Szybko się nie da

Efekty reform rynku pracy pojawiają się zazwyczaj najwcześniej pięć do dziesięciu lat po ich przeprowadzeniu. Nie powinno to jednak zniechęcać reformatorów - przekonywali zagraniczni ekonomiści, którzy przyjechali do Polski na zaproszenie NBP.

Efekty reform rynku pracy pojawiają się zazwyczaj najwcześniej pięć do dziesięciu lat po ich przeprowadzeniu. Nie powinno to jednak zniechęcać reformatorów - przekonywali zagraniczni ekonomiści, którzy przyjechali do Polski na zaproszenie NBP.

Dobre rady wygłoszone na konferencji pod hasłem "Kierunki polityki gospodarczej - analiza doświadczeń państw OECD i krajów rozwijających się" (która miała odbyć się we wrześniu, ale po atakach na WTC przełożono ją na marzec) były niezwykle aktualne, bo ogłoszone dzień wcześniej oficjalne dane na temat bezrobocia nie pozostawiały złudzeń. Najpóźniej jesienią stopa bezrobocia przekroczy 20 procent. Ekonomiści przekonywali, że nie wystarczą reformy rynku pracy, aby poradzić sobie z tym problemem. Niezbędna jest jednoczesna liberalizacja rynku towarów i usług. Według prof. Francesco Giavazzi z Uniwersytetu Bocconi w Mediolanie bez tego nowe firmy nie mają szans wejścia na rynek, a brak konkurencji przyczynia się do wzrostu bezrobocia. Ci, którzy najbardziej zabiegają o ochronę rynku - głównie właściciele firm i związkowcy - czerpią z tego pewną "rentę", którą mogą się dzielić.

Reklama

Gdzie się udało

Lekarstwem na bezrobocie jest też obniżenie kosztów pracy. Prof. Frank den Butter z amsterdamskiego Free University przypomniał doświadczenia Holandii sprzed dwudziestu lat. W tzw. porozumieniu z Wasenaar związkowcy zgodzili się na obniżenie płac i składek na ubezpieczenia społeczne. W zamian państwo dofinansowywało tworzenie nowych miejsc pracy. Dzięki temu udało się od 1982 r. zmniejszyć stopę bezrobocia z 14 proc do 2,4 procent. Jeszcze większe problemy na rynku pracy przeżywała Hiszpania - tam stopa bezrobocia spadła z 20,8 proc. w 1997 r. do 13 proc. w ubiegłym roku. Raymond Torres z Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju uważa, że skuteczne w zwalczaniu bezrobocia okazało się połączenie liberalizacji rynku towarów i usług, związane z wejściem Hiszpanii do Unii Europejskiej, z liberalizacją rynku pracy. Przybyło zwłaszcza osób zatrudnionych na czas określony ? w 1987 roku było ich 15,5 procent ogółu, w 2000 roku już 32,1 procent.

Patrick Paul Walsh z dublińskiego Trinity College przypomniał doświadczenia Irlandii, która odniosła spektakularny sukces zmniejszając stopę bezrobocia z 13,4 proc. w 1990 r. do 3,8 proc. obecnie. Młodych ludzi, którzy nie mieli szans na znalezienie pracy, zachęcano do dalszej nauki. Dzięki funduszom unijnym tworzono tam miejsca pracy dla osób, które musiałby odejść z restrukturyzowanych gałęzi przemysłu. Walsh nie ukrywał, że aby poprawić sytuację zachęcano także bezrobotnych do emigracji do Stanów Zjednoczonych. Z kolei Richard Jackman z London School of Economics, przypominając doświadczenia Wielkiej Brytanii, zauważył, że interwencje rządu na rynku pracy dają przeważnie gorsze efekty niż działania rynku. Przyznał jednak, że czasami takie interwencje są konieczne - w jego kraju skuteczne okazało się wspieranie zatrudniania ludzi młodych, którzy nie mieli szans na pracę (z powodu relatywnie wysokiej minimalnej płacy).

Które z tych rozwiązań można wykorzystać u nas? Eksperci OECD zalecają nam zmniejszenie obciążeń płac (tzw. klina podatkowego), liberalizację pewnych punktów Kodeksu pracy i zmianę niektórych form przeciwdziałania bezrobociu, np. ograniczenie kosztownych robót publicznych. Zwracają przy tym uwagę, że reformy rynku pracy powiodły się zarówno w krajach, gdzie przeprowadzono je przy aprobacie związków zawodowych, jak i tam, gdzie zgody na nie było.

Jest ich mniej

Według prof. Marka Góry ze Szkoły Głównej Handlowej polski rynek pracy cierpi na szereg przypadłości, zarówno typowo "europejskich", jak i "transformacyjnych". Na początek należałoby jednak zweryfikować dane o bezrobociu. Obecny wskaźnik jest mocno przeszacowany, bo obejmuje także ludzi, którzy wcale nie szukają zajęcia, bo np. pracują w szarej strefie i takich, którzy powinny być raczej klientami opieki społecznej (nie mają odpowiednich kwalifikacji, nie są dostatecznie zdrowi itp.). Marek Góra zwraca także uwagę na to, jak znaczącym czynnikiem generującym bezrobocie są wcześniejsze emerytury. Dodatkowe koszty z tym związane obciążają pozostałe miejsca pracy, z których część z tego powodu ulega likwidacji.

Najmniej pomyślną wiadomością jest jednak to, że mamy dość wysokie tzw. bezrobocie równowagi (10 - 12 proc.), na które nie ma żadnego wpływu koniunktura gospodarcza. Dlatego zdaniem Marka Góry - walka z nim wymaga bardziej subtelnych metod niż "pobudzanie" popytu.

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: bezrobocie | doświadczenia | szybka | procent | ekonomiści
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »