Wyimkowa nowelizacja nie zasługuje na podpis

Kodeks pracy jest ustawą o wyjątkowym znaczeniu politycznym. Dlatego w Sejmie trwa wręcz wyścig niespójnych inicjatyw nowelizacyjnych - rządowych, komisyjnych, poselskich.

Kodeks pracy jest ustawą o wyjątkowym znaczeniu politycznym. Dlatego w Sejmie trwa wręcz wyścig niespójnych inicjatyw nowelizacyjnych - rządowych, komisyjnych, poselskich.

Sami parlamentarzyści ledwie ogarniają, który "kodeks pracy" znajduje się w jakiej fazie legislacyjnej obróbki. W tym tygodniu Dziennik Ustaw publikuje obszerną nowelizację, dotycząca zawierania układów zbiorowych, a wchodzącą w życie od 1 stycznia. Senat przejął słynną już, "małą" (co do objętości, ale nie znaczenia) rządową nowelizację czasu pracy, uchwaloną 30 listopada przez Sejm w atmosferze politycznego zgiełku. W sejmowej komisji kodyfikacyjnej spoczywają dwa następne projekty - komisyjny o urlopach macierzyńskich oraz jeszcze nie tknięta "wielka" nowelizacja rządowa. Kolejny projekt - poselski, o pracy w niedziele i święta - oczekuje od marca w lasce marszałkowskiej.

Reklama

Dotykająca dwóch kodeksowych artykułów, 129 i 1291, ustawa przegłosowana przez posłów 30 listopada jest maleńkim, wyrwanym z kontekstu fragmentem obszernej (druk sejmowy 2013) nowelizacji autorstwa Rady Ministrów, do pracy, nad którą bardzo opieszale przybiera się komisja ds. zmian w kodyfikacjach. Z punktu widzenia techniki legislacyjnej taka wyimkowa ustawa nie ma jakiegokolwiek sensu. Ma natomiast ogromne znaczenie polityczne - jeszcze parę tygodni temu klub AWS opowiadał się za tygodniem 40-godzinnym, traktując czas pracy (obok uwłaszczenia) jako cudowną broń Mariana Krzaklewskiego w jego walce o prezydenturę. Ponieważ głosowanie się opóźniło, zmieniły się priorytety - obecnie tydzień 42-godzinny jest jednym z punktów porozumienia AWS z UW w sprawie budżetu.

Wyrwanie z obszernego i kompleksowego aktu prawnego jego maleńkiego fragmentu, bez równoczesnej nowelizacji kilkudziesięciu innych artykułów, jest wręcz dywersją prawną, wprowadzającą w kodeksie pracy chaos oraz możliwość dokonywania przez obie strony - pracodawców i związki zawodowe - dowolnych interpretacji i nadużyć. Będzie jak w starym dowcipie o przestawianiu w Anglii ruchu drogowego, które rozpoczęto od próbnego puszczenia prawą stroną samych ciężarówek.

Przy okazji, na zasadzie dygresji, wypada zauważyć, iż większość mediów bezmyślnie powiela fałszywą wiadomość, jakoby Sejm awansował konkretny dzień tygodnia - mianowicie sobotę - do rangi dnia ustawowo wolnego od pracy. Tymczasem nowelizacja mówi po prostu o 5-dniowym i 42-godzinnym tygodniu, bilansowanym w okresie rozliczeniowym nie przekraczającym 3 miesięcy. Oznacza to tyle, że z 39 do 52 wzrasta liczba dodatkowych dni wolnych od pracy. Oczywiście w znakomitej większości zakładów będą nimi rzeczywiście soboty, ale tak wynika z praktyki życia społecznego - nie zaś z przepisów kodeksu!

Niezależnie od tego, co do wyimkowej nowelizacji z 30 listopada wniesie Senat - staje się oczywiste, iż dla uniknięcia poważnych konfliktów między pracodawcami a pracobiorcami celowe jest niepodpisanie tak pokracznej ustawy przez prezydenta. Wymusiłoby to przyspieszenie sejmowych prac nad nowelizacją całościową, daremnie czekającą od 15 września w komisji.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: kodeks pracy | nowelizacja | podpis | kodeks
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »