Polskie meble - Ozdoba gospodarki

W tym roku sprzedamy ich za granicą więcej niż kiedykolwiek przedtem. Ale to już od lat jeden z naszych hitów eksportowych. Na jak długo tej branży starczy sił do ekspansji?

W tym roku sprzedamy ich za granicą więcej niż kiedykolwiek przedtem. Ale to już od lat jeden z naszych hitów eksportowych. Na jak długo tej branży starczy sił do ekspansji?

Producenci mebli z optymizmem patrzą na rozwój krajowego rynku i ruch w branży budowlanej. Jednak urośli głównie na eksporcie i to z nim nadal wiążą swoje plany rozwoju. Tym bardziej że dopisuje im tegoroczna koniunktura. Jak poinformowało Ministerstwo Gospodarki, już po pierwszym kwartale eksport polskich mebli wzrósł o 12 proc., a drugi okazał się jeszcze lepszy. Niemal wszyscy przedstawiciele zakładów meblarskich, ankietowani przez prasę branżową, z wiarą graniczącą z euforią mówią to samo: nadeszła hossa!

Doszło do tego, że brakuje pracowników do realizacji rosnących zamówień, a szczególnie obsady rozbudowywanych linii produkcyjnych. Dzięki temu bez większego dramatu zakończy się przygoda tych kilkunastu polskich meblarzy, którzy postawieni zostali w stan upadłości za długi zaciągnięte na ich konto przez zarząd właściciela - Grupę Schieder. Przy złej koniunkturze, skazani byliby na upadłość.

Reklama

Tylko w tej dekadzie branża meblarska niemal potroiła sprzedaż wyrobów za granicę - do 5,8 mld dol. (4,8 mld euro), a w ciągu ostatnich 15 lat eksport wzrósł aż 25-krotnie. Nie było zresztą roku, w którym nie przyrastałby on w dwucyfrowym tempie.
- Zajmujemy dziś czwarte miejsce na świecie w gronie największych eksporterów, a drugie w Europie - mówi z dumą Rafał Desczyk, dyrektor marketingu, członek zarządu Kler SA.
- W żadnym innym sektorze przemysłu nie jesteśmy tak ważnym graczem.

Nawet malkontenci muszą uznać argumenty z baz danych statystycznych: meble, produkt średnio zaawansowany technologicznie, stał się ważnym towarem kojarzonym z Polską.
- Ten przemysł wytwarza średnio 0,9 proc. PKB w każdym z 25 krajów członkowskich Unii Europejskiej - mówił podczas konferencji prasowej Maciej Formanowicz, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli.

Tymczasem w Polsce ma on 2,1-procentowy udział w PKB. Urósł bez pomocy państwa, siłami polskiego kapitału, choć także - z dużym wkładem inwestorów zagranicznych. Sama branża meblarska jest siódmym z najsilniejszych koni pociągowych naszego eksportu. W 2006 r. miała 5,3-procentowy udział w sprzedaży polskich towarów za granicę. Sześć razy więcej mebli eksportujemy, niż ich sprowadzamy. Istotne jest też to, że w ubiegłym roku aż 87 proc. mebli sprzedaliśmy poza granicami Polski.

Przemysł meblarski bazuje na surowcach lokalnych, zużywając - według szacunków Instytutu Technologii Drewna - 85 proc. krajowej produkcji płyt wiórowych, połowę płyt pilśniowych i 70 proc. oklein. Ze względu na wysoki i wciąż rosnący koszt litego drewna, blisko 80 proc. mebli wytwarza się bowiem z materiałów drewnopochodnych. To jedna z przewag konkurencyjnych tej branży.

Dochodzą do tego niższe niż w Europie Zachodniej koszty robocizny oraz czynnik procentujący szczególnie dzisiaj - szkolenie własnych projektantów, co pozwala nadążać za konkurencją pod względem wzornictwa i funkcjonalności krzeseł, kanap czy stołów. To właśnie te czynniki, obok dogodnego położenia Polski, skusiły już w połowie lat 90. inwestorów zagranicznych. Budowali oni zakłady od podstaw. Uczyniła to na przykład grupa przemysłowa Swedwood Polska, należąca do Ikei, czy niemiecka grupa Himolla (zakład Christianapol). Przejmowano też prywatyzowane przedsiębiorstwa lub spółki mające silną pozycję rynkową. Tak postąpiły niemieckie grupy: K.H. Klose (wchodząca w skład koncernu Steinhoff) i Grupa Schieder.

Zagraniczne firmy nadal inwestują w Polsce, co świadczy o bezspornych zaletach naszego kraju. Niewątpliwie to właśnie inwestorzy zagraniczni podnieśli poprzeczkę jakościową i technologiczną, co wyszło tylko na dobre konkurującym z nimi krajowym producentom. Nowocześniejsza oferta pozwoliła się włączyć do rywalizacji na rynkach światowych.

Kiedy w 1999 r. załamał się rynek polski, to samo stało się z rosyjskim. Mając znaczny już potencjał produkcyjny, branża musiała więc, i to szybko, znaleźć nowe rynki zbytu. Stały się nimi kraje unijne.

Czy jednak eksport mebli nie jest aby wyłącznie alternatywą dla małej ich sprzedaży w kraju? Bo choć Polska to tak ważny gracz na europejskim rynku tych wyrobów, to pod względem poziomu wewnętrznej ich konsumpcji wlecze się w unijnym ogonie. Na zakup mebli przeciętny Niemiec wydał w 2006 r. średnio 341 euro, podczas gdy Polak - niemal dziesięciokrotnie mniej (38,5 euro). To skutek niższego poziomu zamożności - a zatem innego niż w krajach bogatszych podejścia do foteli, regałów czy łóżek. Specjaliści oceniają, że w Polsce 75 proc. mebli kupuje się wyłącznie dlatego, że należy je wymienić z powodu zużycia. W Niemczech natomiast są one elementem dekoracyjnym, a więc zmienia się je wraz z nadejściem nowej mody.

- Eksport jest świadomym naszym wyborem i elementem strategii - stwierdza stanowczo Rafał Desczyk.
- Spółka Kler ma na celu promowanie marki także w wymiarze międzynarodowym.
Podobnie wypowiada się Adam Krzanowski, współwłaściciel Nowego Stylu, lidera w produkcji krzeseł:
- Eksport rozpoczęliśmy już w trzy lata po założeniu firmy, zakładając, że nie sposób budować stabilnej działalności w oparciu tylko o rynek krajowy. Podobnie jak Desczyk i Krzanowski rozumuje i postępuje większość zarządów firm meblarskich. Właśnie świadomy wybór rynków zagranicznych - jako głównego lub dużego miejsca sprzedaży - przesądza o pozycji eksportowej tej branży. I pod tym względem jest ona ewenementem.

W eksporcie mebli najwięcej do powiedzenia mają liderzy. Na dziesięciu przypada czwarta część sprzedawanych za granicę produktów. Listę otwiera Swedwood Poland, czyli właściciel kilkunastu tartaków i sześciu zakładów finalnych (eksport w 2006 r. - 1,9 mld złotych). Dzięki tej grupie, ale także firmie Com.40 (producentowi mebli tapicerowanych i materaców), Polska jest drugim co do wielkości na świecie dostawcą mebli i wyrobów drewnianych do sieci IKEA.

Kolejne miejsca zajmują już niemal wyłącznie firmy z polskim kapitałem. Sprzedaż za granicę przynosi im przeciętnie 75 proc. przychodów, a rozpiętość wynosi od 100 proc. (DFM z Dobrego Miasta, producent mebli tapicerowanych), do 18,2 proc. (największy producent z krajowym kapitałem, Black Red White z Biłgoraja). O rozmiarach eksportu decydują także setki małych zakładów. Chociaż niekiedy wysyłają poza kraj niewielką część swoich produktów, jest ich jednak w sumie tak wiele, że liczą się w łącznej puli eksportowej.

Polskie meble w ponad 90 proc. trafiają do krajów Unii Europejskiej. Cały ten region, a szczególnie trzy - cztery dominujące rynki, cechuje się dość stabilnym popytem. Gdzie zatem tkwią rezerwy przyrostu eksportu?
Największym odbiorcą, mającym zresztą czwartą część w całym rynku unijnym, są Niemcy. To właśnie tam trafiło w ubiegłym roku 38,6 proc. wszystkich naszych wyeksportowanych krzeseł, stołów, witryn czy foteli - liczonych wartościowo, w dolarach. Tymczasem popyt na te produkty w Niemczech wzrósł jedynie - patrząc z polskiego punktu widzenia - o 5 proc., do 28 mld euro (choć Hans Strothoff, prezes Związku Niemieckiego Przemysłu Meblarskiego, w liście do członków tej organizacji napisał, że bardzo się cieszy z tak wysokiej dynamiki). Zarazem import mebli w Niemczech zmalał (o 0,8 proc.), co spotkało także polskich wytwórców.

Jak wynika z danych BVDM, sprzedali oni do RFN mniej o 3,2 proc. (tymczasem polski GUS wykazuje, że eksport mebli do Niemiec wzrósł o 2,7 procent). Jakkolwiek na to patrzeć, od dobrego samopoczucia niemieckiego rynku zależy zdrowie naszych producentów. I już nie mogą się tam oni spodziewać istotnego wzrostu sprzedaży, szczególnie że po piętach depcze im ostro konkurencja chińska, czeska i słoweńska.

Na lepsze perspektywy liczą za to w innych krajach Unii. Polskie meble zanotowały tam w zeszłym roku albo znacznie wyższą dynamikę sprzedaży (np. eksport do Wielkiej Brytanii zwiększył się o 18 proc., do Francji o 6,6 proc.), albo wręcz rewelacyjną. Handlowcy ze Szwecji kupili półtora raza, a z Czech - trzykrotnie więcej polskich mebli. Kraj ten stał się tym samym drugim ich odbiorcą. Oto skutek lepszej współpracy z miejscowymi dystrybutorami, otwierania za południową granicą własnych sklepów albo budowy sieci sklepów franczyzowych, jak zrobił to Black Red White.

Firmy w różny sposób postrzegają szanse dalszego wzrostu eksportu. Zakładają poprawę modelu dystrybucji, umacnianie się na tradycyjnych rynkach, promocję własnej marki. Ponadto ciągle rozszerzają rynki zbytu. Na przykład Kler w ubiegłym roku wszedł z produktami aż do jedenastu krajów, w tym do Kazachstanu i Hiszpanii, a Nowy Styl - na Bałkany oraz do Hiszpanii.
- Nadal widzimy rezerwy w działalności naszego zakładu produkcyjnego na Ukrainie - przekonuje Adam Krzanowski.
- Tamtejsza spółka-córka obsługuje wszystkie kraje byłej WNP, co jest korzystniejsze niż eksport z Polski, bo między tamtymi państwami nie ma przecież barier celnych. W gronie niegdysiejszych dużych odbiorców pozostają nadal Rosja, Ukraina, Stany Zjednoczone i Kanada, ale łącznie kupują za nieco ponad 300 mln dol. rocznie.

Pomimo dużego optymizmu co do perspektyw rozwoju tej branży w Polsce, nie można nie dostrzegać wiszących nad nią zagrożeń. Podstawowe to rosnąca konkurencja dostawców chińskich, którzy po zawojowaniu rynku amerykańskiego podbijają obecnie Europę. Tylko w Niemczech w 2006 r. zwiększyli sprzedaż o 20 procent.
- O konkurencji trudno jednoznacznie mówić, bo jest ona różna w różnych segmentach rynku - uspokaja Adam Krzanowski.
- Powoli oddajemy część półki ekonomicznej, ponieważ nie chcemy się bić tylko na ceny, i przenosimy się na półki średnią i wyższą, gdzie liczy się jakość, wzornictwo oraz serwis posprzedażowy, ale gdzie konkurencją są czołowi polscy producenci i europejscy potentaci.

Azjatyccy meblarze są groźni, zwłaszcza dla wytwórców mebli skórzanych, skrzyniowych oraz szkieletowych o niższym i średnim standardzie. Występują anonimowo, podobnie jak większość polskich firm z tego segmentu, jednak mając ofertę tańszą, wypychają naszych - szczególnie z dostaw do dużych domów towarowych. Mniejsi kupcy preferują natomiast urozmaicone wzornictwo i wykończenie oferowane przez polskich stolarzy, a także krótsze terminy dostaw i zdecydowanie mniejszą liczbę reklamacji.

W ostateczności, branża może liczyć na rozwijający się popyt krajowy. Od czasu najgorszego roku 2003, sprzedaż w kraju zwiększyła się nominalnie o 80 procent. Zapewne w tym skoczy nawet o 10 procent. Być może więc to rodzimy rynek będzie amortyzował negatywne zjawiska na rynkach zagranicznych i malejącą konkurencyjność polskich mebli. Malejącą z tych samych powodów, dzięki którym tak niegdyś szybko wzrosła - wysokich już obecnie (tym razem u nas) płac i wciąż rosnących cen surowców.

Piotr Stefaniak

Manager Magazin
Dowiedz się więcej na temat: polskie meble | branża | procent | jak długo | meble | eksport | firmy | Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »