Polska stawia na atom. Mamy też asa w rękawie

Gdyby w Fukushimie był reaktor EPR, nie doszłoby do katastrofy - mówi w rozmowie z PAP wiceprezes Arevy Claude Jaouen. Ocenia, że mimo rezygnacji z elektrowni jądrowych w Niemczech, energetyka jądrowa będzie się rozwijać - głównie w Chinach i Indiach.

W następstwie silnego trzęsienia ziemi i tsunami, które 11 marca nawiedziły północno-wschodnią część wyspy Honsiu, doszło do stopienia się rdzeni paliwowych w 3 spośród 6 reaktorów siłowni w Fukushimie. Była to najpoważniejsza awaria nuklearna od czasu wybuchu reaktora w elektrowni w Czarnobylu w 1986 roku.

W Polsce pierwszy blok pierwszej elektrowni jądrowej ma ruszyć do końca 2020 r. Inwestorem pierwszych elektrowni jądrowych ma być Polska Grupa Energetyczna, która jeszcze w tym roku ma rozpisać przetarg na dostawcę technologii. W obecnych planach jest uruchomienie dwóch siłowni o mocy ok. 3000 MW każda.

Reklama

Jeśli Polska zdecyduje się na reaktor EPR, ile będzie musiała za niego zapłacić?

Claude Jaouen: Jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o cenie. Ona nie zależy tylko od samego produktu, ale m.in. aktualnych cen materiałów wykorzystywanych do jego produkcji, cen uranu, czasu budowy, od tego, czy reaktor zostanie zlokalizowany przy brzegu morza, czy przy brzegu rzeki. Jest w pewnym sensie uzależniona też od cen innych surowców energetycznych. Reaktor EPR w Normandii we Flamanville, którego operatorem jest Electricite de France, kosztuje ok. 6 mld euro. Budowa reaktorów w Chinach jest dwukrotnie szybsza, co potwierdza doświadczenie naszej firmy zdobyte na budowach w Finlandii i we Francji. Doświadczenie to będzie miało pozytywny wpływ zarówno na cenę budowy, jak i czas jej trwania.

Co było przyczyną dotychczasowych opóźnień w budowie reaktorów EPR?

- Realizujemy obecnie cztery projekty - jeden w Finlandii, jeden we Francji i dwa w Chinach. Opóźnienia dotyczą normandzkiego Flamanville, jak i elektrowni w Olkiluoto w Finlandii. Przyczyn jest kilka - pamiętajmy, że budujemy tam pierwsze reaktory EPR, a przy każdym dużym projekcie realizowanym w nowej technologii mogą pojawić się problemy. Jeśli przyjrzymy się globalnym opóźnieniom w budowie reaktorów, to kazus opóźnienia reaktorów w Olkiluoto i Flamanville nie odbiega od światowej średniej.

Podobne, kilkunastomiesięczne opóźnienia w budowie miały choćby reaktory w USA. W Finlandii oczekiwania klienta i nadzoru dotyczące projektu były dość restrykcyjne - wymagana była akceptacja na każdym etapie realizacji projektu. Dwa miesiące zajęło zaopiniowanie i zaakceptowanie dokumentacji projektowej - ok. 50 tys. dokumentów dotyczących fińskiego EPR-a. Finowie mówili: "Chcemy zobaczyć i zaakceptować każdy dokument, chcemy zaakceptować każdy etap fabrykacji i konstrukcji reaktora". To wszystko oczywiście, aby zagwarantować najwyższą jakość i bezpieczeństwo. Ale zabrało to sporo czasu.

Kiedy Areva rozpocznie budowę kolejnych reaktorów EPR?

- Kolejny EPR powstanie w Wielkiej Brytanii, która jest bardzo zainteresowana rozwojem energetyki nuklearnej. Ponad 90 proc. brytyjskich parlamentarzystów poparło uchwalenie nowego Prawa atomowego. Otoczenie polityczne dla elektrowni jądrowych jest dobre, a rynek jest zainteresowany nowymi projektami. Jesteśmy w trakcie ogólnej oceny projektu elektrowni Hinkley Point, której operatorem będzie EdF.

Realizacja powinna rozpocząć się jeszcze przed końcem 2012 roku. Projekt Horizon Nuclear Power został lekko opóźniony przez E.ON i RWE. Obie firmy są zainteresowane budową elektrowni o mocy ok. 6 tys. MW. Chcemy budować też EPR w Indiach, w Dżajpur. Rozpoczęcie tego projektu po Fukushimie przeciąga się, ale liczymy, że kontrakt zostanie podpisany w 2012 roku. W Chinach, oprócz trwającej budowy dwóch reaktorów EPR w Taishan, prowadzimy rozmowy na temat budowy dwóch kolejnych w tym samym miejscu. Chińczycy chcą tam wybudować w sumie 6 reaktorów, my rozmawiamy o projektach Taishan-3 i Taishan-4. Liczymy, że ta sprawa zostanie rozstrzygnięta w 2012 roku.

Jak będzie kształtował się popyt na energetykę jądrową na świecie po Fukushimie?

- W Japonii, pomimo katastrofy, państwo nie wycofało się z energii nuklearnej. Żaden realizowany projekt nie został zatrzymany. Oczywiście, kryzys światowy i atmosfera "epoki Post-Fukushimy" zwolniły rozwój światowego rynku elektrowni atomowych - o ponad 10 proc. Dla przemysłu energetyki nuklearnej najszybciej rozwijającymi się krajami będą przede wszystkim Indie i Chiny, ale także Wielka Brytania, Polska i Czechy czy RPA, Brazylia i Argentyna. Spodziewam się, że rynek będzie rozwijał się w szybkim tempie i osiągnie 300 GW nowo wybudowanych mocy na całym świecie do 2030 roku, co oznacza podwojenie światowej mocy elektrowni jądrowych.

Obecnie na świecie powstają tzw. reaktory trzeciej generacji. Kiedy pojawią się instalacje czwartej generacji?

- Dziś projektujemy i budujemy reaktory na 60 lat, więc będą one mogły działać do 2070 roku. To oczywiście nie stanowi przeszkody dla badań nad czwartą generacją. Kryzys finansowy wywołał większe zainteresowanie małymi reaktorami modułowymi. W zasadzie nie wiadomo dlaczego, bo mały reaktor jest ciągle reaktorem. Takie instalacje, stosunkowo niewielkich mocy, mogą sprawdzić się w izolowanych regionach świata, tam gdzie nie docierają sieci energetyczne. Prawdopodobnie pojawi się na nie popyt, ale nie widzę tu potencjału na rozwój dużego rynku.

Wszystko oczywiście będzie zależało od światowych cen energii. Ale przy cenie wyższej niż 100 euro za megawatogodzinę (MWh) niewielkie reaktory mogą okazać się nieopłacalne. Wspólnie z Mitsubishi pracujemy nad projektem reaktora mniejszego niż EPR - 1150 MW. Dzielimy koszty rozwoju tego projektu i łączymy naszą wiedzę. Potrzebujemy takiego reaktora, żeby sprostać wyzwaniom rynku. Prowadzimy rozmowy na temat jego budowy m.in. z Jordanią, Kanadą, Brazylią i krajami Europy Środkowo-Wschodniej. Decyzje w tej sprawie powinny zapaść na początku 2012 roku. Ten projekt nie jest konkurencyjny dla EPR, jest uzupełnieniem naszej oferty.

Jakie źródła energii mogą okazać się największą konkurencją dla energetyki nuklearnej?

- Myślę, że największym konkurentem będzie dla nas gaz ziemny. W USA wydobycie gazu łupkowego doprowadziło do spadku cen tego surowca. Potencjał gazu łupkowego jest także duży w Europie, między innymi w Polsce. Zanim rozpocznie się jego eksploatacja, Europa będzie zapewne chciała sprawdzić, jaki jest koszt środowiskowy stosowanych technologii. Trudno wyrokować też obecnie, czy jego wydobycie będzie ekonomicznie opłacalne. Będzie to zależało od cen gazu na świecie.

Jak zachowałby się reaktor EPR, gdyby uderzyła w niego fali tsunami oraz w sytuacji trzęsienia ziemi?

- Po stress-testach, którym został poddany, jesteśmy pewni, że gdyby reaktorem w Fukushimie byłby EPR, elektrownia byłaby bezpieczna. Projekt EPR korzystał także z doświadczeń katastrof, jakie wydarzyły się w Three Mile Island, w Wielkiej Brytanii i w Czarnobylu. Zaprojektowaliśmy go tak, żeby przetrwał także uderzenie dużego samolotu czy atak terrorystyczny.

Zabezpieczyliśmy się przed ryzykiem trzęsień ziemi, utratą zasilania z sieci energetycznej, zalaniem czy awarią wewnętrznego zasilania. W elektrowni w Fukushimie o katastrofie przesądziła eksplozja wodoru, która zniszczyła budynek. EPR ma system tzw. pasywnych katalitycznych utleniaczy wodoru, które uniemożliwiają wybuch wodoru. Te urządzenia są oczywiście instalowane obecnie we wszystkich reaktorach, a gdyby były w Fukushimie, to nie doszłoby do eksplozji.

Po wybuchu w Fukushimie pojawiły się opinie ekspertów o tym, że bezpieczny reaktor to taki, który wyposażony jest w pasywny system bezpieczeństwa, polegający na wykorzystaniu zjawisk naturalnych, jak konwekcja ciepła czy grawitacja. EPR wyposażony jest zarówno w aktywne, jak i pasywne środki zabezpieczające przed ewentualnymi wypadkami. Czy systemy pasywne są wystarczające?

- Rzeczywiście, po Fukushimie można było spotkać się często ze stwierdzeniem, że tylko pasywne systemy mogą w odpowiedni sposób chronić elektrownie. Uważamy, że to niebezpieczne myślenie. Elektrownie atomowe potrzebują zarówno pasywnych, jak i aktywnych systemów, a oparcie się tylko na jednym z systemów jest zagrożeniem. Można mieć pasywny system ochrony, który umożliwia chłodzenie rdzenia reaktora wodą przez 72 godziny w przypadku sytuacji kryzysowej, ale może on się nie oprzeć zjawiskom sejsmicznym. Dlatego potrzebne są też systemy aktywne. W EPR zastosowano systemy zarówno pasywne, jak i aktywne. Zapewniamy w ten sposób najwyższy poziom bezpieczeństwa elektrowni.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »