To miło, że prezydent czytuje Puls Biznesu

Wczorajsza decyzja prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego o wystąpieniu do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem w sprawie zbadania zgodności z Konstytucją ustawy z 26 września 2002 r. o jednorazowym opodatkowaniu nieujawnionego dochodu oraz o zmianie ordynacji podatkowej i kodeksu karnego skarbowego jest błyskawiczną reakcją na nasz list otwarty.

Wczorajsza decyzja prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego o wystąpieniu do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem w sprawie zbadania zgodności z Konstytucją ustawy z 26 września 2002 r. o jednorazowym opodatkowaniu nieujawnionego dochodu oraz o zmianie ordynacji podatkowej i kodeksu karnego skarbowego jest błyskawiczną reakcją na nasz list otwarty.

Otrzymaliśmy niepodważalny dowód, że z samego rana czyta nas ktoś jeszcze poza Biurem Prasowym Ministerstwa Finansów. I to kto! Ledwie wyciąg z wczorajszego "PB" trafił w porannych prasówkach do prezydenta i premiera - a natychmiast przy roboczym śniadaniu zgodzili się, że bez orzeczenia TK ustawa autorstwa wicepremiera Grzegorza Kołodki okazuje się groźną miną i dla głowy państwa, i dla całego rządu.

Po raz drugi w obecnej kadencji parlamentu Aleksander Kwaśniewski daje zajęcie sędziom TK. W sierpniu podesłał im do oceny zastąpienie dekretu z 1951 r. nową ustawą o trwałym uwojskowieniu wschodniej części Mierzei Helskiej, czego nie chcą tamtejsze gminy - Hel i Jastarnia. Złośliwi mówią, iż chciał po prostu zapewnić sobie spokój społeczny w czasie wypoczynku - wszak w Juracie znajduje się coś na kształt polskiego Castel Gandolfo, z którego w okresie letniej kanikuły prezydent zawiaduje sprawami państwa.

Reklama

Dla porządku wspomnijmy, że pierwszy tekst o konieczności skierowania podejrzanej ustawy abolicyjno-lustracyjnej do TK ukazał się na łamach "PB" wcześniej, niż w tej sprawie odezwał się rzecznik praw obywatelskich. Natomiast zdumiała nas naiwność niektórych partii, organizacji biznesowych, a także tzw. grupy intelektualistów - apelujących do prezydenta o weto, które w języku konstytucyjnym nazywa się przekazaniem Sejmowi ustawy do ponownego rozpatrzenia. Coś takiego nie miało się prawa zdarzyć, albowiem byłby to nieprzyjemny zgrzyt między dwoma ośrodkami władzy wywodzącymi się z jednego osiedla, a i tak skończyłby się... odbiciem weta większością 3/5 głosów. W poprzedniej kadencji Sejmu prezydent Aleksander Kwaśniewski nauczył się, że weto musi być stuprocentowo skuteczne. Po jedynej przykrej nauczce (lustracyjnej) inne nie podobające mu się ustawy (np. ordynację wyborczą) podpisywał, jeśli tylko orientował się, że SLD nie ma co liczyć na głosy PSL.

Skierowanie ustawy do TK oznacza praktycznie jej koniec. Nie zmieni tego nawet wydanie pozytywnego orzeczenia do końca listopada, ponieważ ustawa wchodzi w życie po upływie 14 dni od ogłoszenia - byłoby to tuż przed Bożym Narodzeniem, za późno na uruchomienie od 1 stycznia deklaracji majątkowych. Również w odniesieniu do części abolicyjnej rząd może postawić krzyżyk na budżetowych dochodach w wysokości 600 mln zł - skruszeni grzesznicy mieliby do 31 grudnia dosłownie kilka dni. Oświadczanie, że służby MF "są gotowe przyjąć deklaracje" w tak skróconym czasie, jest PR-owskim dęciem w porwane żagle.

Na koniec komentarza zostawiamy to, co najsmaczniejsze - otóż decyzja prezydenta jest ogromną, osobistą KLĘSKĄ wicepremiera i ministra finansów Grzegorza Kołodki. Pierwszą - nie znaczy ostatnią.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »