Polacy znów zaczęli się bać

Polacy znowu boją się pandemii, o swoje zdrowie, pracę i o całą swoją przyszłość - wynika z badań GUS oraz z przeprowadzonych przez firmę Deloitte. Nastroje polskich konsumentów pogorszyły się w sierpniu po trzech miesiącach nieprzerwanej poprawy. Eksperci Deloitte dodają: jesteśmy jednym z najbardziej zaniepokojonych społeczeństw w Europie.

- Słabe nastroje konsumenckie są negatywne dla perspektyw konsumpcji - twierdzi ekonomista Credit Agricole Bank Polska Jakub Olipra.

GUS ogłosił w środę, że Bieżący Wskaźnik Ufności Konsumenckiej (BWUK), który opisuje tendencje w konsumpcji indywidualnej, wyniósł w sierpniu minus 15,2 i był o 1,8 punktu procentowego niższy niż w lipcu. W porównaniu z sierpniem zeszłego roku jego wartość była niższa aż o 23,4 pp.

Po ogromnym załamaniu w czasie pandemii, w kwietniu (GUS badał marcową koniunkturę jeszcze na początku miesiąca, a więc przed wprowadzeniem lockdownu), i spadku wskaźnika o 37,7 pp, okazało się, że przez kolejne trzy miesiące konsumenci coraz lepiej oceniali swoją sytuację. Największa poprawa nastąpiła w czerwcu, o ponad 10 pp. W sierpniu doszło do pierwszego, choć niewielkiego jeszcze, spadku ufności polskich konsumentów.

Reklama

Co zaważyło na pogorszeniu ocen?

BWUK to tzw. wskaźnik syntetyczny, a znaczy to, że składa się z wielu różnych ocen, które wpływają na całościowy wynik.  Najbardziej pogorszyły się oceny przyszłej oraz obecnej sytuacji ekonomicznej kraju (odpowiednio o 6,0 pp i 5,0 pp). Spadły też oceny przyszłej sytuacji finansowej gospodarstwa domowego (o 1,8 pp). Poprawiły się natomiast oceny obecnej możliwości dokonywania ważnych zakupów oraz aktualnej sytuacji finansowej gospodarstwa domowego.

Z badania GUS wynika, że po raz pierwszy od trzech miesięcy wzrosły także obawy polskich  konsumentów o przyszłość. Mierzy je Wyprzedzający Wskaźnik Ufności Konsumenckiej (WWUK). Ma on pokazać oczekiwania ludzi dotyczące konsumpcji na najbliższe miesiące. Wskaźnik ten spadł o 2,9 pp w stosunku do lipca do minus 16,5. Był też 20,4 pp niższy niż w sierpniu 2019 roku.

Co gorsze - spadek tego wskaźnika nie jest spowodowany tylko jedną lub dwoma przyczynami. Wpłynęły na to wszystkie jego składniki. Największy spadek GUS odnotował

w ocenie przyszłej sytuacji ekonomicznej kraju (o 6,0 pp). Ocena przyszłego poziomu bezrobocia pogorszyła się o 3,3 pp, o 1,8 pp - ocena przyszłej sytuacji finansowej gospodarstwa domowego, a oceny możliwości przyszłego oszczędzania pieniędzy - o 0,4 pp.

Pogorszenie się nastrojów konsumentów w sierpniu to bardzo zły - choć na razie pierwszy i być może przejściowy - sygnał dla polskiej gospodarki. Bo to właśnie konsumenci pewnością siebie i skłonnością do wydawania pieniędzy mieli wyciągnąć ją z dna recesji, w jakie wpadła w II kwartale. W ten sposób pojawia się jednak pierwsza wątpliwość, czy temu podołają.

Sytuacja w eksporcie jest wciąż bardzo niepewna, tak jak niepewny jest popyt za granicą. Na razie wiadomo z danych NBP, że eksport rośnie i mamy dużą nadwyżkę nad importem. Ale to skutek załamania importu, a zwłaszcza spadku cen sprowadzanych do Polski paliw.

Krach, jaki nastąpił w II kwartale w inwestycjach prywatnych może być długotrwały. Kulały one zresztą także przed pandemią, kiedy gospodarka przechodziła przez szczyt koniunktury. Pozostawała więc konsumpcja i nadzieja, że gospodarstwa domowe będą wydawać pieniądze tak jak przed inwazją koronawirusa. Ale sierpniowe dane GUS pokazują, że ten silnik gospodarki nieco się zacina.

Rośnie niepokój

Gdy wybuchła pandemia globalna firma doradcza Deloitte zaczęła opracowywać "indeks niepokoju" w ramach międzynarodowych badań Consumer Tracker. Pokazuje on różnicę netto między osobami, które zgodziły się ze zdaniem "Jestem bardziej zaniepokojony niż tydzień temu" oraz tymi, które zaprzeczyły temu stwierdzeniu. Wyniki ostatniego badania z 8 sierpnia pokazują, że polskie społeczeństwo jest jednym z najbardziej zaniepokojonych w Europie.

"Sprawdziły się przewidywania ekspertów Deloitte dotyczące wzrostu poziomu obaw konsumentów w Polsce" - napisali eksperci firmy w sprawozdaniu z badań.

"Indeks niepokoju" osiągnął poziom o jeden punkt procentowy niższy od pierwszej fali badania w Polsce z 30 maja, ale wynosi minus 1 proc., co oznacza wzrost od poprzedniej  edycja badania o 8 pp. i aż o 10 pp. od najniższego dotychczas poziomu lęku wśród polskich konsumentów - podają eksperci Deloitte.

- Na ten wynik przełożyła się wciąż rosnąca liczba potwierdzonych przypadków zachorowań i zwiększona liczba informacji w mediach na temat pandemii. Fakt, że wakacje zbliżają się ku końcowi i rodzice myślą już o powrocie dzieci do szkół, czy własnym powrocie do pracy, także nie zostaje bez wpływu na tak duży wzrost poziomu niepokoju - twierdzi Tomasz Konik, partner zarządzający Deloitte w Polsce.

Co niepokoi Polaków? 58 proc. pytanych przez Deloitte obawia się o swoje zdrowie, a aż 73 proc., że o zdrowie rodziny. 29 proc. ma wątpliwości czy poradzi sobie z nadchodzącymi płatnościami, a 36 proc. odkłada na przyszłość większe zakupy. 45 proc. Polaków wciąż ma obawy o utratę pracy. Strach o utratę pracy w porównaniu z poprzednimi badaniami rośnie.    

Co więcej, Polska jest czwartym krajem europejskim z najwyższym poziomem niepokoju. Wyprzedzają nas Belgowie (12 proc.), Irlandczycy (5 proc.) i Hiszpanie (3 proc.). Najmniej w Europie i na całym świecie leków mają Niemcy. Indeks wynosi dla tego kraju minus 36 proc. Na całym świecie w największym niepokoju żyją Hindusi.

Dobre informacje z rynku pracy

Z badania wynika także, że Polacy, pomimo zapowiedzi Ministerstwa Edukacji Narodowej o powrocie uczniów do szkół z początkiem września, są ostrożni z kompletowaniem wyprawki szkolnej. Z niezbędnymi zakupami czekają na ostatnią chwilę. W zakupach związanych z powrotem do szkoły, rosnących zawsze w sierpniu, w tym roku panuje zastój.

Optymizmu może dodawać stabilizacja na rynku pracy. GUS podał, że w lipcu zatrudnienie w przedsiębiorstwach było o 2,3 proc. niższe niż przed rokiem, gdy analitycy oczekiwali spadku o 3 proc. To znaczy, że w lipcu w porównaniu z czerwcem pracowało o 66 tys. osób więcej. Wynagrodzenia w przedsiębiorstwach wzrosły natomiast w lipcu o 3,8 proc. rok do roku, podczas gdy oczekiwano znacznie niższego wzrostu - o 2,9 proc.

- Ostatnie lepsze od oczekiwań dane (m.in. stabilizacja stopy bezrobocia, wzrost zatrudnienia cudzoziemców) sugerują, że rynek pracy w Polsce wychodzi ze stanu nadzwyczajnego z czasu pandemii i powraca do normalnego funkcjonowania - ocenia Karol Pogorzelski, starszy ekonomista ING BŚK.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pandemia | GUS | konsumenci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »