Zamrożenie systemu ETS to ponad 5,5 mld zł dla polskiego przemysłu - ​Tobiszowski

- Zamrożenie unijnego systemu opłat za emisję dwutlenku węgla (ETS) rocznie dałoby polskiemu przemysłowi co najmniej 5,5 mld zł, które dziś elektrownie, ciepłownie, huty i inne zakłady płacą za uprawnienia do emisji CO2 - ocenia europoseł PiS Grzegorz Tobiszowski.

Natychmiastowe zawieszenie systemu opłat za emisję dwutlenku węgla postuluje m.in. Solidarność. W marcowym liście do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen szef związku Piotr Duda wskazał, że powinno to być jedno z działań służących przezwyciężeniu nadchodzącej recesji.

Zwolennikiem zamrożenia opłat za uprawnienia do emisji CO2 jest również b. wiceminister energii, obecnie europoseł PiS Grzegorz Tobiszowski, którego współpracownicy przygotowali analizę skutków takiego rozwiązania dla polskiego przemysłu. Na podstawie danych m.in. z firm energetycznych, ciepłowniczych oraz producentów stali oszacowano, że firmy z tych sektorów zyskałyby łącznie kilka miliardów złotych rocznie.

Reklama

- Każde z państw członkowskich UE będzie musiało opracować własną drogę wyjścia z recesji. Dla naszego kraju istotne będzie mocne wspieranie przemysłu jako tej gałęzi gospodarki, na której będzie można odbudowywać. To ten moment, kiedy należy zamrozić opłaty za emisję CO2, a pozyskane dzięki temu środki przeznaczyć na inwestycje m.in. w polską energetykę, aby stała się bardziej wydajna i ekologiczna - ocenił w środę Tobiszowski.

Biuro europosła zebrało dane dotyczące kosztów emisji CO2 w wiodących polskich firmach sektorów energetycznego, ciepłowniczego i stalowego. Jak podał w środę b. wiceminister energii, według danych Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie roczny koszt tego sektora związany z systemem handlu emisjami ETS to ok. 2 mld zł rocznie, koszt hutnictwa wynosi ok. 750 mln zł, a energetyki (według niepełnych danych spółek za miniony rok) - niemal 2,9 mld zł.

Z raportów największych spółek energetycznych wynika, że w Polskiej Grupie Energetycznej koszt umorzenia odpłatnych uprawnień do emisji CO2 w ub. roku przekroczył 1 mld 446 mln zł, w Tauronie wyniósł 774,5 mln zł, a w Enei i Enerdze (w obu firmach dane za 9 miesięcy 2019) odpowiednio 532,1 mln zł i 139,9 mln zł - w sumie to prawie 2,9 mld zł.

Grupa Tauron, w której koszty zakupu uprawnień do emisji CO2 wyniosły w ub. roku blisko 775 mln zł, spodziewa się, że w tym roku może to być 1,1 mld zł. Poziom kosztów CO2 wynika ze standardów kontraktacji (odbywa się ona z czasowym wyprzedzeniem, konieczne jest zatem nadążnie za kontraktacją energii elektrycznej) oraz poziomu cen uprawnień do emisji CO2 w ubiegłych latach.

W łącznych kosztach funkcjonowania Grupy Tauron w 2019 r. udział kosztów uprawnień do emisji CO2 wynosił 4 proc., jednak biorąc pod uwagę wyłącznie zmienne koszty wytwarzania, koszt CO2 to aż 29 proc. "Dla roku 2020 szacowany udział kosztów CO2 wynieść może 6 proc. w łącznych kosztach Grupy oraz 41 proc. w zmiennych kosztach wytwarzania" - podał Tauron w informacji na potrzeby analizy biura europosła Tobiszowskiego.

Przedstawiciele Tauronu wskazują, że obecnie trudno jednoznacznie ocenić wpływ ewentualnego zamrożenia handlu uprawnieniami do emisji CO2 na wyniki finansowe spółki. Spodziewany w ślad za zamrożeniem handlu uprawnieniami spadek kosztów wytwarzania energii może nie dać oczekiwanego efektu finansowego ze względu na zawarte już kontrakty terminowe zakupu uprawnień.

"Pomijając fakt dokonanej kontraktacji, zaobserwowany spadek cen na rynku energii elektrycznej na skutek spadków cen na rynku CO2, dający podstawy do prognozy dalszych spadków cen energii w przypadku zamrożenia handlu CO2, z perspektywy wyników spółek wytwórczych Grupy Tauron może dać neutralny rezultat" - podała Grupa. Wskazała, że spadek kosztów może w tym przypadku oznaczać też spadek przychodów.

Natomiast w obszarze sprzedaży skutki zamrożenia systemu RTS mogą okazać się odmienne ze względu na potencjalnie wyższe koszty zakupu energii elektrycznej, uwzględniające wycenę CO2 (energia już zakontraktowana), wobec niższych przychodów ze sprzedaży energii, które będą odzwierciedleniem spadków cen do odbiorców końcowych.

W sektorze ciepłowniczym, gdzie działa ok. 400 koncesjonowanych przedsiębiorstw, roczne koszty uprawnień do emisji CO2 wyliczono na ok. 2 mld zł, czyli średnio ok. 5 mln zł na jedną firmę, przy ok. 47 mln zł średnich rocznych przychodów statystycznej firmy ciepłowniczej - łączna wartość przychodów tego sektora przekracza 18 mld zł rocznie, więc koszty emisji to średnio ponad 10 proc. przychodów, zaś w firmach bezpośrednio objętych systemem EU ETS - ok. 15 proc.

Prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie Jacek Szymczak wskazuje, że obecnie, do końca kwietnia, ciepłownie rozliczają się z obowiązku umorzenia uprawnień emisyjnych za rok 2019. Obecnie ich ceny spadły do ok. 17 euro za tonę CO2 (chwilowo był to poziom nawet 15 euro); nie wiadomo natomiast, jak zachowa się rynek od maja.

"Może być nagły spadek i załamanie rynku, może być redukcja ceny i utrzymanie jakiegoś poziomu, który wręcz byłby korzystny dla sektora, bo umożliwiłby rozliczenie po kosztach niższych niż w dwóch ostatnich latach, z korzyścią dla firm i odbiorców. Jednak w zależności od sytuacji odbiorców spółki muszą się liczyć z opóźnieniami lub utratą możliwości ściągnięcia należności za sprzedaną energię. To spowoduje kłopoty z płynnością, która jest obecnie średnio w sektorze poniżej poziomu bezpiecznego minimum" - ocenił prezes Izby.

Jego zdaniem, decyzje o zamrożeniu skromnych środków na zakup uprawnień do emisji CO2 będą dla firm trudne, ponieważ pieniądze będą im potrzebne w przypadku kryzysu płynności np. między sierpniem a październikiem, kiedy słabnie popyt na ciepło.

"Sytuację dla sektora i odbiorców poprawiłoby wydłużenie okresu rozliczenia uprawnień np. na dwa-trzy lata (z możliwością wykorzystania za ten okres przyznanych darmowych alokacji uprawnień), zwłaszcza dla realizujących inwestycje. Ustabilizowałoby to rynek, gdyż nie byłoby okresowej presji zakupów, a każdy realizowałby zakup mając na uwadze możliwość tworzenia zapasu bezpiecznego dla bieżącej płynności" - wyjaśnił Szymczak.

W opinii europosła Tobiszowskiego, decyzje o zawieszeniu systemu ETS powinny zapaść w europejskich strukturach jak najszybciej - w taki sposób, aby już teraz tworzyć narzędzia do wyjścia z zapaści gospodarczej, minimalizować negatywny wpływ koronawirusa oraz budować fundamenty i warunki do ponownego wejścia na ścieżkę wzrostu. B. wiceminister energii jest jednym z sygnatariuszy listu, skierowanego w tej sprawie przez europarlamentarzystów EKR do szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Według polityków frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, "nadszedł czas, aby na pierwszym miejscu postawić pragmatyzm i przesunąć w czasie nowe wnioski legislacyjne w ramach takich inicjatyw jak np. Europejski Zielony Ład. "Zamiast tego priorytetem KE powinno być przywrócenie równowagi i zmiana priorytetów wieloletnich ram finansowych na lata 2021-2027, razem ze zwiększoną elastycznością wydatków, tak by stały się one jednym z dostępnych dla państw członkowskich narzędzi umożliwiających naprawę gospodarki" - napisano w liście.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: energetyka | ekologia biznes
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »