Wiatraki na lądzie wracają do łask

Polityczna decyzja sprzed pięciu lat podjęta na rękę lobby węglowemu i wprowadzenie tzw. ustawy odległościowej blokującej rozwój lądowych farm wiatrowych okazała się fatalna w skutkach, bo zahamowała w ważnym okresie globalnej transformacji energetycznej rozwój OZE w Polsce. Planowana liberalizacja restrykcyjnych przepisów otworzy pole ogromnym inwestycjom, które będą dawać gospodarce coraz tańszą energię i wypierać "brudną" z węgla.

Zmiana władzy politycznej w 2015 roku okazała się dramatem dla inwestorów stawiających na OZE, a zbawieniem dla lobby węglowego - na kilka lat zahamowano rozwój coraz bardziej konkurencyjnej "zielonej" technologii względem spalania węgla. Warto przypomnieć kontekst polityczny towarzyszący wówczas tym zmianom - górniczy związkowcy otwarcie poparli opozycję przed wyborami 2015 roku, a jak wiadomo w biznesie i polityce nie ma "darmowych lunchów".

Zgodnie z przyjętą w 2016 roku ustawą niemożliwe stało się budowanie wiatraków w odległości od najbliższych zabudowań mniejszej niż dziesięciokrotność ich wysokości (stąd ochrzczono ją mianem tzw. ustawy 10 H - dla nowoczesnych turbin może być to ograniczenie nawet ok. 2000 metrów), co w praktyce - biorąc pod uwagę bardzo rozproszoną zabudowę w Polsce - wyeliminowało prawie całą powierzchnię kraju z takich inwestycji.

Reklama

Rynek OZE praktycznie zamarł, inwestorzy popadli w tarapaty, a lobby węglowe zyskało kilka lat, aby został zakonserwowany status quo w energetyce z dominującą rolą węgla kamiennego i brunatnego. Choć oczywiście oficjalnie ważny był też kontekst społeczny ograniczeń, bo mieszkańcy mogli sobie nie życzyć farm wiatrowych w sąsiedztwie, to jednak tło polityczne i wpływu na energetykę miało jednoznaczną wymowę.

Po pięciu latach okazuje się, że cała historia zaczyna przypominać symboliczną "walkę z wiatrakami" jaką znamy z powieści Miguela Cervantesa "Don Kichot", gdzie nieustraszony bohater, mimo ostrzeżeń swojego giermka Sancha Pansy, postanawia stoczyć walkę z kilkudziesięcioma wiatrakami. I jak w latach 2016-2021 w Polsce, była to walka beznadziejna, z urojonym wrogiem, bez szansy na realne zwycięstwo.

Tyle, że Don Kichot przegrał tylko na kartach powieści, a u nas efekt ostatecznie porażki walki z wiatrakami przyniósł opłakane skutki, biorąc pod uwagę trendy światowe w energetyce, spadek cen i rozwój technologii OZE, bo obecnie nadal mamy ok. 70 proc. udział węgla w wytwarzaniu energii.

Na skutek wysokich kosztów wydobycia węgla i wzrostu cen uprawnień do emisji CO2 (z 5-6 euro za tonę do 44 euro w ciągu zaledwie trzech lat) funduje to naszej gospodarce najdroższy prąd na rynku hurtowym (dla firm) w Europie. Dlatego wcale nie dziwi, że decydenci polityczni chcą rakiem wycofać się ze szkodliwego rozwiązania, proponując co prawda utrzymanie zasady 10H, ale pod pewnymi warunkami odległość minimalną zmniejszyć do 500 metrów.

Dużo zależeć będzie od decyzji samorządów w sprawie odstąpienia od zasady 10 H, bo w swoich planach zagospodarowania przestrzennego będą mogły rezygnować od tego wymogu i godzić się na bliższe lokalizacje. Nowe inwestycje będą oczywiście także konsultowane społecznie i opiniowane przez urzędników ochrony środowiska, ale nie zmienia to faktu, że liberalizacja przepisów oznacza, że został otwarty kierunek uwolnienia lokalizacji pod inwestycje.

Przyczyn takiej wolty - i faktycznie przyznaniem się po latach do poważnego błędu legislacyjnego - jest co najmniej kilka. Po pierwsze, w Unii Europejskiej po ostatnich eurowyborach nastąpiło zielone przyśpieszenie, czego  wyrazem jest "European Green Deal" i działania w celu osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 roku.

Po zmianie władzy w USA, także tam wrócił temat neutralności klimatycznej, który jest wiatrem w żagle OZE. Dodatkowo, Unia kilka miesięcy temu postanowiła zaostrzyć cel redukcji emisji CO2 do 2030 roku z 40 do 55 proc. (względem 1990 r.), co będzie dodatkową presją na dekarbonizację gospodarek.

Tymczasem Polska od lat ma problemy z wypełnieniem nawet dotychczasowych zobowiązań jeśli chodzi o rozwój OZE: udział zielonych źródeł w końcowym zużyciu energii brutto na koniec 2020 roku prawdopodobnie nie osiągnął obiecanego Unii celu 15 proc. A w przyjętej już przez rząd "Polityce Energetycznej Polski do 2040 r." (PEP2040) w 2030 roku ten wskaźnik ma podskoczyć do co najmniej 23 proc.

Oznacza to ni mniej, ni więcej, że w energetyce będzie trwało wielkie przestawienie ze źródeł węglowych na odnawialne. Symbolem tego jest porozumienie z górniczymi związkowcami z zeszłego roku, mówiące, że ostatnia kopalnia węgla kamiennego zakończy wydobycie w Polsce w 2049 roku (część ekspertów spodziewa się, że może to nastąpić nawet dekadę szybciej).

Zatem liberalizacja przepisów w zakresie budowy lądowych farm wiatrowych po prostu jest konieczna, aby planowane wskaźniki energii z OZE nie zostały znowu na papierze. Obecnie mamy w kraju zainstalowanych ok. 6 GW mocy w wiatrakach, a do 2025 roku, m.in. dzięki zmianom przepisów może przybyć - według szacunków resortu technologii - dalsze 3-4 GW.

Drugą "nogą" energetyki wiatrowej będą farmy morskie, ale tych jeszcze nie mamy, choć nabierają rozpędu plany inwestycyjne zarówno państwowych, jak i prywatnych inwestorów. O ile budowy i eksploatacji farm morskich dopiero będziemy się uczyć, to w lądowych mamy już wieloletnie doświadczenie. To też przemawia za liberalizacją. Drugą ważną przyczyną jest wspomniany PEP2040 - według rządowych planów w 2040 roku ponad połowę zainstalowanych mocy w energetyce stanowić będą już źródła zeroemisyjne, co w praktyce oznacza zielone światło także dla lądowych wiatraków, obok morskich, atomu i fotowoltaiki. Równolegle spadać będzie w najbliższej dekadzie udział węgla w wytwarzaniu energii elektrycznej - w 2030 roku nie będzie przekraczać 56 proc. (obecnie ok. 70 proc.).

Powstałą lukę po węglu wypełnią właśnie m.in. wiatraki lądowe (ok. 5,9 GW nowych mocy w 2030 roku). OZE i atom będą głównymi beneficjantami gigantycznego programu inwestycyjnego w energetyce, bo przez dwie dekady wydatki mają sięgnąć 80 proc. z ok. 320-342 mld zł nakładów w sektorze wytwórczym energii elektrycznej.

Zwrot ku lądowym wiatrakom wynika także z czysto technologicznych i kosztowych względów: powstają coraz większe jednostki, produkujące coraz więcej energii. To wszystko sprawia, że energia z wiatru staje się tańsza i będzie wypierać z tzw. merit order "brudną" i drogą energię z węgla, przyczyniając się w ten sposób do bardziej konkurencyjnych cen energii na naszym roku. A trudno sobie wyobrazić naszą gospodarkę w roli lidera gospodarczego, nawet w naszym regionie Europy, przy utrzymaniu tak wysokich cen energii jak obecnie.

Swoje "trzy grosze" do renesansu wiatraków na lądzie dorzucili także przedsiębiorcy, wśród których rośnie świadomość jakiej energii używają i jaki ma to wpływa na środowisko. Już od kilku lat firmy, nie czekając na zmianę opcji węglowej w polityce, same zaczęły poszukiwać dostaw energii zielonej na własną rękę: kupując istniejące farmy albo podpisując z ich właścicielami umowy na dostawy czystej energii.

W ostatnim czasie coraz więcej firm produkcyjnych, najczęściej z kapitałem zagranicznych, wręcz chwali się w swoich komunikatach, że ma 100 proc. energii zabezpieczone z OZE. Taki trend dotyczy także zupełnie nowych inwestycji, jak budowa fabryki silników Mercedes-Benz w Jaworze na Dolnym Śląsku. Wynika z tego, że dla inwestorów kluczowym czynnikiem przesądzającym o lokalizacji inwestycji staje się także dostępność źródeł zielonej energii, a nie jedynie pozyskanie gruntu, ulg podatkowych czy zapewnienie wykwalifikowanej i taniej siły roboczej. A  skoro biznes zaczyna się tak zachowywać, to chcąc rozwijać gospodarkę nie można było już dłużej blokować rozwoju energetyki wiatrowej.

Szkoda tylko straconego czasu, bo gdyby nie fatalna w skutkach dla OZE decyzja polityczna z 2016 roku, to bylibyśmy w zupełnie innym miejscu pod względem energii z wiatru.


Tomasz Prusek
publicysta ekonomiczny
prezes Fundacji Przyjazny Kraj

Autor felietonu wyraża własne opinie.

Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz!



Felietony Interia.pl Biznes
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »