Rekonstrukcja systemu

Rynek usług bankowych czekają wyzwania, które zmienią jego obraz w ciągu najbliższych kilku lat. Wcale nie jest wykluczone, że duże europejskie banki już wkrótce padną ofiarą kolejnej fazy kryzysu finansowego, który właśnie się rozlewa. Bynajmniej - ten scenariusz jest całkowicie realny, a nasi giganci na pewno na tym procesie by tylko wygrali.

Reforma systemu bankowego była jednym z najważniejszych elementów reformy polskiej gospodarki. W styczniu 1989 r. Sejm uchwalił dwie ustawy: ustawę Prawo bankowe oraz ustawę o Narodowym Banku Polskim. Efektem zmian była całkowita rekonstrukcja systemu bankowego, gdyż ustawa dopuściła funkcjonowanie banków państwowych, banków w formie spółek akcyjnych, jak i banków spółdzielczych. Poza tym uchylono prawotwórcze kompetencje rządu i uporządkowano stosunki między systemem bankowym a Skarbem Państwa poprzez likwidację mechanizmu automatycznego przyznawania kredytów na cele rządowe.

Reklama

Przypomnijmy również, że w 1989 r. utworzono dwustopniową strukturę polskiej bankowości: na bazie około 400 pozamiejscowych jednostek NBP utworzono 9 regionalnych banków komercyjnych, niezależnych od NBP. Przejęły one obowiązki dotyczące działalności kredytowej oraz depozytowej.

W kolejnych latach powstawały nowe banki prywatne, banki państwowe były z kolei prywatyzowane. Po latach można stwierdzić, że od 1989 r. zupełnie zrekonstruowano polski system bankowy - w 2001 r. w Polsce działało 75 banków komercyjnych, w tym jeden państwowy i dwa z przewagą kapitału państwowego, a wśród dziesięciu największych banków Europy Środkowej i Wschodniej pięć było podmiotami polskimi (dwa z nich to największe banki w regionie).

W ocenie NBP, rozwój polskiego systemu bankowego zmusił banki komercyjne do poszukiwania strategicznych partnerów zagranicznych, którzy swoim know-how mogli wspierać przemiany w bankach. Początkowo współpraca taka przybierała głównie formę pomocy technicznej, ale realizowane w jej ramach zadania dość szybko wymusiły procesy modernizacyjne i przebudowały strukturę poszczególnych banków komercyjnych. Tym bardziej, że współpraca banków z partnerami zagranicznymi ewoluowała, a rynek coraz szybciej się konsolidował. W tamtym okresie raczej nie było innego wyjścia, kapitał i wiedzę trzeba było pozyskiwać z Zachodu.

Kto kogo i za ile?

Kto pamięta dziś jeszcze takie nazwy, jak: Bank Staropolski, Powszechny Bank Kredytowy czy choćby Lukas (przejęty niedawno przez francuski Credit Agricole)? To, że mało kto pamięta jeszcze te nazwy, świadczy o bardzo szybkim procesie konsolidacji rodzimego sektora finansowego.

- Tempo zmian w ostatnich latach było rzeczywiście bardzo duże - przyznaje Sebastian Gawłowski, analityk ISB Euromoney.- Ale obecnie proces ten w znacznej części zależy od charakteru reakcji łańcuchowej eurokryzysu. W czarnym scenariuszu, jeśli niemieckie i francuskie instytucje, które są strategicznymi inwestorami polskich banków, stracą miliardy na obligacjach państw PIIGS (Portugalia, Włochy, Grecja, Hiszpania, a ostatnio także Irlandia), będą wręcz zmuszone do sprzedaży polskich aktywów w poszukiwaniu pieniędzy. Ponadto np. bank DnB Nord może wycofać się z Polski, a sytuacja Unicredit, głównego akcjonariusza banku Pekao, będzie w dużym stopniu zależała od kondycji całych Włoch.

W opinii analityka, jednym z przejmujących instytucje, które będą wystawiane na sprzedaż na rodzimym rynku, może być PZU, spółka, która ma dużo wolnej gotówki i chętnie zbudowałaby wokół siebie liczącą się grupę finansową.

Ale nie tylko PZU ma sporo wolnych środków. Kolejnym kandydatem do przejmowania na naszym podwórku może być bank PKO BP, który stanął niedawno do wyścigu o udziały w Banku Zachodnim WBK. Polski bank rywalizował ze znacznie potężniejszymi i większymi od siebie rywalami i wcale nie był bez szans. Rozważał nawet emisję obligacji podporządkowanych, dzięki czemu pozyskałby do 5 mld zł od rodzimych inwestorów (chodzi m.in. o fundusze emerytalne i inwestycyjne, jak i inne banki). Prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło wyrażał chęć nabycia BZ WBK, by zwiększyć potencjał banku, zalecał jednak ostrożność.

I zalecał słusznie, wszak wcale nie jest wykluczone, że duże europejskie banki już wkrótce padną ofiarą kolejnej fazy kryzysu finansowego, który właśnie się rozlewa (Santander jest bankiem hiszpańskim, a Hiszpania jest obecnie w nie lada tarapatach). Wtedy ich aktywa byłyby do wzięcia za jeszcze niższą niż obecnie cenę. Niemożliwe? Bynajmniej - ten scenariusz jest całkowicie realny, a nasi giganci na pewno na tym procesie by tylko wygrali.

- Chcemy przejąć spółkę, która będzie pasowała do naszego modelu biznesu w dwóch aspektach - ilościowym i jakościowym. Podhasłem "ilościowy" rozumiem przejęcie banku, którego suma bilansowa to 30-40 mld zł. Akwizycja mniejszej spółki nie ma dla nas strategicznego uzasadnienia. Drugim warunkiem jest uzupełnienie naszego potencjału w segmencie, w którym chcemy się rozwijać - mówił Jagiełło w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" jeszcze przed przejęciem BZ WBK przez Santandera.

I dodawał: - Transakcja, w wyniku której przejęlibyśmy bank, powinna tworzyć silną wartość dodaną. Mamy silne ramię detaliczne, jesteśmy znaczącym graczem na rynku hipotek. Nasi klienci są z nami od lat, często jesteśmy bankiem pierwszego wyboru. Ale też od roku rozwijamy naszą aktywność w segmencie korporacyjnym. Jeśli chodzi o te trzy aspekty wolumenowe - wartość kredytów dla przedsiębiorstw, wartość obligacji korporacyjnych oraz wartość pozyskanych środków z leasingu - to jesteśmy największym bankiem w tym segmencie rynku. Ale chcemy go wciąż rozwijać. Interesuje nas również bankowość inwestycyjna. Chcielibyśmy, żeby dochodowość z tych trzech filarów stała się bardziej zbilansowana. W tej chwili 85- 90 proc. naszych przychodów czerpiemy z bankowości detalicznej, znacznie mniej zarabiamy na działalności inwestycyjnej i korporacyjnej - mówił szef PKO BP.

Bank ma zatem pieniądze i może spokojnie czekać na rozwój sytuacji, bo obecnie, jak mawiają finansiści, to właśnie "cash is the king". W podobnej sytuacji jest PZU. Prezes spółki Andrzej Klesyk nie wyklucza tego, że przy dobrej okazji firma poważnie zastanowi się nad możliwością zakupów. Wygląda więc na to, że obecnie wszyscy rozgrywający czekają na okazje. I słusznie, niech przeciwnik się wykrwawi, wtedy będzie musiał wyprzedawać się po niskiej cenie.

Kogo typuje się dziś na ofiarę finansowego przejęcia? Chodzi głównie o banki inwestorów z tych krajów, które są poważnie zagrożone przez finansowe turbulencje. Na sprzedaż może być zatem np. Millennium Bank. I chociaż Portugalczycy niekoniecznie chcieliby pozbywać się tak cennego aktywa, jakim jest dla nich polska spółka, to być może już niedługo nie będą mieli innego wyjścia. Ktoś jeszcze? Do przejęcia w zasadzie jest każdy (może jedynie poza PKO BP, PZU czy BGK), a wszystko jest tylko i wyłącznie kwestia ceny.

Przypomnijmy w tym momencie, w jakiej sytuacji był niedawno grecki Polbank. Wiosną austriacki Raiffeisen Bank International nabył 70 proc. akcji Polbanku EFG za 460 milionów euro. Obecnie połączony bank działa już pod marką Raiffeisen Polbank.

- Dzięki przejęciu nastąpi połączenie działalności Polbanku w segmencie detalicznym z silną pozycją Raiffeisen Bank Polska w bankowości korporacyjnej. Powstanie bank oferujący pełny zakres produktów i usług dla wszystkich segmentów, dysponujący bazą 900 tys. klientów i siecią ok. 450 placówek w 150 miastach Polski - podawały obie spółki.

Przypomnijmy, że Polbank funkcjonował jako oddział greckiego Eurobank Ergasias (Eurobank EFG) i w ramach transakcji został przekształcony w spółkę akcyjną działającą na podstawie polskiego prawa bankowego. W wyniku transakcji Eurobank EFG będzie miał 13 proc. udziałów w Raiffeisen Bank Polska, a RBI pozostałe 87 proc. Fuzja prawna Raiffeisen Bank Polska i Polbanku, która faktycznie zakończy transakcję, ma nastąpić w ciągu roku od jej zamknięcia.

W podobny sposób może wkrótce wyglądać sytuacja z innymi przejęciami/ fuzjami na krajowym rynku.

Chińskie poruszenie

Na europejskim polu finansowym (a także i na naszym poletku) coraz aktywniejsi są Chińczycy, którzy poważnie rozważają budowę w Polsce dużego segmentu detalicznego. Łatwiej byłoby im na pewno zainwestować w instytucję z już zbudowaną silną pozycją na rynku. Takich zapewne nie zabraknie, a przy tej skali możliwości nawet tak duży bank jak Pekao (owszem - duży, ale tylko na krajowym podwórku) może zmienić właściciela, o ile Włosi z Unicredit zapędzą się sami w kozi róg (co jest całkiem realnym scenariuszem). Analitycy dodają, że prędzej czy później także wśród mniejszych instytucji powinno dojść do istotnych zmian właścicielskich. Tu na celowniku będą chociażby Alior czy Meritum Bank. Nie można też wykluczyć, że mniejsze banki zaczną szukać możliwości fuzji pomiędzy sobą, dla budowania efektu skali. Sebastian Gawłowski dodaje, że nie do końca jasne są np. losy Polskiego Banku Przedsiębiorczości z grupy IDM SA, bo trudno obecnie przewidywać skalę problemów instytucji z obligacjami Dolnośląskich Surowców Skalnych, których upadłość likwidacyjną niedawno ogłosił sąd.

Tymczasem w naszym kraju coraz odważniej lokują się wielkie chińskie korporacje finansowe. Niedawno pojawił się tu Bank of China, który twierdzi, że chce przede wszystkim wspierać największe chińskie firmy w Polsce (a tych jest coraz więcej i zwykle korzystają one z usług własnego banku). Bartosz Komasa, przedstawiciel Bank of China w Polsce, mówi, że bank będzie oferował pełną ofertę bankową, choć skupi się oczywiście na wielkich korporacjach z Chin (obecnie jest to głównie branża energetyczna, telekomunikacyjna i infrastrukturalna). Bankowcy z tego kraju planują również oferowanie swoich produktów dużym polskim firmom, które w ostatnim okresie chcą inwestować w najludniejszym kraju świata, a także dla firm małych i średnich, które z Chińczykami handlują (i często potrzebują konto w lokalnym banku, by płacić chińskim juanem). Warto dodać, że bank nie będzie również stronił od klientów indywidualnych - zaoferuje im otwarcie rachunku, rachunki depozytowe i możliwość transferu w juanie (choć to będzie raczej kwiatek do kożucha).

Łatwo sobie jednak wyobrazić, że bankowi temu, z kapitalizacją na poziomie 130 mld USD (jeden z największych banków świata) i z przedstawicielstwami w 20 krajach świata, może to nie wystarczyć. Tym bardziej, że drugą częścią działalności Chińczyków w Polsce może być finansowanie różnego rodzaju fuzji i przejęć. Czy dla posiadaczy grubego portfela kupno dużego polskiego banku będzie jakimkolwiek kłopotem? Jak już wspomnieliśmy, raczej żadnym.

Wymóg Bazylei

Z szacunków NBP wynika, że trzy największe banki w Polsce obejmują zaledwie jedną trzecią krajowego rynku, podczas gdy np. w sąsiednich Czechach czy na Węgrzech dominacja dwóch, trzech największych instytucji sięga blisko dwóch trzecich całego finansowego tortu. Poza tym Bazylea III wymusi na właścicielach niektórych dużych banków operujących w Polsce zwiększenie funduszy własnych, co w dobie kryzysu zmusić ich może do sprzedaży aktywów, co będzie z kolei wymuszało dalszą konsolidacje sektora. Mówił o tym pod koniec ubiegłego roku Richard Gaskin, p.o. prezesa zarządu Banku BPH w rozmowie z Rzeczpospolitą.

- Nie chcę obstawiać ani wypowiadać się za inne banki. Ale ponieważ spodziewam się dużej aktywności w kwestii fuzji i przejęć, to myślę, że wystarczy przyjrzeć się, w jakich walutach udzielały kredytów te banki, które są potencjalnie na sprzedaż. A potem popatrzeć, gdzie na świecie są instytucje, które mają nadwyżkę płynności w tej walucie. To może pomóc w odpowiedzi na pytanie, jacy nowi gracze mogą pojawić się na rynku w Polsce - mówił Gaskin.

A co z poważnymi do niedawna obawami o drenowanie krajowych spółek córek? Większość bankowców ma nadzieję, że zagraniczni właściciele nie będą tego robić, gdyż nie będą mieli w tym żadnego interesu. Wiadomo, lepiej po prostu sprzedać posiadane aktywa za dobrą cenę niż je wyssać i wypchnąć z gry o większą stawkę. W tym przypadku nasz rynek będzie lustrzanym odbiciem konsolidacyjnego pokłosia całego europejskiego sektora bankowego.

Jak widać, w tym scenariuszu otwiera się pole dla inwestorów z Chin. Wszak z wystawy towar weźmie ten, kto ma pieniądze, a obecnie w nadmiarze mają je głównie Chińczycy. Pytanie tylko, czy odważą się na zakupy? Do tej pory nie byli na tym polu zbytnio aktywni.

Więcej odpowiedzialności

Na razie jednak największe obawy krajowych bankowców budzi działalność Europejskiego Banku Centralnego i tzw. operacje LTRO, które nie pozostają bez wpływu na przepływ taniego pieniądza kredytowego wewnątrz międzynarodowych grup kapitałowych. Coraz głośniej mówi się o tym, że służą one jedynie wsparciu sprzedaży papierów skarbowych finansujących potrzeby pożyczkowe państw strefy euro.

Zdaniem bankowców, działania EBC, mimo że dyktowane są potrzebą chwili, stanowią faktyczną formę dotacji dla części podmiotów sektora. Zdaniem prezesa PKO BP, taka polityka stawia europejskie instytucje kredytowe w uprzywilejowanej pozycji i ogranicza zdolność konkurencyjną banków spoza strefy euro.

- Prawo powinno gwarantować równe zasady dla wszystkich uczestników gry rynkowej, tymczasem EBC oferuje niektórym bankom płynność poniżej ceny rynkowej, nie wymagając przy tym konkretnych działań restrukturyzacyjnych. To prowadzi do hazardu moralnego i sytuacji, w której podatnik ponosi koszt nieodpowiedzialnych strategii biznesowych banków. Jednocześnie brakuje konkretnych rozwiązań, które mogłyby stanowić rekompensatę dla banków spoza strefy euro - ocenia Zbigniew Jagiełło.

Co poza tym? Kolejnym istotnym problemem sektora bankowego w Polsce jest brak długoterminowych pasywów oraz uzależnienie banków od zagranicznego finansowania spółek macierzystych i pieniądza depozytowego, co wiąże się z ryzykiem zbyt wysokiego oprocentowania lokat bankowych. Na wysokim poziomie kształtuje się także relacja kredytów do depozytów. Czy jest na to jakaś recepta? Zdaniem bankowców, potrzebna jest szybka odbudowa rynku międzybankowego, upowszechnienie obligacji bankowych i racjonalna polityka zarządzania wypracowanym zyskiem.

Problemy krajowych banków to jedno, a polityka ich zagranicznych właścicieli to drugie. Pewne jest to, że polskie spółki córki w dobie kryzysu mogą odegrać istotną rolę w ratowaniu zagranicznych spółek matek (już to zresztą robiły). Kluczowa w tym momencie będzie jedynie cena, jaką przyszły nabywca zechce zapłacić. Jak wiadomo, w biznesie nie ma żadnych sentymentów.

Leszek Sadkowski

Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: bank | rekonstrukcje | Związek Banków Polskich | NBP | kryzys gospodarczy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »