Redukcja emisji. Konieczne wsparcie dla nowych inwestycji

Transformacja energetyczna to ogromne wyzwanie nie tylko dla sektora energetycznego, ale i dla przemysłu energochłonnego. Istotne jest, by wprowadzić narzędzia, które będą w stanie ochronić europejskie firmy przed konkurencją z regionów świata, gdzie zaostrzone normy nie funkcjonują. Bo dla większości klientów wciąż jednak liczyć się będzie cena produktu, a nie ślad węglowy.

KE proponuje podniesienie celu emisyjnego na 2030 roku do 55 proc. w porównaniu z poziomami z 1990 r. Z kolei propozycja Parlamentu Europejskiego zakłada redukcję aż o 60 proc. Tymczasem pierwotne szacunki mówiły o redukcji o 40 proc.

- Już obecne cele redukcyjne są bardzo ambitne. Osiągnięcie wyższych będzie wymagało wprowadzenia odpowiednich instrumentów wsparcia dla inwestycji, które trzeba będzie przeprowadzić. Bez tego energetyka, transport, przemysł energochłonny nie zdołają osiągnąć tych założeń - mówił podczas debaty organizowanej przez Polską Izbę Przemysłu Chemicznego Adam Guibourgé-Czetwertyński, wiceminister klimatu i środowiska.

Reklama

Dodał, że dla Polski jest to dużo większe wyzwanie niż dla większości krajów europejskich ze względu na historyczny miks energetyczny oparty na węglu. Węgiel nawet dziś odpowiada jeszcze za 75 proc. produkcji energii. Wyzwaniem jest rozwój OZE w skali oczekiwanej przez Unię, ale również dostosowanie sieci przesyłowych do nowych warunków.

By osiągnąć ambitne cele należy patrzeć kompleksowo na całą gospodarkę. Nie wystarczy myśleć tylko o transformacji sektora energetycznego, ale też transportu, budownictwa i przemysłu energochłonnego. - Wszystkie sektory muszą kontrybuować, byśmy osiągnęli ten cel. To holistyczne i międzysektorowe podejście - ocenia Łukasz Lisicki z Komisji Europejskiej.

Jak dodaje, wyzwań jest sporo, choćby już w dostosowaniu samej legislacji. - Kwestie energetyczno-klimatyczne są rozrzucone po innych wątkach i politykach sektorowych, jak polityka finansowa, podatkowa, pomoc publiczna. Zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo duże wyzwanie zarówno dla sektora przemysłu jak i administracji państw członkowskich, by ogarnąć to całościowo - mówił.

Czetwertyński podkreślał, że trzeba zrobić wszystko, by nie dopuścić do tego, by emisje krajowe zastąpione zostały importowanymi, często dużo wyższymi niż obecne unijne. Rozwiązaniem ma być graniczny podatek węglowy, który chroniłby konkurencyjność unijnych przedsiębiorstw. Uczestnicy debaty zwrócili też uwagę, że producenci unijni powinni też otrzymać wsparcie poprawiające ich konkurencyjność w sprzedaży na zewnętrznych, pozaunijnych rynkach.

Tego typu pomoc jest ważna, bo nie widać sygnałów, by konsument był gotów płacić więcej za produkt mniej emisyjny. - Kupujący kierują się ceną - podkreślał Przemysław Bielecki z Grupy Lotos.

Na przedsiębiorcach ciąży odpowiedzialność, by zrealizować wymagane inwestycje i wypełnić cele. I nie chodzi tylko o zobowiązania, ale też o rosnące ceny praw do emisji CO2, co będzie kluczowym argumentem ekonomicznym.

Olga Dzilińska-Pietrzak z Grupy Azoty zwraca uwagę, że działania, jakie sektor chemiczny podejmować będzie w ramach ograniczania emisji bezpośrednich, mogą spowodować większe narażenie na emisje pośrednie. - Tak jest w przypadku elektryfikacji procesów chemicznych. To ważne zwłaszcza w sytuacji Polski, która ma określony, odziedziczony miks energetyczny. Liczę, że Komisja Europejska zwróci uwagę na ten aspekt - powiedziała.

Dodała jednocześnie, że przemysł energochłonny powinien również otrzymać wsparcie finansowa na transformację własnych źródeł wytwórczych energii w kierunku bardziej zielonego miksu energetycznego.

Z kolei Bartosz Krzemiński z PKN Orlen zwracał uwagę, że cykle inwestycyjne w chemii trwają po kilka lat. By osiągnąć cele na 2030 rok trzeba więc zacząć działać już teraz. Orlen zadeklarował, że do 2050 roku chce być neutralny emisyjnie. - Klienci kupujący od nas petrochemikalia pytają, jaki mamy ślad węglowy, czy spełniamy kryteria zrównoważonego rozwoju. Pojawiające się technologie  umożliwiają dekarbonizację, jeśli chodzi o produkcję prądu, na skalę niespotykaną. Wyzwaniem jest cały nowy układ regulacyjny, analiza tabeli dyrektyw w kontekście tego, jak zmienią się dla koncernu wrażliwe parametry biznesowe - mówił.

Do ambitnych celów emisyjnych może nas zbliżyć technologia wodorowa. - Wodór może być narzędziem do zredukowania emisji, może pomóc stabilizować sieć energetyczną poprzez magazynowanie ewentualnego nadmiaru energii elektrycznej produkowanej przez farmy wiatrowe - informował Czetwertyński.

Podkreślał, że elektrolizery zlokalizowane na Pomorzu mogłyby ustabilizować sieć, wytwarzając zielony wodór, który mógłby być wykorzystany do dekarbonizacji przemysłu czy transportu. Dziś Polska jest jednym z największych producentów wodoru w UE, ale jest to niestety wodór szary, pochodzący z paliw kopalnych.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »