Walka o majątki

Ile jest w Polsce zamożnych osób? Dużo, minimum 100 tys., jeśli mierzyć liczbą rachunków typu private banking. Wielkie pieniądze nie kierują się pobudkami patriotycznymi, dlatego połowa aktywów najbogatszych Polaków spoczywa na zagranicznych kontach. Czy i kiedy wrócą do Polski?

"Nadprodukcja" bogaczy to zasługa polityki rodzimych banków, które w ostatnich latach mocno obniżyły progi aktywów dla bogatych klientów. Limit 500 tys. zł w polskim private jest dziś rzadkością; najczęściej spotyka się przedział 200 - 300 tys. zł, a nawet 50 tys. złotych! Aby korzystać z usług polskiej bankowości prywatnej, wystarczają znacznie niższe środki finansowe niż wymagane za granicą (np. w Niemczech to 500 tys. euro). Przykładowe progi wejścia wynoszą w: BWE - 50 tys. zł, PKO BP - 100 tys. zł, Citibanku Handlowym i DZ Bank - 200 tys. zł, Noble Banku - 200 tys. zł, Banku BPH - 300 tys. zł, BRE Banku i Deutsche Banku - 500 tys. złotych. Na pocieszenie można dodać, że inflacja znaczenia i prestiżu private bankingu nie jest tylko polską specjalnością; na to samo narzekają bankierzy w krajach sąsiednich, Czechach czy Rosji.

Reklama

Z szacunków banków wynika, że aktywami rzędu 0,5 - 2 mln zł dysponuje ok. 60 tys. osób, których płynny majątek wart jest łącznie blisko 60 mld złotych. Absolutną śmietanką finansjery są natomiast osoby posiadające płynne aktywa o wartości powyżej 2 mln złotych. Jest ich w Polsce mniej więcej 5,5 tysiąca. Na ich kontach spoczywa łącznie prawie 20 mld złotych.

Z tych 80 mld zł co najwyżej połowa jest inwestowana za pośrednictwem krajowych instytucji. Reszta wybrała zagranicę, głównie Szwajcarię i Luksemburg. Tradycja, moda, snobizm czy realna potrzeba? Zdaniem ekspertów, wszystko po trochu. Przede wszystkim w grę wchodzi ryzyko - nie tylko ekonomiczne, ale polityczne i prawne. Tak długo, jak milionerzy będą mieli cień podejrzenia, że ich pieniądze nie są absolutnie bezpieczne, nie odważą się z nimi wrócić do kraju.

I nie dotyczy to "szarych" pieniędzy, lecz głównie tych zupełnie zdrowych, z czystych transakcji. Po drugie, część emigracji aktywów spowodowana jest tym, że za granicą można tworzyć ciekawe, niedostępne w Polsce rozwiązania podatkowe (np. trusty); większy jest też wybór instrumentów, zwłaszcza niszowych i alternatywnych. I wreszcie, rosnąca rzesza polskich milionerów to już obywatele świata - i realizacja wielu z ich życiowych potrzeb (studia dziecka na Harvardzie, utrzymanie domu we Francji, jachtu na Karaibach) wymaga innej waluty niż złoty.

Czy i jak rodzime banki będą walczyć o dusze i pieniądze polskich milionerów? Przede wszystkim, dokonując resegmentacji klientów. Jeszcze do ubiegłego roku dzielono bazę na "zwykłych" VIP-ów (od 5 tys. dochodu netto), personal banking (od 50 do 100 tys. aktywów) i private banking (od kilkuset tysięcy złotych). Ale to już przestało wystarczać, bo w morzu "skromnych" bogaczy (100 - 500 tys. zł aktywów) zaczęły ginąć prawdziwe perełki, zwłaszcza takie, które na pierwszy rzut oka bogate nie są.

Dlaczego?
Skonsumowanie korzyści wejścia do Unii, poprawa efektywności działania, świetna koniunktura sprawiły, że mamy dziś silną reprezentację rodzinnych biznesów średniej wielkości, wycenianych na kilkadziesiąt milionów złotych. Lecz polska przedsiębiorczość to wciąż kwestia raptem jednego pokolenia, a zaszufladkowanie przedsiębiorcy jako atrakcyjnego klienta (lub nie) przez systemy scoringowe banków często zależy od tego, czy rozstał się on z własnością, czy jeszcze nie. Właściciel przedsiębiorstwa jest tylko (bo wiele nie zainwestuje) ubogim krewnym kogoś, kto upłynnił swoje udziały, awansując w ten sposób do grona UHNWI - ultrabogaczy.

Dla takich ludzi zachodnie banki mają odpowiednią ofertę o odpowiedniej nazwie - wealth management. Polskie banki dopiero z nią startują. Pierwszy był BRE Bank.
- To coś innego niż asset management i jednocześnie duża wartość dodana w stosunku do private bankingu - nie ma wątpliwości Jacek Dekarz, prezes BRE Wealth Management.

By wealth management miał sens, doradca musi, przynajmniej w jakimś stopniu, mieć kontrolę nad bilansem klienta. Im większy jest kapitał własny (to co zostanie w pasywach po odjęciu zobowiązań - kredytów, prywatnego funduszu emerytalnego itd.), tym większa jest możliwość inwestowania w bardziej ryzykowne instrumenty. Nawet bowiem jeśli w wyniku dokonanych inwestycji kapitał stopnieje, nie ma ryzyka braku środków na spłatę zobowiązań.
- W procesie wealth management doradca powinien poznać cele klienta i zarekomendować mu rozwiązania, które pomogą te cele spełnić - mówi Roy Hutchinson, szef marketingu w dziale Bankowości Indywidualnej Banku Millennium.

Millennium Prestige proponuje klientom 54 polskie fundusze inwestycyjne, możliwość inwestowania w jednostki uczestnictwa zagranicznych funduszy, produkty strukturyzowane.
- Łączą one gwarancję kapitału z możliwością czerpania zysków z określonych rynków, surowców czy zdarzeń - na przykład oferty pierwotne na chińskiej giełdzie - tłumaczy Roy Hutchinson.

Korzenie spółki zarządzanej przez Jacka Dekarza tkwią w typowej działalności firm z sektora asset management - zarządzanie płynną częścią majątku klienta. Również w tej części biznesu chce oferować inne podejście do interesu niż szeroko rozumiany rynek. Słowo-klucz to "otwarta architektura" - zarządzający mogą sięgać po wszelkie dostępne na rynku instrumenty (akcje, certyfikaty inwestycyjne itp.), nie tylko z Polski, ale i zagranicy; mogą też zajmować krótkie pozycje (zyskowne w wypadku spadku cen).

- Już wprowadzamy takie właśnie portfele, oparte na koncepcji absolute return: ich celem jest zapewnienie bezwzględnego zysku (niezależnie od koniunktury), a nie pobicie benchmarku - tłumaczy prezes Jacek Dekarz.

Aktywa w portfelu zamożnego przedsiębiorcy dzielone są na publiczne (które mogą być inwestowane na rynkach finansowych) i niepubliczne, czyli wszystkie aktywa realne - nieruchomości, private equity, sekurytyzacja, ale najczęściej biznes podstawowy klienta, stanowiący z reguły gros jego aktywów. Tyle teorii, bo do momentu, kiedy bank nie zaproponuje mu optymalnej lokaty wszystkich aktywów, tak by znalazł wartość we współpracy z bankiem, trudno będzie go zmusić, żeby odkrył wszystkie karty.

Dlatego najpierw karty musi odkryć bank. Asem w rękawie może być np. dedykowany fundusz zamknięty, do którego wnoszone są aktywa, w tym udziały w firmie. Ostatnio na taki krok zdecydowała się rodzina Dudów, właściciele giełdowej, rodzinnej firmy mięsnej. Im większa jest wartość wnoszonych aktywów (najlepiej od 50 mln zł wzwyż), tym lepiej - tego typu fundusze mają koszty stałe, których nie można uniknąć. Formalnie zmienia się wszystko (właścicielem firmy jest fundusz); w praktyce - wszystko jest jak dawniej.

Przy aktywnym zarządzaniu środkami z funduszu, zyski z transakcji de facto nie są opodatkowane. Oczywiście do momentu, gdy właściciel chce rozpocząć konsumpcję - całości lub części majątku, poprzez np. umorzenie certyfikatów czy wypłatę dywidendy. Wtedy płaci podatek, ale jedynie 19 proc. zamiast najwyższej, 40-procentowej, od dochodów własnych.
- W ramach takiego funduszu możemy znaleźć partnerów, z którymi weźmiemy udział w inwestycjach w rynki nieruchomości, również za granicą - opowiada Jacek Dekarz. - W grę wchodzą też inwestycje typu private equity, w rozwijające się firmy z innych branż - dodaje.

Opiekun może też zaproponować formułę współpracy z ubezpieczycielem na dożycie - wypłaty rocznej renty w zamian za przejęcie nieruchomości po śmierci właściciela. BRE Wealth Management ma w planach również fundusze dające możliwość zmniejszenia wymaganych aktywów do minimalnej wysokości, żeby było to opłacalne dla większej liczby osób (np. dla osób dysponujących 20 - 30 mln złotych). Byłaby to taka funkcja funduszu zamkniętego parasolowego - z subfunduszami dedykowanymi dla poszczególnych klientów, w których koszty rozkładałyby się na większą liczbę podmiotów.

Przełomem w polskim private bankingu będzie pojawienie się pierwszego family office, usługi oferowanej przez światowe tuzy wealth managementu (Deutsche Bank Private Wealth Management z Luksemburga czy UBS). W jej ramach bank może zająć się nie tylko prywatnymi inwestycjami finansowymi czy też zarządzaniem nieruchomościami, ale również prowadzeniem szeroko pojmowanych spraw rodzinnych, np. kwestii spadkowych, podatkowych, prowadzeniu fundacji.

Taką ofertę mają obecne na polskim rynku banki, które są światowymi potentatami w sektorze bankowości prywatnej: UBS (uznany przez portal Euromoney za najlepszy bank na światowych rynkach usług dla najbogatszych klientów), Credit Suisse, HSBC, Merill Lynch. Nie posiadają licencji na prowadzenie działalności bankowej, mogą jednak pośredniczyć w otwieraniu kont za granicą oraz prowadzić działalność informacyjną. Pełną możliwość działania mają natomiast Dresdner Bank i Deutsche Bank. I kuszą szerokimi ofertami swych luksemburskich filii.

"Dubaj - miasto arabskie, a zarazem wielonarodowościowe - przeżywa obecnie niespotykany wręcz rozkwit gospodarczy. Ceny nieruchomości wakacyjnych, czy jako drugiego miejsca zamieszkania są atrakcyjne, nawet w porównaniu z innymi metropoliami" - reklamuje się Dresdner Bank, proponując zakup nieruchomości za dolarowy kredyt ("z Luksemburga możemy zaoferować przy tym szczególnie korzystne warunki").

Specjalną ofertę dla polskich klientów ma także Deutsche Bank Private Wealth Management z Luksemburga: zarządzanie aktywami, doradztwo prawne i podatkowe, przekrojowe, specjalistyczne analizy rynkowe oraz nieograniczony dostęp do globalnych instrumentów finansowych. Każdy klient otrzymuje osobistego doradcę w Luksemburgu, który jednak w razie potrzeby przyjeżdża na spotkanie w dogodnym dla klienta miejscu i czasie.

Równie tajemniczo brzmią inne usługi banku, jak "discretionary portfolio management" (wszystkie decyzje inwestycyjne podejmują doradcy), "active advisory" (zarządzania samodzielne, a klient uzyskuje całkowity dostęp do raportów, prognoz i analiz wraz z profesjonalnym doradztwem specjalistów z różnych dziedzin) oraz wiele specjalistycznych usług i porad, m.in. dotyczących inwestycji w sztukę. Liderem art bankingu jest jednak UBS, który wprowadził tę usługę jako pierwszy na świecie. Jest też najlepszym pośrednikiem dla kolekcjonerów monet i medali od czasów antycznych po współczesność. UBS Gold & Numismatics organizuje trzy - cztery aukcje w Bazylei, Zurychu i Frankfurcie, na których spotykają się co roku kolekcjonerzy z całego świata.

Klient DB PWM może skorzystać jeszcze z Corporate Wealth Management - czyli mieć możliwość zakupu produktów inwestycyjnych dostępnych jedynie dla klientów instytucjonalnych.

Czy z takimi usługami rodzime banki są w stanie rywalizować o względy najzamożniejszych? Według Jacka Dekarza, tak. Jego zdaniem, wyłączywszy garstkę najbogatszych (posiadaczy aktywów powyżej 1 mld zł), majątki większości zamożnych Polaków są zbyt małe na światowe standardy, by ich właściciele mogli liczyć na wyjątkową obsługę za granicą.
- To, co zagraniczny bank zapewni przeciętnemu inwestorowi z Polski, to optymalne opakowanie podatkowe, w którym nie będą kryły się żadne fajerwerki, tylko standardowe, oferowane przez bank produkty globalne - uważa Jacek Dekarz.

Na dopasowanie oferty do sytuacji klienta (np. właściciela firmy czy osoby zainteresowanej inwestycjami w kraju lub udziałem w bezpośrednich inwestycjach w konkretne projekty) przeciętny milioner, jego zdaniem, nie ma co liczyć.

Przedsiębiorca decydujący się na wealth management myśli też o zacieśnieniu współpracy z bankiem w części korporacyjnej - i wtedy na pewno korzystniejsza jest polska oferta. Skracają się procedury, co nie jest takie oczywiste w razie obsługi transgranicznej. Komunikacja między zagranicznymi departamentami a krajową częścią korporacyjną może nie być taka już efektywna. Jeszcze trudniej o nią, jeżeli bank ma w Polsce jedynie przedstawicielstwo.

A jak w innych krajach naszego regionu? Usługi są raczej oferowane transgranicznie: do klientów z Czech czy Węgier przyjeżdżają przedstawiciele oddziałów private bankingu banków-matek miejscowych banków. Tam, podobnie jak w Polsce, ci gracze przechwycili największe kapitały. Rajem dla instytucji finansowych jest oczywiście Rosja. Nic dziwnego: jak się ma (według szacunków Merrill Lynch i Capgemini) od 83 do 110 tys. dolarowych milionerów, to trzeba o nich dbać. Dlatego działające w Rosji instytucje rozwijają usługi dla najbogatszych szybciej niż my; wealth management oferują już od lat 90. (np. Deutsche Bank Moskwa od 2003 r., ale u siebie, nie via Luksemburg, jak w Polsce). Na rosyjskim rynku działa również JPMorgan Private Bank. Oferta wealth management nie pochodzi tylko od banków, ale coraz częściej od wyspecjalizowanych firm. W Rosji jest to m.in. korporacja Alemar czy firma inwestycyjna Renaissance Capital.

Klientami rosyjskiego private bankingu są przedsiębiorcy (niezależni i z firm powstałych w okresie prywatyzacji), reprezentanci regionalnych elit oraz menedżerowie. Według moskiewskiego oddziału Deutsche Banku, interesuje ich przede wszystkim planowanie finansowe i podatkowe oraz dywersyfikacja przychodów. Sprawy sukcesji i dziedziczenia nie leżą jeszcze w kręgu zainteresowań młodej rosyjskiej elity finansowej, której inwestycje alternatywne kojarzą się na razie głównie z rynkiem nieruchomości.

Na czeskim rynku usług dla zamożnych klientów są m.in. SOB, Živnobanka, UniCredit (po przejęciu HVB), Commerzbank i Citibank. Tamtejszych bogaczy kuszą jednak również banki ze Szwajcarii i Luksemburga, a także wyspecjalizowane firmy, jak Slavia Capital czy Glisco. Ich celem jest ok. 10 tys. osób (szacunki Glisco), których aktywa przekraczają 1 mln dolarów.

Co ciekawe, Czesi uważają, że same pieniądze nie dają jeszcze prawa wstępu do private bankingu. Patrik Tkác, prezes J&T Banka (specjalizującego się w private bankingu), podkreśla, że kandydat powinien wnieść również "wartość dodaną", na przykład być właścicielem firmy.
- Nasz departament bankowości inwestycyjnej pomaga klientom w prowadzeniu firm, potem w ich sprzedaży, a oni wspierają swymi aktywami nasze przyszłe projekty - tłumaczy.

Jedno jest pewne: sukces lokalnych odmian private bankingu będzie mierzony zbliżeniem się do światowych wyników, jeśli chodzi o satysfakcję klientów. Z badania BCG wynika, że aż 83 proc. klientów jest zadowolonych (w tym 25 proc. bardzo) z poziomu usług. To ważne, bo zamożni klienci są najbardziej lojalni: według BCG, ponad połowa z nich (53 proc.) ocenia skłonność do zmiany banku jako bardzo małą.

Przepis na milionera

Wkroczenie na, jak mówią bankowcy, solidną ścieżkę dochodową (generowanie znacznych dochodów przez dłuższy okres) nie gwarantuje powodzenia. Na drodze ku pierwszemu milionowi czyhają dwa zagrożenia: wydatki i kiepska praktyka inwestycyjna. Z pierwszą radzić sobie trzeba we własnym zakresie, jak uniknąć tej drugiej, radzą eksperci Banku Millennium.

  • Uwzględnij przyszły wpływ twych wydatków, ponieważ to, jak pieniądze generują w czasie odsetki, rzutuje na pomnażanie oszczędności w przyszłości. Dodatkowy wydatek obniża możliwość generowania oszczędności.
  • Opracuj plan: najważniejszą rzeczą przy planowaniu wielkości twojego majątku jest precyzyjne ustalenie, ile pieniędzy chcesz mieć, kiedy oraz jaka stopa zysku to zapewni.
  • Nie zwracaj nadmiernej uwagi na wyniki krótkoterminowe, np. funduszu inwestycyjnego.
  • Regularnie inwestuj - jest to technika lokowania stałej kwoty w złotych w określonej strategii inwestycyjnej, niezależnie od kursu akcji.
  • Nie próbuj odgadnąć najlepszego momentu do dokonania inwestycji.
  • Staraj się inwestować w sposób, który odsuwa w czasie podatki.
  • Nie czekaj z oszczędzaniem. Największym błędem, jaki możesz popełnić, jest założenie, że nie masz pieniędzy do zaoszczędzenia.
  • Czy wiesz, jak długo twoje pieniądze będą się pomnażać? Łatwo to policzyć, stosując "zasadę 72". Po prostu podziel 72 przez procent, jaki zarabiasz na oszczędnościach. Jeśli wynik (okres oszczędzania w latach) niezbyt ci się spodoba, zacznij rozważać inne możliwości, dające wyższą stopę zwrotu.9. Pamiętaj, że nie bez powodu Albert Einstein uznał procent składany za największy wynalazek ludzkości. 10.Bądź elastyczny w sposobie inwestowania.

Roman Karkosik,
największy inwestor na GPW

Moja strategia inwestycyjna jest prosta: poszukiwanie wartości. Inwestuję więc w spółki, które posiadają duży potencjał rozwoju, rozwinięty rynek sprzedaży, dobry zespół, ale z jakiegoś względu są niedoceniane przez rynek. Wsparcie ich dobrym zarządem, zaszczepieniem pomysłu na przyszłość, wreszcie restrukturyzacją potrafi zwiększyć wartość inwestycji wielokrotnie.

Kocham to, co robię, dlatego niewiele czasu zostaje mi na inwestycje poza warszawską giełdą. Oczywiście, śledzę trendy na rynkach usług finansowych w Polsce i za granicą, ale większość decyzji finansowych podejmuję samodzielnie, opierając się na własnym doświadczeniu, wyczuciu rynku, intuicji biznesowej.

Nigdy nie dzielę inwestycji na polskie i zagraniczne - szukam takich celów inwestycji, które potencjalnie generują wysoki zwrot i pasują do mojej strategii. Jeśli zdecyduję się na mocniejszą niż dziś dywersyfikację geograficzną aktywów, to wyłącznie z powodów biznesowych. Podatki płacę bowiem w Polsce, nie interesują mnie rozwiązania umożliwiające wyprowadzenie zysków za granicę.

Kto jest bogaty

HNWI (High Net Worth Individuals - osoby najbogatsze), wg zachodnich kryteriów mają aktywa płynne o wartości ponad 1 mln dolarów. Wtedy przysługuje im obsługa private banking. Według ostatniego Światowego Raportu o Bogactwie, przygotowywanego co roku przez Merrill Lynch i Capgemini, było ich na świecie 8,7 miliona. Liczba tzw. Ultra-HNWI - których aktywa finansowe przekraczały 30 mln dol. - sięgnęła 85 400. Z kolei The Boston Consulting Group do UHNWI zalicza posiadaczy min. 50 mln dolarów. Na świecie ich liczba przekracza 16,5 tysiąca.

Jak to wygląda w Polsce? Według Ernst & Young liczba najzamożniejszych klientów polskiej bankowości elitarnej (High Net Worth Individuals i Premium Affluent) zawiera się w przedziale 20 - 25 tys. osób. Pozostała grupa klientów korzystających z masowego private bankingu (Core Affluent i Mass Affluent) liczy 475 - 600 tys. osób. Według BRE Banku aktywa rzędu 0,5 - 2 mln zł ma ok. 60 tys. osób. Wartość ich majątku szacuje się na 60 mld zł. Blisko 5,5 tys. osób dysponuje aktywami płynnymi o wartości przekraczającej 2 mln zł - w sumie jest to 20 mld złotych.

Milionera portfel własny
1. Bogaci klienci stosunkowo dobrze orientują się w kwestiach finansowych; bardzo pomaga im w tym internet.
2. Większość korzysta z usług wielu instytucji finansowych - nie tylko z powodu dywersyfikacji ryzyka, ale także w poszukiwaniu ciekawych rozwiązań i specjalistycznych usług.
3. Wybierając instytucję finansową, najczęściej kierują się referencjami albo tradycją.
4. Są bardzo lojalni; jeśli zmieniają bank, to najczęściej wtedy, gdy pracę zmienia ich doradca (ale zwykle nie mają skrupułów, gdy wyniki są poniżej oczekiwań).
5. Raczej nie są zainteresowani rozszerzaniem wachlarza usług oferowanych przez doradców o porady niefinansowe.
6. Bogaci przedsiębiorcy trzymają prywatne i firmowe pieniądze z dala od siebie, na oddzielnych rachunkach.
7. Zazwyczaj są bardzo czuli na cenę i chcą negocjować stawki; większości chodzi jednak raczej o poczucie bycia traktowanym fair niż sam poziom cen; preferują opłaty uzależnione od wyników.
8. Potrzeby finansowe ultrabogaczy (powyżej 50 mln dol.) są z reguły bardziej złożone (międzynarodowe operacje, wielopokoleniowe interesy rodzinne itp.); mają więcej rachunków, bardziej zdywersyfikowane portfolio.
9. Większość z ultrabogaczy profesjonalnie zarządza swoimi aktywami, najczęściej powierzając zarządzanie nimi małemu, rodzinnemu domowi inwestycyjnemu.
10. Ultrabogacze dużą wagę przywiązują do wyboru konkretnego doradcy.
źródło: Global Wealth 2006, BCG

Kameralnie

Ponad połowa najzamożniejszych ludzi globu (z aktywami powyżej 50 mln dol.) zatrudnia przynajmniej jednego doradcę finansowego. Większość decyduje się jednak na współpracę z rodzinnym domem inwestycyjnym (ang. family office), który dba o administrację środkami (księgowość, sprawozdawczość itp.), ale najczęściej wykonuje także szereg innych, strategicznych zadań, jak przygotowanie rodziny do podjęcia ważnych decyzji inwestycyjnych czy wybór i współpraca z osobami zarządzającymi aktywami. Takie biura z reguły działają na potrzeby jednej, co najwyżej kilku rodzin. BCG szacuje, że na świecie działa 3,6 - 5,5 tys. rodzinnych domów inwestycyjnych (przy założeniu, iż z ich usług korzysta od 20 do 30 proc. ultrabogaczy).

Wczoraj i dziś

Początków bankowości prywatnej należy szukać w Anglii w XVII wieku. Tam wąska grupa klientów - arystokratów i ziemiaństwa oraz bogatych fabrykantów i kupców - korzystała z indywidualnie przygotowanych usług banków prywatnych. Kolejnym centrum bankowości prywatnej stała się Genewa - w której do dziś mieszczą się najlepsze tradycyjne banki, jak: Julius Baer, UBS, Credit Suisse czy Pictet & Cie. Szwajcaria pozostaje nie tylko mitycznym, ale wciąż najchętniej wybieranym miejscem lokowania polskich pieniędzy za granicą. Z nieoficjalnych informacji wynika, że w trójce najchętniej wybieranych banków są UBS (zdecydowany lider, zarządzający ponoć 1 mld euro polskich pieniędzy), Credit Suisse i Coutts Bank.

Fundusz Dudów

Właściciele Polskiego Koncernu Mięsnego (na zdj. współwłaścicielka Bogna Duda-Jankowiak) wnoszą do Opoka TFI (pierwszego w Polsce prywatnego zamkniętego funduszu inwestycyjnego) najpierw gotówkę, za którą kupią certyfikaty. Następne zamienią na inne swoje aktywa - przede wszystkim akcje PKM (rodzina ma ponad 20 proc. akcji koncernu). Nowa instytucja ma status funduszu aktywów niepublicznych, co oznacza, że minimum 80 proc. środków musi być inwestowane poza giełdą. Będą to firmy spoza branży mięsnej, z których część będzie następnie można wprowadzić na giełdę.


Komentarz
Skazani na off-shore

Nie można mówić o bankowości prywatnej, jeśli sprowadza się ona do miękkich wykładzin i drogich obrazów na ścianach.
Włodzimierz Bogucki, Vindigo Capital Partners

Zamożność z krajów rozwijających się jest inna niż ta w gospodarkach dojrzałych: milionerzy są statystycznie młodsi wiekowo, bardziej przedsiębiorczy, z reguły aktywnie zaangażowani w zarządzanie swoimi firmami, silnie z nimi związani emocjonalnie. W efekcie, dopada ich frustracja i stres w momencie przejścia do roli inwestora finansowego, pasywnego, często wręcz schowanego za numerem jednostki w funduszu.

Z czasem będzie jednak rosło zaangażowanie zamożnych Polaków w inwestycje o charakterze czysto finansowym. Koniunktura oraz rzesza inwestorów głodnych ciekawych spółek i projektów sprawiają, że wiele rodzinnych firm rozważa sprzedaż swoich akcji, inni wychodzą z zyskami z transakcji na rynku nieruchomości. I zastanawiają się, czy będą mieli pomysł na równie dobrą transakcję, a także, czy nie powinni zacząć żyć inaczej, bo przecież nie mają już tych 25 - 30 lat z czasów, gdy ruszała transformacja.

Awangarda polskiej zamożności trochę się więc starzeje, trochę traci energię. Ma przy tym oczy i uszy szeroko otwarte, wie, że eldorado na giełdach nie będzie trwać wiecznie, choćby dlatego że stykają się z wieloma spółkami publicznymi i wiedzą, że między tym, jak wycenia ich rynek, a jak wyglądają od kuchni, jest wielka przepaść. I nie chcą wpaść w podobną pułapkę. Poza tym, coraz częściej, niestety, osoby z którymi się kontaktuję mówią, że czują się coraz mniej komfortowo w obecnej sytuacji w Polsce.

W Polsce istnieje cała armia zamożnych ludzi, którzy czują się źle traktowani przez polskie banki, a jednocześnie po macoszemu za granicą, gdzie często postrzegani są jako zbyt mali. Zaś dywersyfikacja geograficzna aktywów jest dla nich absolutną koniecznością, bo tylko dzięki wyjściu za granicę zyskają możliwość dostępu do alternatywnych strategii i aktywów inwestycyjnych, które pozwalaja na uniezależnienie od zawirowań na lokalnych i tradycyjnych rynkach. Jesteśmy po 20 latach hossy na globalnych rynkach obligacji, która nie może trwać wiecznie. Mamy najdłuższą od wielu dekad hossę na rynku akcji; nieruchomości - w wielu krajach są najdroższe w historii; surowce - często dwa, trzy razy droższe niż jeszcze niedawno. To, co przytrafiło się inwestorom w ostatnich kilkunastu latach, po prostu nie może się już powtórzyć.

Oferta rodzimych instytucji finansowych rośnie, ale ciągle nie wszystko jest dostępne i możliwe. Nie można mówić o bankowości prywatnej, jeśli sprowadza się ona do miękkich wykładzin i drogich obrazów na ścianach. Prawdziwa bankowość prywatna to możliwość dokonania wyboru spośród wielu dostępnych rodzajów doradców finansowych mających dostęp do szerokiego i zróżnicowanego arsenału rozwiązań inwestycyjnych. A tego Polska nadal nie oferuje. Ciągle na przykład nie można jeszcze inwestować za pośrednictwem banków w Polsce w fundusze hedgingowe i lewarować ich zakupu. A jak popatrzymy, jakie "cuda" wyczyniają niektóre rodzinne domy inwestycyjne czy wiodące fundacje amerykańskich uniwersytetów, to dojdziemy do wniosku, że na pewne okazje inwestycyjne przyjdzie nam w Polsce jeszcze trochę poczekać. Na GPW nie ma zbyt wielu spółek o prawdziwie globalnych możliwościach rozwoju. A skoro tak, to trzeba się zastanowić, gdzie i jak szukać pomysłów na atrakcyjne, globalne biznesy. Przykład? Właśnie pracuję nad stworzeniem konsorcjum polskich inwestorów, którzy uczestniczyć będą w bardzo obiecującym skandynawskim start-upie.

Jeśli zamożni Polacy chcą podejść do inwestycji w rzeczywiście rozsądny i holistyczny sposób, to z częścią swojej zamożności są skazani na off-shorowość.

Włodzimierz Bogucki z globalną bankowością prywatną związany jest od 20 lat. Był m.in. dyrektorem Citigroup Private Bank w Szwajcarii oraz związany był z rodzinnym domem inwestycyjnym MCT w Genewie. Od ubiegłego roku prowadzi firmę Vindigo Capital Partners, która zajmuje się m.in. zarządzaniem portfelami prywatnych zamożnych inwestorów.

Przemysław Szubański

Manager Magazin
Dowiedz się więcej na temat: Lynch | bank | UBS | fundusze | doradca | reguły | nieruchomości | firmy | Minimum | 100 | przedsiębiorcy | majątek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »