Przemysł powoli powraca. Tylko jaki?

Co dalej z reindustrializacją europejskiej gospodarki? Mimo pęknięcia między deklaracjami polityków a faktami, kluczowe pytanie nie brzmi już dziś - "czy przemysł", lecz "jaki przemysł" w Europie.

Pomysł był kuszący: tania i brudna produkcja przemysłowa powinna "gnębić" inne regiony, a my, Europejczycy z wyżyn klimatyzowanych biurowców mielibyśmy kreować, doradzać i korygować, nie brudząc rąk i białych kołnierzyków.

W końcu XX wieku i na początku XXI tak to działało. W skali globalnej PKB rosło, a łatwo dostępne kredyty pozwalały na finansowanie kolejnych, nawet wydumanych, projektów. Kiedy bańka inwestycyjna pękła, okazało się, że oparcie wzrostu wyłącznie na sektorze usług i finansach to mrzonka.

Koniec iluzji

- Jedną z wielkich iluzji końca XX wieku było przekonanie, że przyszłość gospodarki opiera się na usługach i towarzyszące temu przekonaniu przenoszenie produkcji przemysłowej poza Europę. Od końca pierwszej dekady naszego stulecia ta iluzja zaczęła odchodzić w przeszłość i europejscy politycy zaczęli szukać sposobów, żeby pomóc przemysłowi - tak widzi ten proces Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego.

Reklama

W roku 2007 wzrost gospodarczy strefy euro był jeszcze dodatni. W pierwszym kwartale kolejnego roku produkcja przemysłowa spadła w Irlandii, a w drugim kwartale - we Włoszech. W roku 2009 po raz pierwszy od powstania strefy euro wszystkie należące do niej kraje odnotowały spadek PKB rok do roku.

Jerzy Kwieciński, sekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju, wskazuje, że wyjście z kryzysu było znacznie łatwiejsze dla Niemiec, które utrzymały wyższy poziom udziału produkcji przemysłowej w PKB, niż dla Francji czy Wielkiej Brytanii, które postawiły na sektor usług.

W unijnej nomenklaturze zaczęło robić karierę słowo reindustrializacja. Unijna administracja przewidziała spore nakłady na pobudzenie przemysłu, a ściślej mówiąc - wybranych jego gałęzi. Program wsparcia innowacji Horyzont 2020 dysponuje budżetem ok. 80 mld euro. Kolejne pieniądze ma wtłoczyć w europejski przemysł tzw. Plan Junckera, przewidujący wydanie około 300 mld euro. Plan ma prowadzić do pobudzenia inwestycji w gospodarce europejskiej w dwóch obszarach - szeroko rozumianej infrastrukturze oraz sektorze małych i średnich przedsiębiorstw. Zakłada tworzenie partnerstw publiczno-prywatnych w celu generowania wzrostu gospodarczego i wysokiej jakości miejsc pracy.

- Wolałbym, żeby te 300 mld zostało na kontach prywatnych przedsiębiorców w Europie i żeby oni decydowali, jak te pieniądze wykorzystać do podniesienia tempa rozwoju gospodarczego - zastrzega Gowin. Dodaje jednak, że mimo wszystko ważne jest, by Polska i polski przemysł miały w tym udział. Zastrzeżenie Gowina budzi pewnie fakt, że unijna administracja wiele razy pokazała już swoje oderwanie od rzeczywistości i skłonność do wydawania funduszy na nierealistyczne cele.

Wagi europejskich funduszy nie można jednak nie doceniać. Według informacji towarzyszącej programowi Horyzont 2020, każde euro zainwestowane przez Unię owocuje około 13 euro wartości dodanej dla przedsiębiorstw. Dalszy wzrost inwestycji do poziomu 3 proc. PKB do roku 2020 przełoży się na powstanie kolejnych 3,7 mln miejsc pracy!

Na krajowym podwórku koncepcja rozwojowa zwana Planem Morawieckiego wpisuje się w europejskie ambicje.

- Priorytetem rządu będzie wspieranie nowych gałęzi przemysłu, wykorzystujących badania prowadzone w polskich ośrodkach badawczych. Nie będzie przełomu innowacyjnego, jeżeli nie będzie on oparty na wynikach pracy polskiej nauki. Nie oznacza to jednak spisania na straty branż tradycyjnych, ale wrzucenie ich na wyższy poziom i zapewnienie im rozwoju w warunkach nowoczesnej legislacji - deklaruje Jarosław Gowin.

Polski plan opiera się, jak wiadomo, na trzech filarach. Elastyczność i innowacyjność gospodarki pozwolą nam się wyrwać z pułapki średniego dochodu i przeciętnego produktu. Industrializacja ma uwzględniać wszystke elementy gospodarki cyfrowej, a ekspansja i eksport będą wspólnym mianownikiem wszystkich krajów Europy Środkowej i Wschodniej, które są za małe, żeby budować rozwój gospodarczy wyłącznie na fundamencie rynków wewnętrznych.

Lecimy w kosmos?

Przemysł tworzy obecnie ok. 17 proc. PKB Unii Europejskiej, a jego produkty stanowią 80 proc. eksportu. Sytuacja przemysłu wygląda różnie w różnych krajach i udział przemysłu w PKB wielu państw znacznie zmalał od początku lat 90. Wśród wyjątków są Niemcy, które od lat utrzymują rolę przemysłu na stałym poziomie, a także Polska. Udział przemysłu w naszym PKB jest wyraźnie wyższy od unijnej średniej - w roku 2014 było to ponad 22 proc., a przy tym tempo wzrostu produkcji przemysłowej sięgnęło wówczas 3,6 proc., gdy unijna średnia wynosiła 0,7 proc.

Europa wciąż jednak zachowuje pozycję światowego lidera w wielu sektorach strategicznych, takich jak motoryzacja, lotnictwo, inżynieria, chemia, przemysł farmaceutyczny i kosmiczny.

Na ten ostatni unijna administracja patrzy z wielką nadzieją. W ubiegłym roku światowe nakłady na przemysł kosmiczny sięgnęły 50 mld euro.

- Połowę tej sumy wydają Stany Zjednoczone, ale już 22-proc. udział mają takie kraje jak Chiny, Brazylia i Indie - wylicza Pieter Van Beekhuizen z europejskiej agencji kosmicznej ESA. Zauważa, że Polska jest największym z nowych członków agencji.

W polskim sektorze kosmicznym pracuje już około 1000 osób. Związek Pracodawców Sektora Kosmicznego zrzesza obecnie 42 podmioty, z czego cztery to instytuty badawcze, a reszta - firmy.

- Szybki rozwój tego sektora powoduje, że potrzebuje on specjalistów, którzy dotąd nie mieli nic wspólnego z przestrzenią kosmiczną, ale specjalizują się np. w projektowaniu komponentów elektronicznych czy w obszarze wykorzystania kompozytów - mówi Paweł Wojtkiewicz, prezes ZPSK. Jego zdaniem w ciągu ostatnich kilku lat liczba zatrudnionych zwiększyła się kilkakrotnie.

Zdaniem Bartłomieja Płonki, prezesa Śląskiego Centrum Naukowo-Technologicznego Przemysłu Lotniczego, udział w programach finansowanych przez ESA podnosi kompetencje firmy, która uczestniczy już w trzech takich programach, współpracując z koncernem Tales przy produkcji paneli satelitarnych z włókna węglowego i aluminium.

- Uczymy się realizacji programów kosmicznych i stawiamy na działania badawczo-rozwojowe. Dzięki ESA mamy dostęp do finansowania i wiedzy, chcemy wejść w strukturę zamówień. Dlatego zmieniliśmy strategię i do przemysłu lotniczego dołączył kosmiczny - wyjaśnia Płonka.

Zdaniem Włodzimierza Lewandowskiego, prezesa głównego urzędu miar, szefa zespołu ds. Galileo w Komitecie Badań Kosmicznych i Satelitarnych PAN, trudno jednak mówić o sukcesie. Według niego, zaledwie nadrabiamy zaległości, bo nasz przemysł dopiero teraz jest gotowy na kosmiczne technologie. Poza tym fundusze, jakimi dysponujemy w Polsce, są kroplą w morzu. Budżet Polskiej Agencji Kosmicznej to w tym roku zaledwie 9 mln zł, a w przyszłym może ok. 10 mln zł. Tymczasem jej francuski odpowiednik dysponuje budżetem w wysokości 2 mld euro, a ESA - 5,25 mld euro.

Stare na nowe

Przemysłową nadzieją Europy pozostaje motoryzacja. Europejskie firmy od dawna mają w tym sektorze mocną pozycję. Masowa produkcja, wysoki i wciąż rosnący poziom zaawansowania technologicznego, wymuszanego zaostrzanymi niemal na całym świecie normami dotyczącymi oddziaływania na środowisko i bezpieczeństwa tworzą z samochodu niezłą trampolinę rozwoju.

Innowacyjna motoryzacja może więc liczyć na dofinansowanie. Należąca do ArcelorMittal firmy Gestamp już uzyskała wsparcie dla projektu badawczo-rozwojowego dotyczącego produkowania części samochodowych.

Pęd do odchudzania samochodów powoduje wprowadzanie nowatorskich materiałów i technologii - obok nowych rodzajów stali pojawiają się części łączące stal i aluminium, a także metale i kompozyty. Wymaga to stworzenia nowych metod scalania materiałów i elementów.

Nowe możliwości otwiera przełom technologiczny, jaki zapowiada zwrot w stronę czystych (głównie elektrycznych) napędów. Przy czym nie chodzi tu o same pojazdy - trzeba dla nich stworzyć nową infrastrukturę.

- Rozwój na styku energetyki i ICT w połączeniu z elektromobilnością jest odpowiedzią na kilka problemów energetyki konwencjonalnej. Policzyliśmy w ministerstwie, że milion samochodów jeżdżących po polskich drogach to 4 TWh rocznie dodatkowego zapotrzebowania na energię, które można skierować na przykład w dolinę nocną - wskazywał Piotr Zaremba z departamentu innowacji i rozwoju technologii Ministerstwa Energii.

Roman Szwed, prezes Atende, uważa, że z polskiego punktu widzenia samochody elektryczne są bardzo ciekawym rozwiązaniem - ropę dla silników spalinowych musimy importować, podczas gdy przyrost zapotrzebowania na energię elektryczną mógłby zwiększyć zapotrzebowanie na węgiel, który mamy własny.

Niestety, to chyba jedna z nielicznych korzyści, na jakie może liczyć ze strony nowej polityki inwestycyjnej Unii Europejskiej "stary" przemysł. Mirosław Panek, pełniący obowiązki prezesa Banku Gospodarstwa Krajowego, zauważył, że dla przemysłów opartych na węglu kamiennym Plan Junckera nie zawsze jest przydatny.

- Nie wszystkie luki inwestycyjne są pokrywane przez ten Plan. Z polskiego punktu widzenia poważnym problemem jest to, że kolejne banki komercyjne z powodów ideologicznych odchodzą od finansowania pewnych gałęzi przemysłu bardzo istotnych dla naszej gospodarki, czyli górnictwa i energetyki węglowej. Tę lukę będziemy musieli wypełnić sami - powiedział Panek. Valdis Dombrovskis, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, zapewnia, że KE zaplanowała już szerszą dyskusję na temat reform z państwami członkowskimi; w działaniach Komisji jest więcej elastyczności i przestrzeni w uzgadnianiu ścieżek dostosowania krajowych gospodarek do polityki UE.

- Europejczycy oczekują, że zapewnimy stabilność ekonomiczną, powiększymy spójność Unii, zadbamy o atrakcyjność unijnego modelu społeczno-gospodarczego. Aby tak się stało, potrzebne są reformy, które pozwolą na wzrost dobrobytu - mówi Dombrovskis.

Czy szukając nowych przemysłów, Europa pogrzebie stare, tradycyjne specjalności? Jak bardzo bolesny byłby to proces, przekonała się w ubiegłym roku Wielka Brytania, która straciła tysiące miejsc pracy, kiedy zamykanie hut zmniejszyło jej produkcję stali o połowę.

Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, przypomina jednak, że podniesienie konkurencyjności przez wspieranie wyselekcjonowanych sektorów nie zawsze bywa skuteczne.

- Praktyka innych krajów pokazuje, że finansowanie innowacyjności jest jak łowienie ryb - trzeba często zarzucać, a tylko niektóre ryby są duże. Trzeba przygotować takie warunki, żeby woda była czysta i inne ryby dobrze rosły - mówi Benecki.

Mielizny czyhają na rozwijające się przemysłowe firmy w obszarze regulacji i infrastrukturze rynku kapitałowego, który nie pomaga małym firmom, czy też w niewłaściwej współpracy między edukacją a biznesem. Nie znikną też zapewne bariery konkurencyjności, wynikające z unijnych polityk (np. klimatyczno-energetycznej).

- Inwestowanie w badanie i rozwój jest dobre, ale trzeba pomyśleć o wąskich gardłach w gospodarce, które powodują, że giną nawet te pomysły, które dałyby sobie radę bez Junckera i Morawieckiego - konkluduje Benecki.

Piotr Myszor

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Dowiedz się więcej na temat: Bruksela | przemysł | polityków
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »