Polski wzór na innowacje w administracji podbija świat

Polski wzór na innowacje w zamówieniach publicznych? To proste: uprościć procedury, rozłożyć wielopoziomowe projekty na części i - przede wszystkim - dopuścić do konkursów małe firmy i startupy, tworząc takie warunki, by mogły skutecznie rywalizować z największymi. - To rewolucyjne podejście. Polska koncepcja zyskuje uznanie w wielu krajach na świecie - mówi Interii Justyna Orłowska, szefowa GovTech Polska.

Skomplikowane procedury, wymogi formalne, wielkość rozpisywanych przetargów, a nawet brak wypracowanych zasad współpracy między MŚP i administracją - skutecznie na przestrzeni lat utrudniały małym firmom i startupom dostęp do zamówień publicznych. Program GovTech Polska ma być sposobem, by to zmienić.

Z jednej strony jego celem jest otwarcie zamówień publicznych dla MŚP i startupów; z drugiej - jest to szansa na zmianę zasad, którymi kieruje się dzisiaj szeroko rozumiana administracja publiczna w realizowanych projektach innowacyjnych, zlecanych na zewnątrz.

Reklama

Chodzi o to, że w trakcie konkursu - który ma wyłonić firmę do realizacji zdefiniowanego wcześniej przez administrację centralną lub samorządową problemu - ważne jest pokazanie faktycznie tego, że ma się kompetencje wystarczające do wykonania zadania. Bez całej biurokracji. - Papierów mamy wystarczającą ilość w administracji. Odchodzimy od tego - podkreśla szefowa GovTech Polska. Procedury mają być uproszczone do maksimum, a mała firma będzie mogła dany projekt zrealizować - bez konieczności rozpisywania przez stronę zamawiającą odrębnego przetargu, w którym najczęściej startup miałby małe szanse na zwycięstwo.

Dotychczas odbyło się pięć konkursów. - Jesteśmy po pierwszym etapie programu. Zainteresowanie przerosło nasze oczekiwana. Zwyczajowo do różnych rodzajów postepowań zgłaszają się po 3-4 podmioty. U nas było to 50 - mówi Interii Orłowska i dodaje, że wystarczającą zachętą dla małych firm jest już to, że usuwa się bariery formalne.

- Wszystko zaczyna się od administracji. Jak zacznie ona kreować zamówienia dla govtechu - to całość rozwiązań zyska na popularności i atrakcyjności - podkreśla Orłowska. Najpierw - zwraca uwagę szefowa GovTech Polska - administracja musi się przekonać, że innowacje zlecane na zewnątrz ryzyko, można opanować. - Administracja i startupy muszą nauczyć się ze sobą rozmawiać. Dzisiaj tego nie potrafią - dodaje.

Cel: rozwiązanie problemu

W pierwszej edycji konkursu problem dla startupów zdefiniowały cztery ministerstwa i jedno miasto. Resort zdrowia poszukiwał sposobu na wykrywanie nadużyć w zakresie świadczeń zdrowotnych; Ministerstwo Finansów zleciło stworzenie systemu wychwytującego próby przemytu; Ministerstwo Cyfryzacji - interaktywną mapę stanu kompetencji cyfrowych a resort przedsiębiorczości - bazę wiedzy opartą na zetabajtach danych. A Świdnik - uszczelnienie systemu poboru opłat za gospodarowanie śmieciami. To był pilotaż. Testem i próbą sił ma być 2019 r.

- W przyszłym roku, w czerwcu będziemy chcieli zorganizować dwa razy tyle, jeśli nie cztery razy tyle konkursów i włączyć w to inne podmioty, nie tylko administrację centralną - zapowiada Orłowska. Jakie konkretnie? M.in. spółki Skarbu Państwa, samorządy, instytucje publiczne jak muzea i teatry. - Chcemy wyjść szerzej, pokazać, że jest to rozwiązanie, które realnie przybliża nas do nowych technologii. Administracja nie jest sama sobie zostawiona i musi samodzielnie wymyślać innowacje. Może to robić wraz z MŚP, ze startupami - tłumaczy Orłowska.

I jest jeszcze jedna kluczowa sprawa, dlaczego taki projekt jak GovTech Polska jest ważny. To zrównanie zasad w przetargach publicznych między tymi największymi i najmniejszymi. W skrócie ma to działać w oparciu o jedną zasadę: jeśli mała firma zaproponuje rozwiązania i wygra w ogłaszanym konkursie - będzie mogła wdrożyć swój projekt. Już bez przetargów, które są tworzone w taki sposób, że wygrać znacznie łatwiej dużej firmie, niż tej małej.

Koncepcja zyskuje na popularności nie tylko w Polsce, ale również za granicami kraju. - Zainteresowanie polega na tym, że zagraniczne instytucje nie tyle są zainteresowane udziałem w konkursach ogłaszanych przez polskie podmioty, ale - modelem, który realizujemy - podkreśla Orłowska.

Tak samo jak Polska jeszcze kilka miesięcy temu, tak dzisiaj, np. Austria szuka sposobu by otworzyć swoją administrację na nowe technologie i innowacje. Podobne trendy obecne są w całej UE, która - za sprawą m.in. działań KE - stawia na innowacje, które mają być siłą napędową gospodarki z jednej strony, decydować o konkurencyjności Starego Kontynentu z drugiej.

- To co Austria zrobiła w pięć lat, my w kilka miesięcy. Rozwiązaliśmy to, co dla nas było najważniejszym elementem: osoba, która ma pomysł, po przejściu konkursu może swoje rozwiązania wdrażać. W Austrii wciąż to nie działa. Na koniec - zamawiający musi i tak ogłosić przetarg, a spółka z konkretnym rozwiązaniem nie ma pewności, że go wygra - tłumaczy Orłowska.

Polska idzie o krok dalej - daje startupom gwarancję, że będą mogły otrzymać kontrakt publiczny po przejściu całego procesu. Dlaczego to jest ważne? Z perspektywy np. informatycznych projektów takie podejście ma przynieść oszczędność czasu i zmniejszenie kosztów. Model, który funkcjonuje dzisiaj w Europie opiera się na tym, że w ramach konkursów wybierane są podmioty - startupy. Po tym jednak strona publiczna, chcąc zlecić jednemu z nich projekt, musi ogłosić przetarg. Koncepcją rodem z Polski zainteresowały się kraje nie tylko UE, ale również spoza Europy. Przykładem może być Madagaskar i Ukraina, które chcą się uczyć tego jak otwierać zamówienia publiczne dla startupów.

Międzynarodowa współpraca

W samej UE podpisywane są kolejne porozumienia o współpracy: z Duńczykami, Holendrami, Szkotami i Finami. Powstaje międzynarodowa platforma do wymiany doświadczeń. Polski głos na tym forum brzmi wyraźnie.

- Widzimy duże zainteresowanie ze strony różnych gospodarek. Budowa systemu "innowacyjnych zamówień publicznych" jest szeroko komentowana - dodaje Orłowska i podkreśla, że w Polsce - w porównaniu do innych krajów - wcale administracja nie jest aż tak skostniała. - Coraz częściej otwiera się na nowe rozwiązania, formując małe, zwinne zespoły zdolne elastycznie koordynować działania setek osób. Rynek govtech, o którym mówimy, tj. zamówień publicznych dzisiaj wart jest przeszło 400 mld dol. w ujęciu globalnym. Jest o co walczyć - mówi szefowa GovTech.

Otwarcie administracji, skrócenie drogi od projektu do jej realizacji i inwestycji, zmiana zamówień publicznych, którego przepisy lepiej odpowiadałyby potrzebom startupów i nowoczesnej gospodarki - to wyzwania, przed którymi stoi UE. Również Polska. To są zmiany, przez które cały kontynent musi przejść, by nie przegrać globalnego wyścigu gospodarczego.

- Nie ukrywamy, że budujemy relacje na arenie międzynarodowej, m.in. z Bankiem Światowym. Chcemy być obecni tam, gdzie dzisiaj rozmawia się o przyszłości zamówień publicznych - dodaje w rozmowie z Interia Orłowska.

GovTech wychodzi też z inicjatywą ustawodawczą. - Zaproponowaliśmy przepisy do nowelizacji ustawy o zamówieniach publicznych, by otworzyć zamówienia publiczne dla MŚP, co wymaga organizacji przetargów w formie modułowej - ocenia. Takie zapisy mają pojawić się w projekcie ustawy, która jest już praktycznie na ukończeniu. Nie była ona jednak jeszcze przedstawiona rządowi, nie stawała na Komitecie Ekonomicznym. Kiedy może to nastąpić? - Liczymy, że lada dzień, ale pamiętajmy że jest ona pisana praktycznie od nowa - konstatuje Orłowska.

Bartosz Bednarz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »