Trudna sytuacja na rynkach jabłek

Sadownicy poszukują nowych rynków zbytu na jabłka, po wprowadzeniu rosyjskiego embarga na polskie owoce i warzywa. Rozpatrywane są kraje Afryki Płn., Chin, Indii i Wietnamu - poinformował w środę na seminarium prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski.

Przekazanie za granicę owoców i warzyw na cele charytatywne, zwiększenie dostaw owoców do szkół, a także akcyza na cydr - były tematem środowego spotkania międzyresortowego zespołu ds. embarga - poinformowało biuro prasowe resortu rolnictwa.

W trakcie spotkania zespołu, przedstawiona została informacja o działaniach prowadzonych przez resort rolnictwa i podległych mu instytucji. Mówiono także o uzgodnieniach z Federacją Banków Żywności na temat przekazywania produktów żywnościowych na cele charytatywne.

Resort w komunikacie poinformował także o tym, że w Agencji Rynku Rolnego został uruchomiony punkt, który udziela informacji osobom zainteresowanym eksportem żywności na rynki krajów trzecich. Pytania w tej sprawie można kierować pod adres eksporter@arr.gov.pl lub telefonicznie 22 661 78 56.

Reklama

"W dalszym ciągu trwają międzyresortowe prace analityczne w sprawie kredytów i stawek ubezpieczeniowych na eksport produktów rolnych na rynki trzecie" - czytamy w komunikacie.

W skład zespołu, oprócz ministra rolnictwa Marka Sawickiego, wchodzą wiceministrowie gospodarki, finansów, spraw zagranicznych, skarbu i rolnictwa oraz wiceprezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Zespół został powołany kilka dni temu na wniosek ministra rolnictwa przez premiera Donalda Tuska. Jego zadaniem jest znalezienie instrumentów, które mogą ustabilizować rynek owoców i warzyw po wprowadzeniu embarga na import tych produktów do Rosji oraz wypracowanie działań zmierzających do zniesienia tego embarga. Ma on także koordynować i monitorować sytuację na tych rynkach, spowodowaną rosyjskim zakazem.

Rosja 7 sierpnia wprowadziła zakaz importu m.in. warzyw, owoców i mięsa z USA, Unii Europejskiej, Australii, Kanady oraz Norwegii. Wcześniej, 1 sierpnia Rosja wprowadziła embargo na niektóre owoce i warzywa z Polski.

Ze względu na destabilizację więzi gospodarczych z Rosją, najważniejsze jest, by nasze produkty wysyłać poza rynki Unii Europejskiej i szukać tam odbiorców - uważa wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński.

W ubiegły czwartek premier Rosji Dmitrij Miedwiediew poinformował, iż jego kraj wprowadza zakaz importu owoców, warzyw, mięsa, drobiu, ryb, mleka i nabiału z USA, Unii Europejskiej, Australii, Kanady oraz Norwegii. Embargo ma obowiązywać przez rok. Jest to odpowiedź Rosji na wcześniej nałożone na nią sankcje przez USA oraz UE, w związku z rolą Moskwy w konflikcie na Ukrainie.

- Ten milion ton jabłek, którego przez rok możemy nie wysłać na rynek rosyjski, może spustoszyć relacje ceny jabłka, kosztów produkcji, wywołać protekcjonizmy, nacjonalizmy na jednolitym rynku europejskim, bo każdy dzisiaj w sytuacji kryzysu woła +konsumuj nasze+ - powiedział Piechociński podczas środowej konferencji prasowej w miejscowości Gierczyce (Świętokrzyskie).

Wg wicepremiera, pogorszenie wyników wymiany handlowej z Rosją m.in. w branży rolno-spożywczej było widoczne już na początku roku, dlatego resort gospodarki wcześniej podjął działania zmierzające do znalezienia nowych rynków zbytu dla polskich eksporterów.

- Było to spowodowane nie sankcjami politycznymi czy fitosanitarnymi, ale głównie pogarszaniem się koniunktury w rosyjskiej gospodarce, spadkiem wartości rubla - tłumaczył Piechociński.

Dodał, że w przypadku wymiany handlowej z Ukrainą, przyczyną pogorszenia się wyników handlowych było załamanie się hrywny i brak dostępu do dewiz ukraińskich kooperantów.

Minister przypomniał, że w związku ze spadkiem eksportu do Rosji i na Ukrainę, od stycznia pracowano nad zmianą kierunku eksportu polskiej żywności.

- Stąd intensyfikacja programu +Go Africa+, oraz olbrzymie zainteresowanie nowymi możliwościami, które wytworzyło zniesie części sankcji wobec Iranu. To jest przeorientowanie na nowe rynki i postawienie na kraje islamskie i arabskie, które sygnalizują olbrzymie zainteresowanie polskim dobrem narodowym, którym stały się nasze owoce, nabiał- mówił Piechociński.

Dodał, że podjęto także działania zmierzające do odblokowania - w wymiarze fitosanitarnym - eksportu polskich owoców do Kanady i USA. Jak powiedział Piechociński, w najbliższym czasie do Polski przyjedzie szefowa Departamentu Gospodarki USA.

Tłumaczył, że podczas rozmów przedłoży mechanizm certyfikowania produktów, podobny do opracowanego podczas wcześniejszych wojen handlowych z Rosją - aby uniknąć długotrwałego certyfikowania dóbr. - Chodzi o wyłonienie grupy najlepszych producentów i zaproszenie do Polski odpowiedzialnych za certyfikowanie, bo najważniejsze będzie, by wysłać poza UE maksymalnie dużo towaru po racjonalnej, akceptowalnej dla naszego rynku i naszych kosztach wytwarzania cenie - tłumaczył wicepremier.

Wg Piechocińskiego, trzeba pamiętać, że rosyjskie sankcje gospodarcze będą dotykać nie tylko producentów żywności, ale np. właścicieli firm transportowych, które woziły polskie owoce na Wschód lub obsługiwały import rosyjski w Europie na osi Wschód-Zachód. Jak mówił, wkrótce z prośbą o wsparcie i unijne rekompensaty mogą zwrócą się nie tylko rolnicy, ale też właściciele firm transportowych w Polsce i w innych krajach naszego regionu Europy.

Piechociński pytany przez PAP o etap prac nad pozwem do Światowej Organizacji Handlu (WTO) na Rosję w związku z embargiem, odpowiedział: "W sposób istotny zostały naruszone warunki porozumienia WTO. W związku z trybem właściwym dla tej organizacji jak najszybciej przedłożymy stosowne dokumenty. Tu w koordynacji całorządowej, właściwym jest minister spraw zagranicznych i minister gospodarki".

Wicepremier przebywał w środę z wizytą w województwie świętokrzyskim. W Gierczycach (pow. opatowski) odwiedził unowocześnione dzięki środkom unijnym gospodarstwo, którego właściciele skupują proso i przetwarzają je na kaszę jaglaną. Wcześniej wizytował zakład odzieżowy w Skarżysku Kościelnym i Odlewnie Polskie S.A. w Starachowicach - firmę, która po transformacji gospodarczej i modernizacji, w ciągu ostatnich 10 lat ok. 85 proc. swoich produktów wysyłała głównie na rynek unijny.

Sadownicy poszukują nowych rynków zbytu na jabłka, po wprowadzeniu rosyjskiego embarga na polskie owoce i warzywa. Rozpatrywane są kraje Afryki Płn., Chin, Indii i Wietnamu - poinformował w środę na seminarium prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski.

Prawdopodobnie wszystkie te rynki nie zrekompensują rynku rosyjskiego, na który w 2013 r. sprzedaliśmy 700 tys. ton jabłek - zaznaczył prezes. Wyjaśnił, że branża obecnie analizuje możliwości zakupowe tych krajów i wstępnie ocenia, że będzie można tam sprzedać ok. 100-200 tys. ton tych owoców. Jak zaznaczył, na razie trudno jest mówić o stratach, bo nowy sezon jeszcze się nie rozpoczął.

Zdaniem szefa sadowników warto rozmawiać z Chinami nt. importu jabłek, bo kraj ten - choć jest dużym producentem jabłek - także kupuje te owoce w innych krajach. Dodał, że jest szansa na eksport jabłek do Indii. Kraj ten importuje rocznie ok. 200 tys. ton tych owoców. Tam - jak mówił - nie są potrzebne specjalne certyfikaty, a jedynie wystarczy zawrzeć kontrakt. Poinformował, że duża delegacja sadowników pojedzie we wrześniu na targi żywności do Bombaju.

Polskimi jabłkami interesuje się też Wietnam i kraje Zatoki Perskiej oraz Afryki Północnej. Natomiast nie ma uzgodnień ze Stanami Zjednoczonymi.

Największym producentem jabłek na świecie są Chiny (produkują 25-30 mln ton, kolejnym - Stany Zjednoczone (5 mln ton), a trzecim - Polska (ok. 3 mln ton)

Niezależnie od poszukiwania rynków zbytu, sadownicy bardzo pozytywnie odbierają akcję jedzenia jabłek, która ma zwiększyć ich spożycie w kraju. Obecnie zjadamy średnio 15 kg rocznie, ale kilka lat temu konsumpcja była na poziomie 20 kg. Mimo to konieczne będzie "zdjęcie" nadwyżki produkcji - jak wyjaśnił - chodzi o tę część produkcji, która trafiała do Rosji. Podkreślił jednak, że branży sadowniczej nadal zależy na rynku rosyjskim.

Poza sprzedażą jabłek na nowe rynki rozpatrywane są też inne możliwości, np. przekazanie owoców na cele charytatywne, jak również rozszerzenie unijnego programu "owoce w szkole". Takie działanie przewiduje Unia, ale by je przeprowadzić potrzebne są pieniądze. Ostatecznością będzie zniszczenie produkcji (biodegradacja), czyli pozostawienie jabłek na drzewach i później wykorzystania ich jako nawóz - podkreślił Maliszewski.

Od polskich władz sadownicy oczekują wzmocnienia działań promocyjnych - zaznaczył Maliszewski oraz "tanich" ubezpieczeń transakcji handlowych. Prace w ministerstwie gospodarski są już zaawansowane.

Jak mówił, cieszy fakt, że podjęta została inicjatywa w sprawie zmiany przepisów tak, by można było reklamować cydr. Minister rolnictwa zaś wystąpił o zniesienie lub czasowe zawieszenia akcyzy. "Tu widzimy szanse na zagospodarowanie kilkudziesięciu tysięcy ton jabłek, bo napój ten zyskuje na popularności" - powiedział prezes ZS RP. Myślimy też o możliwości dofinansowania grup i organizacji producenckich, by sami mogli uruchomić przetwórstwo. Taka działalność mogłaby być sfinansowana w Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich - tłumaczył. Dodatkowo rozważana jest możliwość zmiany przepisów tak, by rolnicy mogli przetwarzać i sprzedawać m.in. jabłka we własnym gospodarstwie robiąc z nich soki, dżemy, powidła.

Kolejną propozycją jest bezpośrednia sprzedaż owoców np. na miejskich straganach czy przy drogach. Taka forma sprzedaży gwarantuje, że produkty będą świeże. Następna sprawa to obniżenie kosztów produkcji jabłek. Chodzi m.in. o szersze otwarcie się na pracowników ukraińskich oraz stworzenie w przepisach statusu pracownika sezonowego - wyjaśnił. Maliszewski zapytany o środowe rozmowy z unijnym komisarzem ds. rolnictwa Dacianem Ciolosem powiedział, że były one rozczarowujące, nie ma zrozumienia co do skali problemu, jaki powstał po wprowadzeniu embarga przez Rosję. "KE wydaje się, że to powinna być interwencja na poziomie 5 proc. produkcji - jak dopuszczają to przepisy UE, przy zaangażowaniu wielkich kwot i długim analizowaniu sytuacji rynkowej" - powiedział. Dodał, że polska strona natomiast starała się wykazać, że polskie owoce i warzywa, które nie będą wysłane do Rosji, trafia na rynek europejski i pieniądze potrzebne do interwencji będą kilka razy większe.

Seminarium odbyło się w ramach kampanii "Jabłka każdego dnia", która jest realizowana na rynku rosyjskim i ukraińskim. Obecni na nim byli przedstawiciele rosyjskiej prasy oraz importerzy żywności.

Jak zapewniał Maliszewski, kampania mimo embarga będzie nadal trwała. Będzie ona m.in. polegała na informowaniu o zaletach jabłek. Dodał, że branża będzie podtrzymywała kontakty z rosyjskimi importerami owoców. Poinformował ponadto, że Związek Sadowników będzie uczestniczył we wrześniu w targach żywności w Moskwie.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: rp. | Polskie | rolnictwo | embargo | embargo na żywność | jabłka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »