Pieniądze mogą dać szczęście?

Czy właśnie po to wchodzi się na szczyt bogactwa, żeby zobaczyć, że niczego tam nie ma? Że nie samo posiadanie, ale dopiero dzielenie się majątkiem może dać prawdziwą satysfakcję?

Ludzie zamożni są coraz bardziej świadomi, że stan ich portfela jest jednocześnie nakazem, zobowiązaniem do wzięcia na siebie części odpowiedzialności za innych, za przyszłość świata, pomocy tym, którzy sami nie potrafią sobie poradzić, bo są za słabi, żeby mierzyć się z dramatem choroby, ubóstwa, braku perspektyw...

Nowoczesnemu filantropowi nie wystarcza już uspokojenie sumienia hojnym datkiem na zbożny cel. Coraz częściej pieniądze są dawane mądrze i racjonalnie. Potrzebujący nie dostają ryby, ale wędkę, a fundacje skrupulatnie przeliczają skuteczność i efektywność swoich działań.

Reklama

Buffet - bogaty i skąpy?

Legendarny inwestor Warren Buffet nie zamierza zostawiać swojemu potomstwu fortuny. Jego dzieci (z pierwszego małżeństwa) nie pławią się w bogactwie. Każde z nich po ukończeniu studiów dostało 10 tys. dol. "odprawy z domu", poza jednym, które miliarder wydziedziczył, gdy zarzuciło ojcu skąpstwo.

"Bogaty człowiek powinien zostawić dzieciom tyle pieniędzy, aby mogły robić, co tylko chcą, ale nie tyle, aby nie musiały nic robić" - mawia Buffet i tego się trzyma. Sam zresztą żyje, jak na miliardera, dość oszczędnie. Swojej drugiej żonie kupił pierścionek zaręczynowy w jednym z należących do niego sklepów, korzystając ze zniżki przysługującej pracownikom firmy, a po ślubie zabrał ją na rybę do pobliskiej smażalni.

Działalność charytatywna w jego przypadku nie jest więc kaprysem bogacza lub marketingową sztuczką, mającą zapewnić przychylność bliźnich. Bo Buffetowi nigdy nie chodziło o pieniądze.

- Zawsze uważałem pieniądze za rodzaj czeków wystawionych mi przez społeczeństwo - mówił Buffet w jednym z wywiadów. - Za moje pieniądze mógłbym wynająć 10 tys. ludzi, którzy do końca życia codziennie malowaliby moje portrety. Ale wtedy te 10 tys. przeze mnie nie pracowałoby nad nowymi szczepionkami przeciwko AIDS lub nie pomagałoby chorym w szpitalu.

Zarabianie pieniędzy to jedno, ale rozumne ich wydawanie to całkiem inna sztuka. Ja już nie zdążę się jej nauczyć - mówi prawie 80-letni inwestor, który na tegorocznej liście najbogatszych "Forbes'a" znalazł się na trzecim miejscu. Wartość jego inwestycji podliczono na 47 mld dol.

Dlatego przekazuje swoje pieniądze tym, którzy - jak sądzi - potrafią zrobić z nich właściwy użytek. Ponad 80 proc. jego majątku zasili konta fundacji Billa i Melindy Gatesów, największej organizacji charytatywnej na świecie, która dziś zarządza ponad 30 mld dolarów.

Fundacja prowadzi działalność na całym świecie, finansując programy edukacyjne, rozwoju rolnictwa i opieki zdrowotnej w najbiedniejszych krajach.

Dobroczynny przemysł

Fundacja Gatesów była niewątpliwie pierwszym krokiem ku nowemu pojęciu filantropii. Dotychczas taka działalność była kojarzona raczej z datkami dla najbiedniejszych i innymi równie szlachetnymi, co nieskutecznymi inicjatywami.

Ale miliarderom nie chodzi jedynie o to, by po prostu rozdawać pieniądze. Wielu doszło do fortuny niejako od zera (jak chociażby Gates i Buffet), znają więc wartość pieniądza, wiedzą jak ciężko trzeba nieraz nań zapracować i jak często nawet niewielkie sumy mogą dawać ogromy efekt. Dlatego celem numer jeden nowoczesnej filantropii jest efektywność. Innymi słowy organizacja charytatywna ma być zarządzana, jak sprawne przedsiębiorstwo. A na pewno być bardziej efektywna niż władze publiczne.

Założona w 2000 roku fundacja Gatesów spełnia te warunki. Zatrudnia 850 osób. Stawia sobie bardzo ambitne cele: walkę z malarią i polio, wirusem HIV, redukcję głodu i biedy w Afryce czy zwiększenie liczby studentów pochodzących z ubogich rodzin. Fundacja finansuje badania nad lekami, prowadzi badania nad uprawą w Afryce, czy wprowadza nowe programy dokształcania nauczycieli.

Przy każdym programie pomocowym podstawowym kryterium oceny jest efektywność: jakie konkretnie efekty przyniesie i w jakim czasie. Z tego są rozliczane osoby proszące o pomoc.

Nowoczesna filantropia korzysta zresztą obficie z korporacyjnych metod zarządzania i marketingowych pomysłów. Np. jedna z brytyjskich organizacji charytatywnych wysyła bożonarodzeniowe katalogi z prezentami. Można np. kupić... osła dla wybranej afrykańskiej wioski.

Świat biznesu także coraz poważniej interesuje się w ostatnich latach działalnością dobroczynną. "Forbes" dołączył do swoich różnorakich rankingów również listę najhojniejszych filantropów, powstają wyspecjalizowane instytucje i centra doradcze, które doradzają, jak najefektywniej pomagać potrzebującym.

Amerykański styl

Centrum światowej działalności charytatywnej mieści się w Stanach Zjednoczonych i to nie tylko ze względu na bogactwo tego kraju, ale również na głębokie tradycje. USA tworzyli bowiem, a potem budowali potęgę gospodarczą tego kraju, protestanci. Max Weber doszukuje się związku między etyką protestancką a rozwojem kapitalizmu. Takie cechy jak pracowitość, sumienność, dążenie do doskonałości znacząco ułatwiają sukces w gospodarce wolnorynkowej. Według protestanckich zasad etycznych bogactwo, które osiąga się dzięki oszczędności i wytrwałej pracy w żadnym razie nie może być powodem do wywyższania się nad innymi - byłoby to śmiertelnym grzechem. Dobra ziemskie są jedynie efektem ubocznym kultywowania odpowiednich cnót, można je zatem gromadzić, lecz w żadnym wypadku nie należy się nimi nadmiernie cieszyć.

W purytańskiej Ameryce XIX wieku te idee znalazły wielu zwolenników, by wspomnieć chociażby seniora rodu Rockefellerów, Thomasa Mellona czy wreszcie magnata stalowego Andrew Carnegie.

Ten twórca koncernu, który do dziś funkcjonuje pod nazwą US Steel, napisał nawet pod koniec XIX wieku "Ewangelię bogactwa", w której zawarł pogląd, że życie człowieka składa się z dwóch części: w pierwszej zajmuje się on gromadzeniem dóbr, w drugiej zaś winien je rozdawać. Teorię poparł praktyką. Zanim zmarł, rozdał prawie cały swój majątek, w sumie około 475 milionów dolarów. Oprócz 2,5 tysiąca bibliotek pozostawił po sobie obiekt westchnień każdego muzyka i melomana - słynną salę koncertową Carnegie Hall.

Podobne duchowe motywacje przyświecały Johnowi D. Rockefellerowi, gdy zakładał największą w swoich czasach fundację dobroczynną na świecie. "Bóg dał mi te pieniądze" - mawiał nieraz o swoim majątku. Rockefeller po prostu jedynie dobrze tymi pieniędzmi zarządzał i nie miał żadnych oporów, by część tego "boskiego daru" przeznaczyć dla tych, którzy potrzebowali go bardziej niż on.

Nic więc dziwnego, że to właśnie Stanach Zjednoczonych mit dobroczynności jest najżywszy i najpowszechniejszy. W zasadzie trudno znaleźć bogacza, który by chociaż raz w życiu nie wsparł jakiejś szlachetnej inicjatywy, a większość przeznacza na cele dobroczynne znaczną część swojego majątku.

Przedstawiciele młodszego pokolenia najbogatszych, tacy jak Pierre Omidyar i Jeff Skoll, założyciele e-Bay, również ofiarują miliardy dolarów, aby "świat stał się lepszy". A gdy właściciele Google'a Sergey Brin i Larry Page wprowadzili spółkę na giełdę, zapowiedzieli, że część kapitału i zysków firmy staje się własnością Google.org, oddziału zajmującego się filantropią.

Sławne osobistości nie tylko wykładają własne pieniądze, ale też angażują swoje nazwisko i czas w zbiórki pieniędzy. Jest wśród nich na przykład Angelina Jolie, która przeznacza znaczne kwoty na organizacje opiekujące się uchodźcami.

Z badań wynika, że w ostatnich stu latach w USA na cele charytatywne przeznaczano średnio 2 procent PKB, a zwyczaj ofiarowywania datków upowszechnił się we wszystkich warstwach społecznych. Inicjatywa Buffeta i Gatesa może ten wskaźnik zwiększyć do 3-4 proc. A są to już pokaźne kwoty. Powoli przestaje się mówić o miliardach dolarów a zaczyna o bilionach.

Komu lepiej dać?

Nie ma jednak róży bez kolców. Zawsze pozostaje problem właściwego pokierowania strumienia dobroczynnych pieniędzy.

Większość miliarderów wciąż przekazuje swoje majątki instytucjom - szkołom, szpitalom, bibliotekom lub fundacjom. Nawet znany filantrop Morta Zuckerman, który wychwala amerykańską dobroczynność, przyznaje, że nie zawsze spełnia ona swoją rolę. Uważa wprawdzie, że uniwersytety, szpitale i muzea będące oczkiem w głowie bogaczy należą do najlepszych na świecie, ale dostrzega, jak wiele zostało do zrobienia w służbie zdrowia czy w szkołach.

Być może inicjatywa Giving Pledge poza efektem skali (bo napływają dziesiątki miliardów dolarów) przyniesie również nową jakość i - chociaż to nieprawdopodobnie trudne zadanie - miliardy od krezusów efektywnie posłużą milionom.

Tym bardziej, że filantropia nie ogranicza się przecież do Pledge Giving. W ostatnich dniach Human Right Watch otrzymała największy w swojej historii datek w wysokości 100 mln dol. Sponsorem był znany finansista George Soros, który od lat wspiera organizacje działające na rzecz poszanowania praw człowieka i demokracji. Na charytatywną ścieżkę wkroczył w 1979 roku, gdy zaczął przekazywać pieniądze na pomoc czarnoskórym studentom w RPA. Potem jego działania rozszerzyły się również na nasz region. Przejawami jego dobroczynnej działalności są m.in. Instytut Społeczeństwa Otwartego w Budapeszcie i warszawska Fundacja im. Stefana Batorego.

Świat uczy się od USA

W Europie również nie brakuje nowych bogaczy filantropów. Jest wśród nich założycielka sieci Body Shop Anita Roddick, francuski inwestor Arpad Busson. Rosyjski krezus mieszkający w Londynie Roman Abramowicz przeznacza miliony dolarów na poprawę warunków życia na Czukotce. Na wzniosłe cele część swoich pieniędzy przeznaczają nawet bogacze w Chinach. Bakcyla działalności charytatywnej połknęli nawet szefowie firm technologicznych w Indiach, np. Azim Premji i Nandan Nilekani z Bangalore.

Na naszym kontynencie brakuje spektakularnych przykładów na miarę amerykańską, bo i miliarderów jest nieco mniej i są różnice kulturowe w podejściu do bogactwa. Europejskie majątki są częściej niż za oceanem wstydliwie skrywane przed okiem publiczności, a i również znacznie częściej "przejadane".

Niemniej można się doszukać pozytywnych przykładów. Deutsche Welle informuje, że działalność charytatywna staje się coraz powszechniejsza u naszych zachodnich sąsiadów. Często są to niewielkie w porównaniu z wydatkami miliarderów kwoty, ale i tak cieszą.

W Halle pewna bogata lekarka przeznaczyła milion euro na ratowanie zabytkowego cmentarza. Wdowa po właścicielu oficyny wydającej podręczniki szkolne ratuje od ruiny ziemiańskie posiadłości w Brandenburgii. Miasto Goerlitz rokrocznie cieszy się, kiedy do kasy miejskiej wpływa anonimowa darowizna 500 tys. euro.

Jak doliczył się uniwersytet w Heidelbergu, co najmniej 140 z 300 bardzo zamożnych niemieckich rodów założyło fundacje. Robiły to nie tylko z "czystej miłości bliźniego". Kiedy przyjrzano się majątkowi zmarłego ostatnio twórcy supermarketów Aldi, Theo Albrechta, okazało się, że cała fortuna - szacowana przez "Forbes'a" na 16,7 mld euro - jest ulokowana w fundacjach, których nie można rozwiązać. Przedsiębiorca jeszcze za życia dopilnował, że jego dzieło nie zostało roztrwonione przez potomków.

Wstyd mieć za dużo

W Polsce próżno szukać tak spektakularnych akcji, jak ta ogłoszona przez Gatesa i Buffeta. W naszym kraju bogactwo wciąż jest zjawiskiem nieco wstydliwym, co wynika z równie fałszywego, co mocno utrwalonego poglądu, że "pierwszy milion trzeba ukraść", wzmacnianego przez dwuznaczne wypowiedzi polityków, że "jeżeli ktoś ma pieniądze, to skądś je ma". Filantropia bywa wiec postrzegana jako afiszowanie się majątkiem. Dlatego też polscy milionerzy stosunkowo rzadziej niż ich zachodni koledzy prowadzą głośne medialnie akcje dobroczynne.

Drugim powodem, który sprawia, że o polskiej filantropii słyszymy znacznie rzadziej niż o amerykańskiej, są różnice kulturowe, widoczne również w podejściu do instytucji państwa.

W USA obowiązujący jest mit self made mana - człowieka, który doszedł do wszystkiego własną pracą. Amerykanie nie liczą na wsparcie ze strony państwa, preferując radzenie sobie z problemami na własną rękę lub najwyżej w ramach lokalnych społeczności.

W Europie, gdzie socjalna rola państwa jest znacznie bardziej rozbudowana, zarówno oczekiwania pod adresem bogaczy są mniejsze, jak i oni sami mają na własny użytek wytłumaczenie, że nie będą łożyć pieniędzy na to, co powinno zapewnić państwo.

Polski biznes też się dzieli

W krajach - które tak, jak Polska - mają w dodatku za sobą pół wieku panowania nadopiekuńczego i najlepszego ustroju - socjalizmu, takie przeświadczenie może być jeszcze silniejsze. Zresztą wciąż jeszcze jesteśmy na dorobku, a więc i milionerów jest u nas znacznie mniej niż w innych krajach i średnio rzecz biorąc są nieco ubożsi.

Nie oznacza to jednak, że Polscy bogacze są skąpcami. Wielu z nich jest donatorami fundacji charytatywnych (by wspomnieć Polską Akcję Humanitarną) i uczestnikami wściekłych licytacji złotych serduszek Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Polscy bogacze przeznaczają na cele społeczne niemałe pieniądze. Najgłośniejsze przypadki darowizn i dotacji dotyczą instytucji religijnych, co może nasuwać podejrzenia, ze chodziło nie tylko o odruch serca, ale i o kształtowanie własnego wizerunku. Nie jest to żaden zarzut, w ojczyźnie filantropii USA, działalność dobroczynna korporacji jest ważnym elementem każdego planu biznesowego, żadna szanująca się firma nie może z tego zrezygnować.

W inicjatywach związanych z kościołem celują liderzy polskich list najbogatszych. Jan Kulczyk jest sponsorem sanktuarium na Jasnej Górze. Jego wsparcie jest tak znaczne, że opiekujący się klasztorem oo. Paulini nadali mu tytuł konfratra. Ryszard Krauze, twórca Prokomu, w 2006 r. darował archidiecezji krakowskiej dom rodzinny Karola Wojtyły w Wadowicach, w którym znajduje się teraz muzeum. Fundacja Ryszarda Krauze wspiera szkoły, domy dziecka, organizacje charytatywne, muzea, biblioteki.

Z kolei Roman Kluska podarował 15 mln zł na Sanktuarium Maryjne w Łagiewnikach. Wspominał nie raz, że spotykał wielu biznesmenów, którzy zgodnie ze starym polskim obyczajem przeznaczają 10 proc. dochodów na działalność charytatywną i kościół nazywając to - niejako tradycyjnie - dziesięciną.

Kluska jest polskim wzorcem filantropa wśród biznesmenów, może dlatego, że zakończył już karierę biznesową. Finansuje lub współfinansuje domy spokojnej starości, przytulisko dla bezdomnych, domy dziecka, przeznaczył 2 mln dolarów na fundację finansującą co roku studia ośmiu Polaków na uniwersytecie harvardzkim.

Troska o wykształcenie młodego pokolenia i fundowanie stypendiów to zresztą jeden z ulubionych celów dobroczynnych polskich milionerów. Stworzona w 1997 roku fundacja Aleksandra Gudzowatego Crescendum Est Polonia wyławia w polskich szkołach talenty i oferuje im stypendia na najbardziej prestiżowych uczelniach świata. Stawia jednak warunki: po studiach obdarowany wraca do Polski i tutaj wykorzystuje, to czego się nauczył.

Zygmunt Solorz-Żak nie angażuje się w dobroczynność osobiście, bo jak twierdzi, "ma za miękkie serce". Wszystkich zgłaszających się do niego z prośbą o pomoc odsyła do żony. Małgorzata Żak prowadzi Fundację Polsat, która wsparła dotąd 12 tys. chorych dzieci, prawie tysiąc szpitali oraz ośrodków medycznych. W sumie wydała 144 mln zł.

Pieniądze pod kontrolą

Zakładanie własnych fundacji staje się bardziej popularne niż wspieranie już istniejących. Stąd np. pomysł Leszka Czarneckiego założenia fundacji LC Heart. Fundator do połowy 2010 roku przekazał jej blisko 55 mln zł. Zyski z inwestycji kapitałowych zostały przeznaczone na działalność statutową, do tej pory Fundacja wydała ponad 8,5 mln zł na pomoc dla niepełnosprawnych i poszkodowanych w wypadkach dzieci i na programy stypendialne dla najzdolniejszych.

W Polsce trudność z oszacowaniem skali dobroczynności wśród bogaczy polega na wspomnianej już wcześniej anonimowości, po drugie jest ona bardzo rozproszona. Wielu lokalnych biznesmenów i menedżerów wspiera lokalne przedsięwzięcia. O działalności innych dowiadujemy się najczęściej przy okazji wręczania różnego rodzaju nagród biznesowych, a i wówczas informacje nie wychodzą poza wąskie biznesowe kręgi.

Np. Jędrzej Wittchen od kilkunastu lat wspiera finansowo Ośrodek dla Dzieci Ociemniałych w podwarszawskich Laskach. Funduje też stypendia dla najzdolniejszych wychowanków. Bogusław Cupiał wsparł potężnym datkiem szpital dziecięcy w Krakowie Prokocimiu. Szef polskiego Kreisela Szczepan Gawłowski chętnie udziela wsparcia potrzebującym, m.in. Fundacji Betlejemka, Mam Marzenie, Monar i Markot, Towarzystwu Przyjaciół Dzieci.

Do menedżerów - filantropów można zaliczyć również szefa Telekomunikacji Polskiej Macieja Wituckiego, który jeszcze jako prezes Lukas Banku podarował miejskiemu muzeum we Wrocławiu wspaniały barokowy kubek za 30 tys. euro. - Zawsze wychodziłem z założenia, że jeśli firmy, którymi kieruję mają wysokie przychody, to powinny część oddawać społeczeństwu - tłumaczył.

Również on jest współinicjatorem - razem z prezesem PZU Andrzejem Klesykiem - powołania fundacji stypendialnej dla dzieci ofiar katastrofy smoleńskiej. Na ich apel już w pierwszych tygodniach odpowiedziało 18 dużych firm, co oznacza, że w Polsce jest potencjał do działalności dobroczynnej.

Wciąż jednak jest ona słabo zorganizowana i mało przejrzysta. Ofiarodawca chce wiedzieć, na co zostaną przeznaczone jego pieniądze i mieć pewność, że nie będą marnowane. Prosty przykład - popularność Polskiej Akcji Humanitarnej wśród darczyńców jest oczywiście efektem charyzmy założycielki tej organizacji Janiny Ochojskiej, ale i ona niewiele by pomogła, gdyby nie transparentność finansowa tej organizacji, której księgi badane są przez audytorów Delloitte.

Na razie polscy hojni biznesmeni często są skazani na istniejące fundacje, których wiarygodność muszą sami zweryfikować, lub na samodzielne poszukiwanie "celów pomocy". To dlatego działalność ma często charakter dość przypadkowy, doraźny. To, że o dobroczyńcach słyszymy u nas tak rzadko nie wynika z faktu, że polscy biznesmeni mają twardsze serca. Sensowne prowadzenie filantropii też wymaga odpowiednich struktur, a te dopiero zaczynamy tworzyć.

Bo w jednym polscy miliarderzy nie różnią się od amerykańskich - jeśli mają rozdawać pieniądze, chcą, by zostały efektywnie wykorzystane. Nie sztuką jest rozdawać. To też trzeba umieć robić z głową.

Adam Sofuł

Współpraca Piotr Buczek

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: deta | bogactwo | fundacje | organizacje | świat | bogacze | majątek | Dana | firmy | USA | bogactwa | Forbes | fundacja | danie | szczęście | cele
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »