Sąsiad na krawędzi kryzysu gospodarczego

- Ukraina jest na krawędzi kryzysu gospodarczego - brakuje pieniędzy na bieżące wydatki budżetowe, a kraj jest praktycznie odcięty od zagranicznego finansowania i skazany na kredyty rosyjskie. Najbliższe dni zadecydują o jego przyszłości - mówi ekspert OSW Arkadiusz Sarna.

Wielu polityków i komentatorów porównuje obecną sytuację na Ukrainie do pomarańczowej rewolucji z 2004 r. Tymczasem ukraińska gospodarka w latach 2000 - 2008 rozwijała się w średniorocznym tempie 7 proc. PKB. W samym 2004 r. zanotowała ponad 12 proc. wzrost gospodarczy. - Kraj od półtora roku pogrążony w recesji jest dziś na krawędzi poważnego kryzysu gospodarczego - w tym roku zanotuje pierwszy spadek PKB od czasów kryzysu w 2009 r. Budżet Ukrainy na 2013 r. konstruowany był z założeniem wzrostu gospodarki o 3,4 proc., więc rozwój gospodarczy o kilka punktów procentowych niższy przekłada się na "dziurę budżetową" i brak w kasie państwa środków na bieżące wypłaty. Pieniądze nie trafiają do budżetów lokalnych, cięte są wydatki na inwestycje, wydatki socjalne - mówi ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. Ta sytuacja - jak podkreśla - jest przysłonięta przez kryzys polityczny i falę protestów, która ogarnęła kraj.

Reklama

Rok 2013 będzie pierwszym rokiem rządów Wiktora Janukowycza i jego Partii Regionów, w którym gospodarka kraju skurczy się. - Ta siła polityczna budowała swój wizerunek jako "partia fachowców", która przejęła władzę w 2010 r. aby "posprzątać" po nieudolnych "pomarańczowych" poprzednikach. Dziś ten mit leży w gruzach; obecne władze zmarnowały dobrą koniunkturę lat 2010-2011. Sytuacja gospodarki jest nieporównywalnie gorsza niż w 2004 r. - mówi.

Jak podkreśla, kraj ciągle też nie ma budżetu na 2014 r., choć jego projekt powinien być gotowy do 15 września. - Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądał ten budżet, ponieważ władze uzależniają jego parametry od rezultatów negocjacji z Moskwą i chciałyby założyć w nim niższe koszty, jeśli tylko uda się uzyskać od Rosji niższą cenę na importowany gaz. Już jednak tegoroczny budżet trzeszczy w szwach; jego realny deficyt, według ekspertów, może być dwukrotnie wyższy od założonego w ustawie i sięgnąć równowartości 12 mld dolarów - wyjaśnia Sarna.

Deficyt finansowany jest w coraz większym stopniu w oparciu o emisję nowego długu. Rząd może mieć jednak problemy z pożyczeniem brakujących środków. - Ukraina jest obecnie odcięta od zewnętrznego finansowania - oprocentowanie jest niebotycznie wysokie - i praktycznie skazana na kredyty rosyjskie. Im dłużej trwa kryzys polityczny, tym maleją szanse na pozyskanie pieniędzy z rynków zachodnich - dodaje ekspert.

Choć zadłużenie rządu Ukrainy na tle innych europejskich krajów nie jest wysokie, bo sięga ok. 40 proc. PKB, to - jak wskazuje ekspert - jest to w większości zadłużenie krótko- i średnioterminowe. Oznacza to, że Ukraińcy praktycznie na bieżąco muszą regulować swoje należności i występować o nowe pożyczki. - W tym roku Ukraina musiała spłacić długi o równowartości kilkunastu miliardów dolarów. Jednak jeszcze więcej środków musiała pożyczyć. W przyszłym roku będzie musiała spłacić ok. 8 mld dolarów. Nie licząc dotacji dla państwowego funduszu emerytalnego (odpowiednika ZUS-u) czy do kosztów zakupu gazu z Rosji. Pojawia się pytanie, jak Ukraińcy będą chcieli to sfinansować w sytuacji, w której będą potrzebowali większych pożyczek. Przy czym oprocentowanie tych kredytów znacznie wzrosło - podkreśla.

Zdaniem eksperta, pewną szansą dla ukraińskich finansów publicznych pozostaje jeszcze możliwa pożyczka z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jednak instytucja uzależnia taką pomoc od reform. Jedną z tych najbardziej bolesnych jest wymóg podwyżki cen gazu dla odbiorców krajowych o kilkadziesiąt procent - Naftohaz kupuje gaz od Gazpromu po wyższej cenie niż sprzedaje na rynku wewnętrznym, musi być więc stale dotowany przez państwo. Janukowycz jednak wielokrotnie podkreślał, że nie dopuści do podwyżki cen gazu dla ludności, bo nie chce obciążać kosztami społeczeństwa. Czytaj: nie chce tracić swojej szansy na reelekcję w planowanych na 2015 rok wyborach prezydenckich. Dopóki jednak nie ma oficjalnego porozumienia Ukraina-Rosja, dopóty kwestia kredytu z MFW pozostaje otwarta - dodał.

Szansą na ratowanie budżetu kraju, choć w ograniczonym zakresie i krótkoterminowo może być też kapitał chiński. - W ubiegłym roku Chiny podpisały z Ukrainą kilka umów kredytowych. Część z tych środków została już wypłacona. Są to jednak kredyty na realizację konkretnych projektów w sektorze rolnym i energetycznym. To środki nawet spore, ale w niewielkim stopniu wpłyną na stan budżetu Tak więc Ukraina jest praktycznie skazana na pomoc z Rosji, co daje Moskwie świetną okazję, żeby wymuszać na Ukrainie kolejne ustępstwa - wyjaśnia.

Ekspert podkreśla, że Rosja ma sporo atutów w relacjach handlowych z Ukrainą i na pewno będzie chciała je wykorzystać. - Na Rosję przypada ok. 30 proc. wymiany handlowej Ukrainy, na UE nieco mniej. Jednak o ile do UE trafiają towary, które można sprzedawać również na innych rynkach, o tyle spora część eksportu do Rosji to produkcja, której nigdzie indziej sprzedać się nie da. To na przykład tabor kolejowy - 60 proc. eksportu tego sektora trafia do Rosji, co zapewniło Ukrainie w minionym roku ponad 2,3 mld dol. dochodu i stanowiło 13 proc. wartości całego ukraińskiego eksportu towarowego. W tym roku rosyjskie władze nagle, na kilka tygodni przed szczytem w Wilnie anulowały ukraińskim producentom taboru kolejowego certyfikaty umożliwiające sprzedaż taboru w Rosji. Ukraina okazała się bardzo wrażliwa na przejawy takiego faktycznego szantażu handlowego ze strony Moskwy - mówi.

Kluczowa dla obecnych władz w Kijowie jest kwestia porozumienia gazowego z Rosją, mimo iż obawy o dostawy gazu nie są obecnie najpilniejszym zmartwieniem Ukrainy. Jak mówi ekspert, w ukraińskich magazynach znajduje się wystarczająca ilość surowca, żeby przetrwać najbliższe 2-3 miesiące. Ale w kontekście przyszłorocznego budżetu i w sytuacji braku reform (utrzymywania dotowanych przez państwo niskich cen krajowych gazu) bez obniżki cen gazu rosyjskiego (którego cena należy do najwyższych w Europie, a dla Ukrainy wzrosła w latach 2005-2013 ponad siedmiokrotnie, z 50 do ponad 400 dolarów za tysiąc metrów sześciennych) - Ukrainie będzie bardzo ciężko nie tyle rozwijać się, ile wydobyć z recesji.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »