Władze ostrzegają przed stratami na rynkach finansowych

Minister finansów chińskiej administracji w Hongkongu John Tsang ostrzegł ostatnio że trwające od ponad tygodnia prodemokratyczne protesty mogą skutkować "stałymi" stratami na azjatyckich rynkach finansowych. Jak podkreślił, Hongkong znalazł się w "krytycznym punkcie".

Minister finansów chińskiej administracji w Hongkongu John Tsang ostrzegł ostatnio że trwające od ponad tygodnia prodemokratyczne protesty mogą skutkować "stałymi" stratami na azjatyckich rynkach finansowych. Jak podkreślił, Hongkong znalazł się w "krytycznym punkcie".

"To nie jest czas na obarczanie się winą, lecz to jest czas, abyśmy razem zaczęli rozwiązywać problemy" - mówił w zeszłym tygodniu Tsang.

Jego zdaniem skutki finansowe protestów najbardziej wpłyną na rynki giełdowe, a inwestorzy muszą liczyć się w krótkim czasie z dość sporym ryzykiem.

W Hongkongu od ponad tygodnia trwają prodemokratyczne protesty, na czele których stoją głównie studenci. Studenci grozili, że jeśli w czwartek do północy czasu lokalnego szef chińskiej administracji w Hongkongu Leung Chun-ying nie poda się do dymisji, to zaostrzą protesty i będą zajmować budynki rządowe.

Reklama

Mimo że Leung nie ustąpił, studenci nie spełnili swych gróźb. Podkreślili, że są gotowi do rozmów z rządem o reformach demokratycznych. Nadal jednak domagają się odejścia Leunga. "Jego dymisja jest jedynie kwestią czasu" - oświadczyli w piątek rano studenci.

W piątek po południu doszło na ulicach Hongkongu do kilku drobnych incydentów z udziałem demonstrantów i zwolenników rządu w Pekinie, których musiała rozdzielać policja.

Tymczasem władze w Pekinie powtarzają, że protesty w Hongkongu są nielegalne. Nie zamierzają także ustępować protestującym. "W fundamentalnych kwestiach nie ma miejsca na kompromis" - podkreślił w piątek w komentarzu redakcyjnym dziennik "Renmin Ribao", organ Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin.

Prodemokratyczne demonstracje, najpoważniejsze od kiedy Pekin przejął kontrolę nad byłą brytyjską kolonią w 1997 roku, rozpoczęły się w Hongkongu pod koniec września. Protestujący domagają się nie tylko odwołania szefa lokalnej administracji, ale także zmian w prawie wyborczym.

W ramach ukutej przez byłego przywódcę ChRL Deng Xiaopinga zasady "jeden kraj, dwa systemy" Hongkongowi obiecano szeroki zakres autonomii, w tym politycznej. Tymczasem hongkońscy zwolennicy demokracji ostrzegają, że Pekin stara się stopniowo zacieśniać kontrolę polityczną nad regionem.

Jednym z tego przejawów ma być - ich zdaniem - sposób wybierania szefa lokalnej administracji w 2017 roku. Po raz pierwszy w historii mieszkańcy Hongkongu będą mogli wyłonić szefa administracji w wyborach powszechnych. Wybór będzie jednak zawężony do dwóch-trzech kandydatów zatwierdzonych uprzednio przez lojalny wobec władz w Pekinie komitet nominacyjny.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: rynki finansowe | Chiny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »