Roubini: Widmo krąży po USA. Wybuchnie rewolucja?

Ekonomiczny guru Nouriel Roubini zauważa, że protesty w USA, które wybuchły po zamordowaniu George’a Floyda przez policję, zamieniły się z antyrasistowskich w społeczne. System zawiódł - twierdzi i cytuje "Manifest Komunistyczny" Karola Marksa i Fryderyka Engelsa. Nikt dotąd tak wyraźnie nie powiedział, że świat stoi w obliczu rewolucji.

Nouriela Roubiniego cały świat uważa za ekonomistę, który przewidział globalny kryzys finansowy z lat 2007-2009. Nazwano go w związku z tym "Dr. Doom", czyli "Doktor Zagłada". Teraz na stronach "Project Sindicate" profesor Stern School of Business Uniwersytetu Nowojorskiego publikuje "The Main Street Manifesto", co można przetłumaczyć jako "Manifest przeciętnego Amerykanina".

Analizuje w nim sytuację społeczno-ekonomiczną w USA po poprzednim kryzysie, upływającym pięcioleciu rządów Donalda Trumpa i dochodzi do wniosku, że jest bardzo prawdopodobne, iż napięcia społeczne dojrzały do eksplozji.

Reklama

Afroamerykanin George Floyd został zamordowany przez policjanta 25 maja w Minneapolis. Film jak funkcjonariusz dusi obezwładnioną już ofiarę i przygląda się temu bezczynnie trzech innych mundurowych obiegł media społecznościowe na całym świecie. Jak USA długie i szerokie wybuchły protesty przeciwko rasizmowi i brutalności policji. Tak było na początku. Ale teraz odcień protestów się zmienił.

"Ogromna podklasa coraz bardziej zadłużonych, społecznie niemobilnych Amerykanów - Afroamerykanów, Latynosów i coraz częściej białych - buntuje się przeciwko systemowi, który ich zawiódł" - pisze ekonomista w "The Main Street Manifesto".

Dlaczego tak się stało? Poprzedni kryzys - kryzys zadłużenia - ujawnił dramatycznie rosnące nierówności oraz to w jaki sposób "przeciętni" Amerykanie i klasa średnia usiłują utrzymać poziom konsumpcji, popadając w ekstremalne zadłużenie. Pogorszenie koniunktury, nieco wyższe stopy procentowe oznaczały bankructwa kilku milionów ludzi (a przy okazji oczywiście instytucji finansowych). Ale lekcja z tamtego kryzysu nie została odrobiona.

"Po kryzysie finansowym w 2008 roku wiele firm dążyło do zwiększenia zysków przez obniżenie kosztów, poczynając od siły roboczej. Zamiast zatrudniać pracowników na formalnych umowach o pracę z dobrymi wynagrodzeniami i świadczeniami, firmy przyjęły model oparty na pracy w niepełnym wymiarze godzin, płatną godzinowo, o dzieło, na firmę, na zlecenie...".

W ten sposób powstała cała nowa klasa społeczna. Guy Standing, brytyjski ekonomista, profesor University of London zdefiniował ją i nazwał "prekariatem". Badał też analogie pomiędzy prekariatem a XIX-wiecznym proletariatem z czasów Karola Marksa i Fryderyka Engelsa. Okazało się, że są spore.

Pomimo że mediana wzrostu gospodarki amerykańskiej w latach 2009-2019 przekraczała 2 proc. rocznie, a bezrobocie w ostatnich latach było na historycznie najniższych poziomach, ogromna część społeczeństwa zarabiała minimalne wynagrodzenia. "Elastyczne" formy zatrudnienia upowszechniły się na niebywałą skalę. Słabość tego systemu obnażył wybuch pandemii - ponad 40 milionów wniosków od zasiłki dla bezrobotnych w pierwszych dwóch miesiącach lockdownu i wzrost stopy bezrobocia do 14,7 proc. w kwietniu.

Nouriel Roubini pisze wprost: "Prekariat jest współczesną wersją proletariatu Karola Marksa: nowa klasa wyobcowanych, niepewnych robotników, gotowych do radykalizacji i mobilizacji przeciwko plutokracji (lub - jak mówił Marks - burżuazji). Ta klasa ponownie rośnie teraz, kiedy zadłużone korporacje reagują na kryzys COVID-19, tak jak to zrobiły po 2008 roku: ratują się i osiągają swoje cele finansowe przez obniżanie kosztów pracy".

Prekariat tworzą nie tylko imigranci, Afroamerykanie wciąż dotknięci "systemowym rasizmem" czy biali urodzeni i nie potrafiący uciec z "pasa rdzy". To także wykształceni młodzi ludzie z tradycyjnej klasy średniej, zubożałej przez ostatnie dziesięciolecia. Obecnie 10 proc. najbogatszych posiada 84 proc. akcji notowanych na Wall Street, a 75 proc. Amerykanów nie posiada nic.  

Guy Standing zwraca uwagę, że problem prekariatu nie sprowadza się do niestabilnych stosunków dotykających coraz szersze kręgi zatrudnionych. W ślad za nim postępuje "utrata praw politycznych i socjalnych" w tej grupie społecznej. I przestrzegał - to niebezpieczna klasa. Jest podatna "na niebezpieczeństwa ekstremizmu politycznego".

W 2015 roku okazało się, że prekariusze poparli populizm Donalda Trumpa. Na swoją własną szkodę, bo populizm to sama esencja oszustwa. "Trump działał jako populista, (ale) rządził jak plutokrata, obniżając podatki dla bogatych, uderzając w robotników i w związki zawodowe, podważając ustawę o dostępie do opieki zdrowotnej (Obamacare)..." - pisze Nouriel Roubini.

"Plutokraci, tacy jak Trump i jego kumple, rabują USA od dziesięcioleci, wykorzystując zaawansowane technologicznie narzędzia finansowe, luki w prawie podatkowym i prawie upadłościowym oraz inne metody wysysania bogactwa i dochodów z klasy średniej i robotniczej" - dodaje.

"Prekariusze wszystkich krajów, łączcie się!" - kończy manifest Nouriel Roubini, parafrazując ostatnie zdanie "Manifestu komunistycznego" sprzed 172 lat.

Ekonomiści na całym świecie zastanawiają się, jaki będzie świat po pandemii i po popandemicznym kryzysie. Nouriel Roubini na długo przed pamiętnym upadkiem Lehman Brothers już raz wykazał się niezwykłą przenikliwością umysłu. Być może tym razem również dostrzegł to, co dla przywódców politycznych nie jest jeszcze oczywiste - "nowa normalność" nie może być starą nienormalnością. Im szybciej stanie się to oczywiste także dla nich, tym lepiej. Być może Titanic ma jeszcze szansę ominąć górę lodową.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kryzys | USA | Nouriel Roubini
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »