Politycy nie są w stanie zaszkodzić rynkom

Samoobrona zostaje w koalicji i łączy się z Ligą Polskich Rodzin tworząc LiS. Ale inwestorów to w ogóle interesuje. Prawie... No to się porobiło. Jeszcze w południe wydawało się, że wyjście Samoobrony z koalicji to kwestia godzin. Władze partii opowiedziały się jednogłośnie za takim rozwiązaniem, jednak ostateczną decyzję zostawiły Andrzejowi Lepperowi.

Posłowie Samoobrony otwarcie mówili też o wcześniejszych wyborach.
- Na pewno poprzemy wniosek SLD o samorozwiązanie Sejmu. Nie ma mowy, by popierać PiS w obecnym wydaniu - zapewniał Krzysztof Sikora, pełniący obowiązki szefa klubu Samoobrony.

My się LiSa nie boimy

Jednak po spotkaniu szefów Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin okazało się, że nikt koalicji opuszczać nie zamierza.
- Zrobiono wielką krzywdę mnie, mojej rodzinie, Samoobronie. Ale ponad sprawami ambicjonalnymi jest nasza Polska. To nie demagogia - stwierdził demagogicznie Andrzej Lepper i zapowiedział trwanie w koalicji. Wraz z wicepremierem Romanem Giertychem zapowiedział też powstanie nowej partii: Ligi i Samoobrony (LiS). Program partii - według lidera LPR - ma być przedstawiony najpóźniej w przyszłym tygodniu.

Reklama

- Naszym celem jest doprowadzenie do zablokowania przyjęcia konstytucji europejskiej - tłumaczył Roman Giertych. Według liderów LPR i Samoobrony na czele nowej partii staną dwie osoby: przewodniczący i prezes. Obie stanowiska będą równorzędne.
- Jeden bez drugiego nie będzie mógł nic zrobić - tłumaczył Andrzej Lepper.
- Budujemy LiS, pod taką nazwą pójdziemy do wyborów, kiedykolwiek by się nie zjawiły - zapewnił Roman Giertych. Zapowiedź koalicjantów nie zrobiła wrażenia na premierze.
- Powstanie nowej formacji czy sojuszu nie jest z punktu widzenia PiS szczególnie istotna. PiS się LiSa nie boi - powiedział Jarosław Kaczyński.

Wakacje bez nerwów

Według niego, koalicja - by trwać - musi realizować swoje zadania, czyli "zmieniać Polskę na lepsze". m.in. przez realizację swojego programu legislacyjnego.
- Tu nie może być żadnych niespodzianek - dodał premier.

Rynki finansowe także nie przejęły się wczorajszymi wydarzeniami politycznymi.
- I to się zapewne nie zmieni do przełomu sierpnia i września, gdy skończą się parlamentarne wakacje. Pierwszym sprawdzianem będą konkretne głosowania. Inwestorzy mogą zareagować, jeśli np. PiS spełni groźby o rozwiązaniu parlamentu w przypadku niesubordynacji koalicjantów - uważa Marta Petka, ekonomistka Raiffeisen Banku. Jak dodaje, innym potencjalnym niebezpieczeństwem mogą być próby wymuszenia na PiS ustępstw dotyczących finansów publicznych w zamian za trwanie LiS w koalicji.

Według Marcina Mroza, głównego ekonomisty Fortis Banku, wczorajszy dzień nie zmienił kreślonych przez niego wcześniej scenariuszy rozwoju wypadków.
- Pierwszy to trwanie rządu PiS przy wsparciu satelickich ugrupowań w ramach obecnego układu. Drugi to wybory. Pierwszy nie sugeruje zmian, bo tu PiS chce i będzie miał decydujący głos niezależnie od ugrupowań satelickich. W drugim najprawdopodobniej nowy gabinet tworzyć będzie PO. Ani jeden, ani drugi scenariusz nie jest negatywny, więc rynki zbywają polityczne zawirowania bez reakcji. Nie widać większego zagrożenia zaistnienia interakcji między polityką a gospodarką ze szkodą dla tej ostatniej - uważa Marcin Mróz.

Piotr Kalisz, ekonomista Citibanku Handlowego zwraca uwagę, że dla gospodarki niewiele się zmieniło.
- Pozostaje rząd podobny do tego, który rządził dotąd, więc trudno oczekiwać wyraźnych zmian w kierunkach polityki gospodarczej - uważa Piotr Kalisz.

Raczej bez wyborów

Jego zdaniem ryzyko wcześniejszych wyborów, które na krótko mogłoby się negatywnie odbić na nastrojach rynkowych, wciąż istnieje.
- Jest jednak znacznie niższe, niż w ubiegłym tygodniu. Oceniam je na 15-20 proc. Poza tym jeśli do wcześniejszych wyborów dojdzie, stanie się to najwcześniej pod koniec roku, co da inwestorom nieco oddechu. Dziś polityka ich nie niepokoi - dodaje ekonomista Citibanku Handlowego.

Zdaniem Marty Petki wariant wcześniejszych wyborów byłby najlepszym rozwiązaniem.
- Wcześniejsze wybory dałyby szanse na bardziej stabilną koalicję. Taki scenariusz byłby najchętniej widziany przez rynki finansowe - uważa ekonomistka Raiffeisen Banku.

Bartosz Krzyżaniak

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: politycy | LIS | Prawo i Sprawiedliwość | Lis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »