznych.

Ekonomiści argumentują, że nawet wszystkie założenia dotyczące uszczelnienia i poprawy ściągalności podatków i tak nie pozwolą na wzrost wydatków zgodny z regułą. Dobrze, że "luka VAT" się zmniejsza, ale przecież nie może być ujemna. Reguła zostanie zatem przekroczona o co najmniej 41 mld zł. Dodajmy, że wszystko to zostało policzone bez uwzględnienia oczekiwań nauczycieli co do wzrostu płac oraz kosztów, jakie poniosą samorządy na przystosowanie szkół do nauki "podwójnego rocznika".

Im większe będzie spowolnienie gospodarcze w tym i przyszłym roku, tym większa pewność, że jeśli nie w 2020, to w 2021 roku deficyt finansów publicznych przekroczy 3 proc. PKB. A Polska popadnie ponownie w unijną procedurę nadmiernego deficytu. Konsekwencje tego już znamy.

Jacek Ramotowski

Pobierz darmowy: PIT 2018

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »