W całej UE nie tylko jednakowe podatki!

UE idzie w kierunku ściślejszej polityki gospodarczej i socjalnej. 17 krajów strefy euro ma mieć nie tylko podobne podatki.

Od ponad 10 lat mamy wprawdzie do czynienia z funkcjonowaniem krajów strefy euro w ramach szerszej wspólnoty wszystkich krajów Unii Europejskiej, ale na naszych oczach rozdźwięk pomiędzy nimi staje się coraz wyraźniejszy.

Zarówno w ramach UE, jak i strefy euro, Niemcy i Francja przestały nawet udawać, że podejmują decyzje w porozumieniu z pozostałymi członkami. Od dłuższego już czasu niemiecko-francuski tandem forsuje różne propozycje, które nie wywołują aplauzu pozostałych członków UE.

Niemiecko-francuski pakt

Najpierw Niemcy i Francja ogłaszają decyzję, jaką wypracowały wspólnie, a dopiero następnie jest ona przedstawiona do dyskusji na forum krajów strefy euro albo na forum UE 27. Tak stało się i tym razem na szczycie w Brukseli. Najpierw kanclerz Angela Merkel i prezydent Nicolas Sarkozy ogłosili na konferencji prasowej wspólną deklarację, a dopiero później jej zawartość stała się przedmiotem dyskusji na forum Rady UE. Deklaracja pod nazwą "Paktu konkurencyjności" ma dotyczyć 17 krajów strefy euro i na podstawie jej zawartości można się spodziewać swoistego przymuszenia krajów tej strefy do wprowadzenia reform głównie na wzór niemiecki.

Reklama

Niemcy coraz bardziej otwarcie na forum UE mówią, że skoro to one w dużej mierze sfinansowały pomoc dla Grecji, a także kwotą blisko 100 mld euro złożyły się na 440-miliardowy Europejski Fundusz Stabilizacyjny, a teraz prawdopodobnie będą musiały go zwiększać, to koordynacja polityki gospodarczej i społecznej krajów strefy euro musi się odbywać na ich warunkach. Niemcy i Francja wręcz zażądały od przewodniczącego Rady UE Hermana Van Rompuya zwołania szczytu krajów strefy euro już na 4 bądź 12 marca, aby przyjąć rozwiązania zawarte w pakcie konkurencyjności. Ma on doprowadzić do ściślejszej koordynacji polityk gospodarczych i socjalnych 17 krajów strefy euro i wszystko wskazuje na to, że powinna nastąpić wręcz instytucjonalizacja strefy euro, czego wyrazem są oddzielne posiedzenia krajów eurolandu. Niemcy oczekują, że kraje tej strefy wprowadzą do swoich konstytucji zapisy w postaci tzw. hamulców zadłużenia - nie tylko limitów długu publicznego w relacji do PKB, lecz także limitów corocznych deficytów finansów publicznych.

Ujednolicenie polityki gospodarczej

Kolejny obszar, który ma być skoordynowany, to systemy emerytalne, w tym w szczególności wiek emerytalny, który w Niemczech wynosi aż 67 lat. We Francji jego niedawne podniesienie do 62 lat w ciągu pięciu najbliższych lat spowodowało protesty trwające długie tygodnie, więc nie za bardzo wiadomo, jak Niemcy przeforsują swoje pomysły, chociaż wygląda, że prezydent Francji jednak się na to zgodził. Kolejne forsowane przez Niemców rozwiązanie to zniesienie indeksacji płac i świadczeń wypłacanych w ramach systemów zabezpieczenia społecznego, co ma poprawić konkurencyjność gospodarek i obniżyć wydatki budżetowe w poszczególnych krajach. Ostatni obszar to zharmonizowanie tzw. bazy podatkowej w podatku dochodowym od osób prawnych - tak naprawdę Niemcom już od kilku lat chodzi o ujednolicenie stawek tego podatku, aby zlikwidować tzw. konkurencję podatkową.

Ponieważ stawka tego podatku w Niemczech wynosi około 30 proc., na Słowacji 19 proc., w Irlandii 12,5 proc., a na Cyprze tylko 10 proc., wprowadzenie jednolitej stawki znacząco osłabiłoby tendencje do przenoszenia się niemieckich firm poza terytorium kraju. Taki proces występuje od jakiegoś czasu i rządy głównych krajów UE używają wręcz nacisków politycznych, aby zapobiegać takim decyzjom, szczególnie w przypadku dużych firm. Skoro Niemcy i Francuzi chcą takiego ujednolicenia polityk gospodarczych i socjalnych krajów strefy euro, to zapewne taki proces ostatecznie wymuszą, zwłaszcza, że kraje, które mogłyby się opierać, potrzebują niemieckiego wsparcia finansowego jak powietrza.

Kosztowne uczestnictwo

W tej sytuacji kwestią otwartą jest, jak mają się zachowywać kraje pozostałej dziesiątki, które nie są członkami strefy euro, w tym Polska. Premier Tusk przez wiele miesięcy opowiadał, jak walczy, by znaleźć się w grupie krajów tworzących rdzeń UE. Mówił o przychylności Niemiec dla obecności Polski w tym gronie. Były nawet i deklaracje ministra Rostowskiego i samego premiera Tuska o finansowym uczestnictwie Polski w mechanizmie stabilizacyjnym. Później obydwaj politycy się z tych pomysłów wycofali, bo były one niezwykle kosztowne. Wie coś na ten temat nasz sąsiad - Słowacja, która jako członek strefy euro obowiązkowo powinna uczestniczyć zarówno w pomocy dla Grecji, jak i mechanizmie stabilizacyjnym.

Z pomocy dla Grecji Słowacy się wyłamali (mieli wyłożyć ok. 1 mld euro), ale już ze współfinansowania funduszu stabilizacyjnego wycofać się nie mogli (wpłata ponad 4 mld euro). Dobrze więc, że nie musimy się składać na pomoc dla krajów strefy euro, bo w obecnej sytuacji naszych finansów publicznych byłoby to powyżej naszych możliwości. Wszystko więc wskazuje na to, że na trwale zostaliśmy wypchnięci poza twarde jądro UE. Wydaje się jednak, że w tej sytuacji powinniśmy przyjąć strategię maksymalnego wykorzystania własnej waluty do prowadzenia prorozwojowej polityki gospodarczej. Do tej pory niespecjalnie tak się dzieje. Minister finansów ochoczo przy pomocy środków europejskich wymienianych poza NBP wpływał na umocnienie kursu złotego, choć ewidentnie szkodzi to polskiemu eksportowi. W grudniu w ten sposób wymienił ponad 4 mld euro, aby na koniec roku umocnić złotego o parę groszy i tym samym zmniejszał rozmiary tej części długu publicznego, która jest zdenominowana w walutach obcych. Miejmy nadzieję, że tego rodzaju operacje już nie będą powtarzane, bo nie służą one dobrze polskiej gospodarce.

Słabsza waluta sprzyja eksportowi

Na razie dzięki posiadaniu własnej waluty nasze przewagi szczególnie nad krajami peryferyjnymi strefy euro są aż nadto wyraźne. Konkurencyjność naszego eksportu wzrastająca wraz osłabianiem się naszej waluty przy jednoczesnej pogarszającej się opłacalności importu jest podstawowym instrumentem prowzrostowym. Ponadto, strefa euro jeszcze przez kilka lat będzie obciążona wysokimi kosztami zapobiegania bankructwu kilku swoich członków i dobrze, że my nie musimy ponosić kosztów tych przedsięwzięć. Jedyne, co mogłoby być niekorzystne dla nas, to ewentualne wprowadzenie wspólnych obligacji dla krajów strefy euro.

Gdyby Niemcy się na to zdecydowały (dla nich to wprawdzie podniesienie kosztów obsługi ich długu, ale w przyszłości mniejsze koszty ratowania kolejnych krajów przed bankructwem), to w naszym przypadku może to spowodować podniesienie kosztów obsługi naszego długu, a być może także kłopotów z jego łatwym finansowaniem na europejskim rynku.

Takiemu rozwiązaniu na forum UE 27 powinniśmy się zdecydowanie przeciwstawiać. Przy naszej wysokości długu publicznego, a szczególnie przy olbrzymich potrzebach pożyczkowych wynoszących w tym roku ponad 180 mld zł, istnienie obligacji strefy euro mogłoby znacząco osłabić zainteresowanie polskimi obligacjami. A od tego tylko krok do konieczności skorzystania z pomocy międzynarodowej, która w ostatecznym rozliczeniu okazuje się zdecydowanie droższa niż pozyskiwanie środków finansowych we własnym zakresie.

Autor dr Zbigniew Kuźmiuk

Autor jest wykładowcą z zakresu finansów, finansów publicznych na Politechnice Radomskiej, zbigniewkuzmiuk.salon24.pl

Pobierz za darmo: program PIT 2010

Gazeta Finansowa
Dowiedz się więcej na temat: Francja | Niemcy | strefa euro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »