Produkowanie w odległych zakątkach przestaje się opłacać

Po ponad 30 latach globalizacji i szukania rynków z tanią siłą roboczą, 80 procent dużych firm stawia na powrót fabryk do krajów pochodzenia albo w ich sąsiedztwo - wynika z badań Bank of America. Ich decyzje może przyspieszyć koronawirus.

O opinię dotyczącą relokacji Bank of America zapytał 3 tysiące firm, również europejskich, reprezentujących 12 sektorów gospodarki. Zdecydowana większość z nich przyznała, że planuje relokację jeśli nie całości to części produkcji i opracowała już plany dotyczące "powrotu". - To może być punkt zwrotny tendencji, która trwa od ponad dekady - napisali w podsumowaniu badań jego autorzy.

Jak wynika z badań, produkowanie po drugiej stronie globu przestaje być opłacalne. Motywów jest kilka. Ważnym jest wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Chinami i związane z nią podwyżki ceł. Kolejnym - spadek wzrostu obrotów światowego handlu. W ciągu dziesięciu lat przyrost zmniejszył się o połowę. W 2018 roku wzrost wolumenu światowego handlu wyniósł 3,8 proc. a w 2019 roku miał wynieść zaledwie o 1,5 procent (dane za niemieckim ubezpieczycielem Euler Hermes). 

Reklama

Kolejnym powodem jest wzrost kosztów siły roboczej. Przykładem są Chiny. Z danych Instytutu Statystycznego Chin wynika, że w ciągu ostatniej dekady pensja w miastach Kraju Środka wzrosła o 60 proc. Międzynarodowa Organizacja Pracy (ILO) podaje inne dane. Twierdzi, że w ciągu 16 lat pensja w Chinach wzrosła średnio ze 150 dolarów do 800 dolarów, czyli o ponad 400 proc. Do tego trzeba doliczyć wzrost cen surowców naturalnych - głównie przez zaostrzone wymagania dotyczące ochrony środowiska - podniesienie cen transportu i braki w kontroli jakości, które ze względu na odległość trudno zmniejszyć.  

Na przyspieszenie powrotu firm wpłynąć ma rozwój nowych technologii i przemysłu 4.0. To zaś - zdaniem ekspertów - doprowadzi do reorganizacji globalnych łańcuchów dostaw i transformacji modelu produkcji.  

Jak wynika z prognoz, za pięć lat połowę produkcji przemysłowej będą wykonywały roboty. - Dzięki relokacji producent znajdzie się bliżej odbiorcy, będzie mógł szybciej reagować na jego wymagania a przy okazji wzrośnie konkurencyjność - argumentuje Bart Kamp z Baskijskiego Instytutu ds. Konkurencyjności, który od 20 lat analizuje procesy relokacji w Europie. 

Jak wykazują badania Eurofound (Europejskiej Fundacji na Rzecz Poprawy Warunków Życia i Pracy), proces relokacji przyspieszył po 2016 roku. Między 2014 a 2018 rokiem w Europie przeprowadzono 253 relokacje, przede wszystkim w Wielkiej Brytanii Francji i Włoszech, ale także w Polsce. Wśród firm, które postawiły na relokację jest m.in. hiszpańska Mango, która 40 proc. odzieży produkuje w Maroku, Turcji, Hiszpanii, Włoch i Portugalii. Eksperci twierdzą, że tegoroczne dane dotyczące relokacji mogą być rekordowe bo decyzje o powrocie firm przyspieszy koronawirus. Zdaniem Banku of America, konsekwencje niepogodnień, m.in. ograniczenia dostaw części i podzespołów, odczują wszystkie kraje europejskie a przede wszystkim strefa euro. Tam - według prognoz banku - jeszcze w pierwszej połowie roku dojdzie do stagnacji.  

Ewa Wysocka 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gospodarka światowa | firmy | globalizacja | produkcja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »