Upadłość nie zawsze oznacza klęskę

Upadłość kojarzy się jak najgorzej. Ale życie napisało w Chorzowie Batorym zupełnie inny scenariusz. Okazało się, że decyzję o upadłości huty - żywicielki można obrócić w sukces dzielnicy i jej mieszkańców.

Pierwsze wzmianki o Hajdukach Wielkich pojawiły się w XVII wieku, ale dzieje miejscowości łączą się z powstaniem w 1839 roku "Bismarckhütte" (dzisiejsza Huta Batory). To huta wytyczyła kierunek rozwoju tej największej obecnie dzielnicy Chorzowa. To jej kolejne zarządy przyczyniły się do budowy domów, oberży, domu kultury, szpitala i kościoła.

Dzielnica Batory, a wcześniej Hajduki Wielkie, nigdy nie była bogata, ale nie można też powiedzieć, że była biedna. Typowa, spokojna, śląska dzielnica robotnicza, która żyła wokół swojego najstarszego zakładu. Kiedy powiał wiatr zmian, huta - matka i żywicielka - popadła, jak wiele innych zakładów przemysłu ciężkiego, w poważne tarapaty, a w konsekwencji ogłosiła upadłość. Mieszkańcom strach zajrzał w oczy. Koniec świata! Wszystko runęło - ponadstuletnia tradycja, bezpieczeństwo, perspektywy.

Reklama

- Prawie piątą część powierzchni tej dzielnicy zajmowały tereny przemysłowe, głównie Huty Batory - potwierdza Marek Kopel, prezydent Chorzowa. - To był zakład pracy, który mógł uchodzić przez parędziesiąt lat za żywiciela dzielnicy. W najlepszym okresie to było kilkanaście tysięcy pracowników, głównie mieszkańców najbliższej okolicy, a jeśli doliczyć wszelkie firmy działające wokół huty, to można powiedzieć, że zdecydowana większość mieszkańców tej dzielnicy była związana z Hutą Batory. Huta nie tylko dawała pracę, ale zajmowała się kulturą, rozrywką, sportem, zdrowiem - słowem, kształtowała codzienne życie mieszkańców.

W czasach transformacji ustrojowej przemysłowe molochy zaczęły się odchudzać, zmieniały profil produkcji, zmniejszały kadry, wprowadzały nowe technologie. W Hucie Batory Spółce Akcyjnej, w której Skarb Państwa posiadał prawie 15 proc. udziałów, nie było środków na restrukturyzację i nowoczesność. Stopniowo spadało zatrudnienie i płace, rosły długi, a do ludzi coraz częściej dochodziła straszna prawda - hucie grozi bankructwo.

Z ogonem długów

Najpierw huta, walcząc o życie, musiała zrezygnować z poważnej części zaplecza nieprodukcyjnego. Część przejęło miasto na swoje barki, a na przykład kasyno (dawna oberża hutnicza) poszło w prywatne ręce. Na przełomie 2001/2002 r. sytuacja była tragiczna, w czerwcu 2003 r. ogłoszono upadłość.

- Zarząd Huty Batory SA złożył wniosek o upadłość w ostatniej chwili, za pięć dwunasta. Wszystko było na chodzie, majątek nie był zniszczony ani rozkradziony - mówi Stanisław Miśta, syndyk masy upadłości Huty Batory SA.

Czy nie było innego sposobu?

Przy tak wielkim zadłużeniu dalsze funkcjonowanie firmy było niemożliwe. Spółka stała się niewypłacalna, a każdy dzień generował kolejne straty. Syndyk przejął zobowiązania i odsetki na kwotę około 300 mln zł.

Huta nie została jednak zamknięta na cztery spusty. Syndyk uzyskał od sądu prawo prowadzenia działalności gospodarczej i ten fakt zadecydował o dalszych wydarzeniach. Produkcja, bez obciążenia długami, po pewnym czasie stała się zyskowna.

- Natychmiast podjąłem decyzję, że produkujemy dalej. Czas był niezmiernie ważny, należało wykorzystać fakt, że wszystko jeszcze funkcjonowało własnym rozpędem - mówi Miśta. - Podstawowym celem procesu upadłości jest sprzedaż majątku firmy, a prowadzona działalność pozwoliła osiągnąć wyższą kwotę ze sprzedaży.

Ledwie syndyk zdołał opanować produkcję i odzyskać kontrahentów handlowych, wydarzyła się przedziwna historia. Informacja, że działalność huty stała się znowu opłacalna rozeszła się po okolicy, przywracając nadzieję. Na fali tego optymizmu pojawił się w zakładzie kolejny związek zawodowy - Sierpień 80, i zaczął się domagać... podwyżek wynagrodzeń. Syndyk się nie wahał - zwolnił szefa zakładowej organizacji Sierpnia 80. Można było kontynuować planowe redukcje zatrudnienia prowadzone we współpracy z pozostałymi związkami zawodowymi. Listy zwolnień były weryfikowane przez związki zarejestrowane w hucie.

- Tam gdzie była taka możliwość, w pierwszej kolejności żegnaliśmy się z osobami, które miały zapewnione świadczenia emerytalne lub inne - mówi Katarzyna Klimek, radca prawny, pełnomocnik syndyka. - Wraz ze związkami zawodowymi, które chętnie z nami współpracowały, sprawdzaliśmy, aby nie były zwalniane osoby z tej samej rodziny. Związkowcy doskonale znali tych ludzi od lat. Ludzie zrozumieli, jaka jest sytuacja i włączyli się do procesu upadłościowego. Pomagali syndykowi, aby - jeśli coś złego musi nastąpić - było to jak najmniej dotkliwe dla rodzin. A tu, w Batorym, życie całymi rodzinami z jednym zakładem pracy było normą.

Pracowników i ich rodziny trudno było uspokoić, obawy narastały, bo ludzie świeżo pamiętali przebieg procesów upadłościowych za miedzą, w Katowicach, w Bytomiu, w Bobrku. Bali się, bo tam wszystko szło na żyletki, a i o ludzi nie dbano...

- Moja rodzina pracowała w hucie od lat. Ja także od 1987 r., ale nie czułam obaw. Co więcej, przystąpiłam do zespołu syndyka - wspomina Ewa Sieja, specjalista ds. restrukturyzacji w Hucie Batory SA w upadłości. - Wiedziałam, że jest pomysł na wyjście z impasu. W wielu miejscach, także na łonie rodziny, musiałam tłumaczyć, prostować nieprawdziwe informacje.

Problemy socjalne dotyczyły bezpośrednio 15 tys. ludzi, którzy sami lub poprzez rodziny związali swoje życie z hutą i jej spółkami. Jednak wielkich zwolnień nie było, a nowa praca już czekała. Udało się utrzymać stan kadr mniej więcej taki, jak przy przekazaniu majątku syndykowi.

Nowa stara huta

Zasadniczą część produkcyjną syndyk sprzedał z końcem kwietnia 2005 r. Teraz jest to Huta Batory Sp. z o.o., której 100 procent udziałów ma Alchemia, grupa kapitałowa Romana Karkosika. To był dobry moment, w hutnictwie zaczynał się boom.

- Pozyskanie z tej transakcji ponad 40 milionów złotych umożliwiło nam rozpoczęcie procesu spłaty wierzycieli z tzw szóstej kategorii - mówi syndyk Miśta. - A przecież zaczynaliśmy od zera. Mieliśmy wprawdzie milion na wydzielonym koncie, m.in. na wypłaty ale komornik zagarnął go bezprawnie. Do dziś się z nim procesujemy.

Huta Batory Sp. z o.o. startowała od zera, ale z dużym plusem Zakład miał wyposażenie techniczne, własną kadrę, a co najważniejsze kontrakty i kooperantów. Nowy (stary) prezes Marek Misiakiewicz (wcześniej był prezesem HB SA) nie miał już kosztownego balastu zobowiązań. Firma stała się rentowna! Pierwsze miesiące były ciężkie, a później już poszło. Specjalnością produkcyjną pozostały wlewki stalowe oraz rury bez szwu ze wszystkich rodzajów stali. Huta Batory Sp. z o.o. zatrudnia około 600 osób i uzyskuje dobre wyniki finansowe. Upadłość poprzedniczki jej wyraźnie pomogła.

Wartość tej zorganizowanej części upadłego przedsiębiorstwa była duża, ponieważ prowadziła działalność z zyskiem, a syndyk posiadał środki na prowadzenie procesu upadłości.

- Na dzisiaj VI kategoria, czyli podstawowa grupa wierzycieli, została zaspokojona - potwierdza syndyk. - Spłaciliśmy prawie 215 mln zł wobec ok. 290 wierzycieli. Co jeszcze zostało do spłacenia? W zasadzie odsetki.

Syndyk podzielił majątek i systematycznie prowadził jego sprzedaż. Na początku procesu upadłościowego u boku spółki-matki w upadłości było 15 spółek zależnych od niej kapitałowo, a więc także wchodzących w skład masy upadłości. Pod zarządem syndyka pozostały jeszcze trzy.

Po pięciu latach procesu upadłościowego mamy na tym terenie kilkanaście nowych podmiotów, które działają na rynku w sposób zdrowy i z zyskiem, zatrudniają pracowników. Dzielnica nie straciła pracodawcy, ten pracodawca się zmienił. Zamiast jednego jest wielu.

- Te spółki zależne były bardzo powiązane z hutą, a huta chętnie z nich korzystała. To były naczynia połączone - mówi Katarzyna Klimek. - I tak jest do dziś. Spółki są wprawdzie w innych rękach, ale żyją z huty. Nowe kierownictwa starają się zdywersyfikować kierunki działania, ale ta pępowina łącząca z hutą wciąż istnieje. Niektóre spółki, jak Kuźnia Batory, są nawet w tej samej grupie kapitałowej. I jeśli w hucie dobrze się dzieje, to i w spółkach jest dobrze. Gdyby huta popadła w kłopoty, to automatycznie przeszłyby one także na te spółki.

Centrum na hałdzie

Najbardziej spektakularnym ruchem w procesie upadłościowym były losy wielkiej hałdy hutniczej, zajmującej w zachodniej części Batorego ponad 20 hektarów zdegradowanego, bezużytecznego dla huty terenu.

- Po uzyskaniu ekspertyz, zdecydowaliśmy się na eksploatację obu hałd, a odzyskany materiał stanowił podbudowę dla tras komunikacyjnych, dla DTŚ i autostrady. Wydzierżawiliśmy hałdy spółce Gemi - wyjaśnia Miśta. - Kiedy ten księżycowy krajobraz był już w miarę wyrównany, znaleźli się potencjalni nabywcy. W wyniku przetargu tereny wykupiła spółka Gemi i sprzedała ProLogisowi.

Działka została kupiona pod koniec 2005 roku. W marcu następnego roku rozpoczęły się prace ziemne i oczyszczanie terenu. Rekultywacja terenu w głównej mierze polegała na zastąpieniu zanieczyszczonej gleby czystą ziemią.

- W sumie wywieziono ponad 8700 ton ziemi z hałdy pohutniczej - mówi Maciej Madejak, wiceprezes ProLogis w Polsce. - Wymagało to zastosowania specjalnej technologii, odpowiedniego przygotowania gruntu, jego oczyszczenia ze szkodliwych substancji i spełnienia szeregu procedur administracyjnych i technologicznych, które pozwoliły na użytkowanie i przygotowanie gruntu pod działalność logistyczną.

Obecnie ProLogis Park Chorzów jest nowoczesnym parkiem dystrybucyjnym, składającym się z dziewięciu budynków o całkowitej powierzchni magazynowej i biurowej ponad 233 tys. mkw. Park można rozbudować o kolejne 12 tys. mkw. Po-hutniczy teren otrzymał nową funkcję. Nowoczesny obiekt zapewnia miejsca pracy ok. tysiącu okolicznych mieszkańców - głównie przy obsłudze obiektu (pracownicy administracji, technicy, firmy sprzątające, cateringowe, ochroniarskie).

Taki obiekt umożliwia również rozwój infrastruktury towarzyszącej projektowi, jak na przykład budowa dróg dojazdowych, poszerzenie okolicznych dróg czy zwiększenie liczby linii komunikacji miejskiej łączącej dzielnicę Batory z centrum miasta.

A jak miasto reagowało na zmiany w dzielnicy skazanej na powolne ubożenie, zagrożonej "społeczną upadłością"?

- Przyznaję, że byłem wtedy przerażony, podobnie jak wszyscy - mówi prezydent Chorzowa. - To generowało poważne problemy dla miasta.

Chorzów IV, jak przez pewien czas określano dzielnicę Batory, odzyskuje dawne i zyskuje nowe znaczenie na mapie miasta i aglomeracji górnośląskiej. Batory ma przecież własny dworzec kolejowy obsługujący dwie ważne linie. Główna ulica dzielnicy stała się arterią łączącą dwie ważne trasy: autostradę A4 i aglome-racyjną trasę średnicową. A jednocześnie topografia dzielnicy nie zmieniła się od lat, a węzłowymi jej punktami są nadal: ratusz, kościół, biurowiec huty, poczta i charakterystyczny narożny budynek dawnego hotelu "Pod żelaznym kanclerzem" (zum Eiserne Kanzler).

Drugie życie Batorego

Proces upadłościowy huty odcisnął się jednak na architektonicznym obliczu Batorego. Na przeciwko kościoła, w miejscu starych zrujnowanych obiektów huty, powstała nowoczesna stacja paliwowa oraz hipermarket.

- Wystarczyło, że pomalowali halę huty na niebiesko i już jest inaczej - komentują przechodnie na przystanku autobusowym. Nieco dalej w neogotyckiej budowli wzniesionej w latach 1905-06, w której do 1993 roku mieściło się zakładowe przedszkole, spółka Zarmen zaaranżowała swoją reprezentacyjną siedzibę.

Willa jeszcze półtora roku temu straszyła swoim wyglądem. Zabytek w latach 90. wykupiła od huty Batory firma Silesia Film, która miała ambitne plany jego modernizacji. Jednak inwestycja ugrzęzła w miejscu i opustoszały obiekt niszczał.

- W grudniu 2004 r. po raz pierwszy oglądałem ten budynek wieczorem w świetle latarki (prądu nie było) To był istny koszmar - wspomina Przemysław Sondej, pełnomocnik zarządu ds. systemów zarządzania w spółce Zarmen. - Budynek był w fatalnym stanie. Wszędzie grzyb, w piwnicy śmierdziały zgniłe marchewki i ziemniaki. Rekonstrukcja trwała rok. Udało się przywrócić dawny wystrój wnętrza. Odtworzono także otoczenie willi według planów sprzed pierwszej wojny światowej.

Z ulicy zwraca uwagę odnowiony ceglany mur z parkanem wykonanym z żelaznych prętów, za którym widać szlachetne drzewa i bryłę willi. Pierwszy właściciel budynku miał w ogrodzie kort tenisowy. Na podstawie archiwalnych zdjęć odtworzono go w tym samym miejscu, wykonano żwirowe alejki. Odbudowano także dwie fontanny. Wyburzono wszystkie przybudówki i szopy tzw. czworaków, zachowano i odrestaurowano tylko domek ogrodnika.

Willa jest dziełem słynnego budowniczego Ignacego Grünfelda, autora starej i nowej synagogi w Katowicach oraz niezliczonej liczby kamienic secesyjnych. Zaprojektował go dla Emila Marxa, dawnego dyrektora Huty Bismarck.. Jego portret wisi dziś w gabinecie prezesa Zarmenu Zbigniewa Koncewicza, przypominającym wystrojem tamten - sprzed stu lat.

Imponujący jest nie tylko gabinet. Od frontu - płaskorzeźba z apoteozą hutnictwa. W środku wysoki na dwie kondygnacje hol. W dzień światło wpada tu przez stuletni witraż, wieczorem hol oświetla kryształowy żyrandol.

- Witraż w holu to unikatowy przykład sztuki secesyjnej - wyjaśnia Sondej. - Na początku XX wieku amerykańska rodzina Tiff any, która dziś słynie głównie z luksusowej biżuterii, produkowała tzw. szkło mącone. Szybki miały różnokolorowe smugi i przebarwienia, jakby nie do końca wymieszano barwniki. Z tego materiału wykonywano ten witraż, według projektu znanego artysty Ryszarda Scheina.

W 2007 roku Zarmen kupił także inny budynek po Hucie Batory, wzniesiony w 1902 roku hotel robotniczy, służący potem przez lata jako laboratorium huty. Wcześniej od syndyka nabył ten obiekt pośrednik i w zasadzie niewiele w nim zrobił. W odrestaurowanym laboratorium mieści się księgowość Zarmenu, HPH Hutmaszprojekt oraz biuro Giprokoks Polska, pierwszy poza Ukrainą oddział znanej spółki projektowej.

Do tworzenia nowego wizerunku dzielnicy włączają się teraz także inni. Poważne prace remontowe i termomodernizacyjne czekają Miejski Dom Kultury "Batory". Zmieni się także teren rekreacyjny przy MDK. Powstanie tu ogród z placem zabaw, miejsce na estradę i boisko tartanowe. Inwestycje zaplanowano także na tzw. Biadaczu. Będzie tu plac zabaw, boisko i miejsce do rekreacji. Część budynków zmieni wizerunek. Będą wymieniane okna, modernizowane klatki schodowe, a w następnych latach elewacje.

Ulica Batorego została niemal na całej długości przebudowana kosztem prawie 2 mln zł. Wydzielono zatokę autobusową, przebudowano część chodników, powstały nowe miejsca parkingowe.

- My tych wielu zmian nie widzimy na co dzień - mówi Ewa Sieja. - Ale gdy ktoś wraca po kilku latach, nie poznaje dzielnicy. Batory znowu tętni życiem. Są ludzie i jest coś dla ludzi. A dzięki inwestycjom hutniczym dzielnica zachowała swój charakter. Ponad 10 tysięcy mieszkańców żyło do tej pory z huty. I, na szczęście, teraz też tak jest.

Na upadłości, jak głosi teoria, ktoś musi stracić, a często tracą wszyscy: właściciele - akcjonariusze na pikujących w dół aktywach, wierzyciele czekający bez efektu na należne pieniądze, zwalniani pracownicy i pozbawiani funkcji związkowcy, miasto, mieszkańcy. W Chorzowie Batorym teoria się nie sprawdziła - na tej upadłości wielu skorzystało.

Tadeusz Gańczarczyk

Dowiedz się więcej na temat: hałda | upadłości | huty | syndyk | upadłość | dzielnica | budynek | obiekt | firmy | Chorzów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »