Warto mądrze wspierać eksport

Trzeba zmądrzeć i zbudować agencję - mocno związaną z rządem, kompetentną i rozsądną. Bez niepotrzebnego pokrewieństwa z pięcioma innymi sobie podobnymi agendami, bez chorej rywalizacji o wpływy i medale - pisze Bożena Czaja, wiceprezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych w latach 2009-2014.

Wicepremier Mateusz Morawiecki zapowiedział powstanie rządowej superagencji, której zadaniem będzie wspieranie polskich eksporterów. Koło zamachowe wymiany handlowej Polski ma ruszyć jeszcze w tym roku. Nareszcie - chciałoby się spuentować ten pomysł i postawić wykrzyknik. Niektórym taka reakcja mogłaby się wydać jednak osobliwa. Wszak do niedawna mieliśmy mnogość różnych agend, które z trudem dźwigały ciężar swoich sukcesów.

O powodzeniu rodzimego eksportu na odważnych rynkach Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Algierii, Maroka, Arabii Saudyjskiej, Turcji, Chin, Mołdawii, Australii, Japonii czy Korei - obficie rozpisywała się prasa. Jak z rękawa sypano przykładami polskich firm, które zaistniały na tych rynkach. Serce rosło od budujących egzemplifikacji. Szkopuł w tym, że autorzy publicystycznych syntez eksportowy, bez trudu wymieniający najmniejszy kontrakt najmniejszego polskiego przedsiębiorstwa na innej szerokości geograficznej, konsekwentnie pomijali kluczowe pytania: W jaki sposób polskie firmy weszły na nowe rynki? Czy brały udział w misjach gospodarczych, a jeśli tak to jakich? Czy pomogły im nasze ambasady i WPHI? Czy korzystali z pomocy rządowej finansowanej z unijnych funduszy celowych? A może zawdzięczają eksport samym sobie, własnej operatywności, prywatnym relacjom i kontaktom? Nie pytano, bo sprawców sukcesu naszych firm na dalekich rynkach było tak wielu, że ustalenie "ojcostwa" przestało być w tym przypadku w ogóle możliwe.

Reklama

Agencja zaanonsowana przez Mateusza Morawieckiego wydaje się to rozumieć - będzie sama! Skupi kompetencje wspierania eksportu w jednym ośrodku decyzyjnym, co daje jej szansę uniknięcia groteskowych sytuacji, które miały miejsce jeszcze parę miesięcy temu. Misje gospodarcze, niemal na wyścigi, organizowała Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP), Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ), Krajowa Izba Gospodarcza i pozostałe organizacje pracodawców. Do wyścigu równie ochoczo stawały kancelarie Premiera i Prezydenta oraz ministerstwa: Spraw Zagranicznych i Gospodarki, powołując własne misje. Budziło to często bezgraniczne zdumienie gospodarzy, którym w odstępach dwutygodniowych przywożono kolejne transze zdezorientowanych polskich przedsiębiorców. Niekiedy w "misyjnych" samolotach było tylu nadwiślańskich biznesmenów, ilu turystów w czarterze do egipskiej Hurgady, i to w środku lata. Na co mogli liczyć w trakcie dwudniowego wyjazdu przedstawiciele rodzimych firm, skonfrontowani z nowym rynkiem? Na kurtuazję lub fart. Z reguły o nawiązaniu partnerstwa gospodarczego decydował ten drugi. Tym, którym fartu zabrakło, pozostało licytowanie się ilością odbytych misji, o ile przysługiwała za to jakaś towarzyska, czy środowiskowa rewerencja.

Misje wspierały na miejscu wydziały promocji, handlu i inwestycji ambasad i konsulatów RP, które niestety również nie przysparzały Polsce powodów do dumy. Z reguły były dwuosobowe, pielęgnujące model - szef WPHI i żona szefa pełniąca funkcje administracyjno-biurowe. Wydawać by się mogło, że czas się tam zatrzymał. Jak u zarania dziejów gospodarczych demokratycznej Polski stworzono 53 Wydziały, tak cieszymy się 53. do dziś. Większość zlokalizowana jest w Europie, gdzie są potrzebne - jak to mawiają Brytyjczycy: umiarkowanie, a bodaj nawet wcale. W Azji, na Bliskim Wschodzie, Afryce i Ameryce Południowej odważyliśmy się zainstalować tylko 16 WPHI. Wyczynem było powołanie w 2014 roku WPHI w Abu Zabi. Do dziś nie wiadomo dlaczego nie w Dubaju, gdzie bije serce biznesu Zatoki... Wydział liczył dwóch pracowników, którym przydzielono 11 rynków.

Przykłady szkód wyrządzonych polskiemu eksportowi na przestrzeni lat można mnożyć, ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, żeby w końcu zmądrzeć, jak w polskim przysłowiu i rzeczywiście zbudować agencję - mocno związaną z rządem, kompetentną i rozsądną. Bez niepotrzebnego pokrewieństwa z pięcioma innymi sobie podobnymi agendami, bez chorej rywalizacji o wpływy i medale, bez skąpstwa - prawdziwej patologii tworzenia polskich placówek wsparcia eksportu za granicą. Agencję mądrą. Zwłaszcza po szkodzie.

Bożena Czaja, wiceprezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych w latach 2009-2014

Sprawdź: PROGRAM PIT 2015

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: eksport
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »