Polskę czeka "syndrom wykolejonego pociągu"

Polska stoi przed dylematem, jaką drogą iść, jaką filozofię rozwoju społeczno-gospodarczego wybrać?

Prof. Stanisław Cieśla z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego powiedział kiedyś, że w globalnym świecie możliwe jest powstanie bardzo bogatej strefy, niezależnie od otoczenia. Czy zatem nadal obowiązuje stworzony przed laty na użytek czysto polityczny podział na "Polskę liberalną" i "Polskę solidarną"? Czy może lepiej odwołać się do dychotomii "Polski globalnej" (metropolitarnej) i "Polski lokalnej"?

We współczesnym świecie istnieje wiele przykładów powstawania przesyconych bogactwem "wysp" na bezkresnych "oceanach" biedy. Egzemplifikacją takiego stanu rzeczy są: Moskwa, licząca około 10 mln mieszkańców i legitymująca się wysokim (relatywnie wysokim, jak na warunki rosyjskie) poziomem życia, Warszawa - 2 mln ludności i szybkie tempo rozwoju, jedno z nielicznych miast polskich, gdzie żyje się na w miarę zbliżonym do europejskiego poziomie, Donieck - wyraźnie wyróżniający się gospodarczą prosperity na tle biednej Ukrainy.

Reklama

Uwidacznia się fenomen "uciekających metropolii". W globalnej gospodarce nie wszystkie obszary (nawet te istniejące w ramach zintegrowanego organizmu państwowego) poruszają się z taką samą szybkością. Z jednej strony mamy do czynienia z "prędkością metropolii", z drugiej świata lokalnego.

Prof. Zygmunt Bauman w książce pt. "Globalizacja" stawia tezę, że procesy globalizacyjne prowadzą do gospodarczej polaryzacji. W ramach globalizacji gospodarka staje się jednym systemem, ale jej struktura stratyfikacyjna mocno się różnicuje. Poszczególne obszary w rozumieniu gospodarczej zamożności, posiadanych szans rozwojowych zamiast przybliżać, oddalają się od siebie. Globalizacja jednych wynosi na poziom globalny, a innych jeszcze mocniej wbija w lokalność, przykuwa swoistymi kajdanami do lokalnego wymiaru.

Maciej Bukowski - ekspert od badań strukturalnych - opisał kilka lat temu w jednym ze swoich artykułów prasowych implementowany w Polsce model rozwoju jako polaryzacyjno-dyfuzyjny. Jest to ta sama koncepcja, która w języku kolokwialnym występuje pod nazwą "lokomotyw". Można wyróżnić tutaj dwa etapy: pierwszy to polaryzacja, czyli wyodrębnienie stref, które posiadają już pewien potencjał rozwojowy, dysponują sporymi zasobami bogactwa i realizują postulat inwestowania właśnie w te bogate tereny, wspieranie silniejszych gospodarczo obszarów; drugi to dyfuzja, czyli wyrównywanie, przemieszanie parametrów gospodarczej stratyfikacji - w ferworze naturalnego gospodarczego procesu ma nastąpić gospodarcza dyfuzja, hołduje się założeniu, że w końcu poziom życia pomiędzy bogatymi a biednymi regionami zostanie wyrównany. W Stanach Zjednoczonych zajęło to 150 lat.

Modelowi polaryzacyjno-dyfuzyjnemu przyświeca neoliberalna wiara, że spiętrzenie bogactwa w jednym miejscu doprowadzi poprzez efekt synergii do rozlania go na sąsiednie obszary. Bogactwo ma spłynąć na biedniejszych niczym roztopiony śnieg z górzystych skał.

Kluczowa wydaje się tu alegoria "lokomotyw". Warto zwrócić uwagę na to, co podpowiada życiowe doświadczenie. Dokonując eksplikacji koncepcji polaryzacyjno-dyfuzyjnej, można postawić trzy warianty hipotetycznego rozwoju sytuacji. Rozpędzone lokomotywy mogą pociągnąć za sobą pozostałe wagony; mogą oderwać się od reszty składu kolejowego albo (co najgorsze) wykoleić cały pociąg i doprowadzić do tragicznej w skutkach katastrofy.

Załamanie fizycznej przestrzeni

Dotychczas fenomen "uciekających metropolii" (rozpędzonych lokomotyw) był charakterystyczny dla systemu kapitalistycznego, ale należy dodać, że w wersji południowoamerykańskiej. W istocie koncepcja polaryzacyjno--dyfuzyjna jest typowa dla krajów tej części świata. W Meksyku, Brazylii, Kolumbii czy Argentynie na szeroką skalę stosowano strategię "lokomotyw", intensyfikowano polaryzację, inwestowano w szybciej rozwijające się metropolie, wspierano bogatsze obszary. Dyfuzja jednak nie nastąpiła, a społeczno--gospodarcza polaryzacja została pogłębiona. Zamiast progresji doszło do pauperyzacji. Polaryzacja przeniosła się na teren wielkich miast.

W strukturze większości południowo- -amerykańskich metropolii można wyróżnić (oczywiście posługując się pewnymi typologicznymi uproszczeniami) dwie główne strefy:

przepełnione bogactwem centra i tonące w ubóstwie peryferia - slumsy, gdzie specjalne policyjne eskadry oczyszczają społeczeństwo z ludzi biednych, społecznie nieużytecznych, tych gorszych, niepotrzebnych.

Już więc nawet nie tylko w strukturze całych jednostek porównawczych (krajów) zaostrzyła się polaryzacja, ale dochodzi do niej nawet w strukturze konkretnych metropolii. Elitarna część miasta oddziela się od reszty. Centrum odrywa się od peryferii. Centra stały się awangardami, operują na poziomie globalnym, a peryferia uwięzione są w lokalności.

Implementowanie polaryzacyjnych eksperymentów w warunkach globalnej gospodarki prowadzi do zjawiska załamania fizycznej przestrzeni. Rozpędzone metropolie czy jak w wydaniu południowoamerykańskim poszczególne ich części uciekają od swojego otoczenia, odrywają się od tego poziomu, który stanowiło dotąd obiektywne terytorium, przechodzą na inny (globalny) wymiar.

Z elitarnych dzielnic Rio de Janeiro, Santiago, Buenos Aires, Bogoty, Mexico City bliżej jest do Nowego Jorku, San Francisco, Los Angeles, Paryża, Berlina, Londynu czy Moskwy niż na rodzime miejskie peryferia. Idąc geograficznie w kierunku wschodnim, w sensie gospodarczym czy kulturowym czasami zbliżamy się do Zachodu. Paradoksalnie, z Warszawy czy Moskwy na Zachód bliżej niż z Koszalina, Piły czy Wałbrzycha. W globalnej gospodarce obowiązuje inny kompas. Dotychczasowe prawa geograficzne czy reguły ciążenia zostały przewartościowane.

Południowoamerykański kazus "rozpędzonych metropolii" pokazuje, że nadmierna szybkość "lokomotyw" prowadzi do "wykolejenia całego pociągu", a w konsekwencji do tragicznej w skutkach społeczno-gospodarczej katastrofy. Jak skład kolejowy musi być odpowiednio wypośrodkowany, wyprofilowany, skorelowany, tak gospodarczy rozwój musi być zrównoważony.

Polaryzacja prowadzi do alienacji

Model polaryzacyjno-dyfuzyjny posiada jedną zasadniczą słabość. Czy rzeczywiście rozpędzone lokomotywy ciągną za sobą resztę wagonów? Czy polaryzacja może służyć gospodarczej progresji?

Nagromadzenie bogactwa w konkretnym miejscu uruchamia potężne procesy migracyjne w jego otoczeniu. Pasażerowie tylnych wagonów pędzą w stronę "lokomotywy". Dokonuje się transfer biedy z poziomu municypalnego w obręb metropolii. Obszary ubóstwa nie zostają zlikwidowane, lecz przenoszą się na tereny wielkich miast. Zamiast efektu dyfuzji następuje proces pogłębionej polaryzacji społeczno-gospodarczej; ogólnokrajowa polaryzacja uzyskuje odwzorowanie w wymiarze metropolii, tworzy się układ polaryzacji paralelnej. Struktury wielkich miast stają się emanacjami ogólnospołecznej stratyfikacji, zachodzi polaryzacja bogatych centrów i zubożałych peryferii.

W krótkim czasie metropolie zyskują, rozpędzają się, uciekają prowincji, ale w dłuższym pikują w dół. Biedna prowincja przychodzi do nich, wdziera się na bogate tereny, obniża statystyczny poziom metropolitarnego życia. Budżety wielkich miast zostają coraz bardziej obciążone, rośnie bezrobocie, narastają problemy socjalne, dynamicznie powstaje przestępczość. Społeczno-gospodarcza polaryzacja zachodzi już nie tylko w układzie metropolie - prowincja, lecz także wewnątrz samych metropolii, w układzie centrum - peryferia. Biedni imigranci, przybysze ze świata lokalnego przejawiają skłonność do inkluzji. Bieda odtwarza się w strukturze wielkich miast.

A z drugiej strony następują problemy demograficzne. Dochodzi do poważnego zachwiania demograficznej równowagi. Metropolie są przeludnione, a prowincja wyludniona. To nie bogactwo rozlewa się na obszary biedy, lecz bieda na tereny bogactwa. W takich warunkach bogaci przejawiają tendencje do alienacji, izolują się od biednych, opłacają strzeżone dzielnice, których granic ludzie biedni nigdy nie przekroczą. Zaostrza się społeczne rozwarstwienie - już nie tylko w wymiarze społeczno-gospodarczym, lecz także kulturowym. Kontrasty stają się coraz wyraźniejsze.

W metropoliach jest ciasno; na prowincji luźno.

Zachodzi asymetria gęstości zaludnienia. W wielkich miastach dystans społecznego zamieszkiwania płaszczy się, a na prowincji radykalnie wydłuża. Ale przez to tym, którzy pozostali w świecie lokalnym wcale nie żyje się lepiej. Topnieją rynki zbytu, upadają sklepy i małe przedsiębiorstwa, spada poziom inwestycji, rośnie bezrobocie, co wtórnie prowadzi do wzmożenia procesów migracyjnych.

W efekcie, w swym finalnym kształcie koncepcje polaryzacyjno--dyfuzyjne stają się w rzeczywistym przebiegu koncepcjami polaryzacyjno-alienacyjnymi. Prowadzą do społeczno-

-gospodarczej i kulturowej emancypacji, już nawet nie całych ośrodków metropolitarnych, ale jedynie pewnych wąskich części, osadzonych w centrum ich struktury. Pewne grupy alienują się od reszty społeczeństwa. Rośnie opozycja pomiędzy elitarnością jednych a poczuciem wykluczenia drugich. Występuje ostry, patologiczny kontrast pomiędzy globalnym wymiarem kilku elitarnych, metropolitarnych dzielnic, a światem zdeterminowanym przez lokalność.

Dziełem sprawiedliwości jest pokój

Polska stoi przed dylematem, jaką drogą iść, jaką filozofię rozwoju społeczno-gospodarczego wybrać? Modele polaryzacyjno-dyfuzyje charakterystyczne są dla państw południowoamerykańskich, w Europie postawiono na zrównoważony rozwój. Europejski paradygmat dochodzenia do gospodarczego dobrobytu nie cechuje się polaryzacją, wyselekcjonowaniem bogatych stref i dokonywaniem jedynie w ich obszary transfuzji potężnego kapitału rozwojowego, lecz stopniowym likwidowaniem tej polaryzacji - Unia Europejska inwestuje w tereny biedne, zapóźnione gospodarczo oraz gorzej rozwinięte infarstrukturalnie; w ramach wspólnotowej polityki hołduje się zasadzie społecznej solidarności. Podobnie jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie zneutralizowano dysproporcje poziomu życia istniejące w obrębie całego kraju, choć oczywiście wiele patologicznych zjawisk, obszarów społecznej biedy jeszcze pozostało. Ale dostępność do szans rozwojowych, redystrybucji dobrobytu jest względnie równa. Globalny świat stoi otworem i przed metropoliami, i przed prowincją.

Jedynie droga kreatywnego liberalizmu ma sens, jednak nie w wersji dogmatycznej, a pragmatycznej; nie według modulacji polaryzacyjno-dyfuzyjnej, ale symetrycznej gospodarczej progresji. Wielkie aglomeracje miejskie powinny się dynamicznie rozwijać, w tym kontekście są "lokomotywami", "parowozami" rozwoju społeczno-gospodarczego, ale muszą ciągnąć za sobą cały "pociąg". Kształtując społeczno-gospodarczy rozwój trzeba stosować koncepcję "pociągu", a nie samych tylko "lokomotyw". "Lokomotywa" oprócz kolejowej załogi i wąskiej grupy pasażerów nikogo nigdzie nie zawiezie. W "pociągu" zaś ktoś może jechać w wagonach pierwszej klasy, ktoś inny w drugiej, ktoś jeszcze inny na korytarzu, ale wszyscy jadą do przodu, dotrą do celu.

Wobec metropolii należy stosować zasady ofensywnego, galopującego liberalizmu, doświadczenia współczesnego świata pokazują, że taka polityka przynosi efekty. Jeżeli gdzieś natomiast stosować gospodarczą interwencję, to w wymiarze lokalnym, municypalnym, na terenach tzw. prowincji. Interwencję państwa trzeba całkowicie przenieść na poziom samorządu najniższego szczebla, czyli tej instytucjonalnej oazy, która znajduje się najbliżej ludzi i tym samym najlepiej zna ich problemy.

Jednak w ramach kreowania rozwoju społeczno--gospodarczego jednostki samorządowe powinny komplementarnie współpracować z centralnymi ośrodkami państwa - to ono wyznacza ogólne kierunki rozwoju, a samorządy je realizują. Regiony biedniejsze, zapóźnione gospodarczo, zacofane infrastrukturalnie muszą otrzymać wsparcie, aby mogły niczym wagony podążać za rozpędzonymi lokomotywami, starać się dotrzymywać im kroku, gonić globalny świat. Jedynie inspirowanie zrównoważonego rozwoju prowadzi do dobrobytu; już zamożnych wzbogaca jeszcze bardziej, rozbudowuje klasę średnią, a najbiedniejszych stopniowo wyciąga z ubóstwa.

Rozmyślne kształtowanie zrównoważonego rozwoju społeczno-gospodarczego posiada swoją dalekosiężną, horyzontalną implikację. Zapewnia społeczny ład, prowadzi do demograficznej równowagi, eliminuje przestępczość oraz inne groźne patologie, wspiera publiczny porządek, ogranicza sytuacje konfrontacyjne. Jak mawiał przed tysiącami lat prorok Izajasz: "Dziełem sprawiedliwości jest pokój". Najlepsza gwarancja pokoju zawiera się w społecznej sprawiedliwości, rozumianej w liberalnym duchu równego dostępu do szans rozwojowych.

Autor Roman Mańka

Autor jest analitykiem procesów politycznych, społecznych i gospodarczych. Prowadzi analizy teoretyczne z zakresu globalizacji oraz pluralizacji środków masowego przekazu.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »