Chińskie inwestycje w Europie Środkowej są obciążone politycznie

Chińskie inwestycje w Europie Środkowej nie są zabiegami czysto gospodarczymi i neutralnymi, a ich struktura sugeruje cele strategiczne i polityczne - ocenił w środę na łamach dziennika "Financial Times" ekspert z amerykańskiego think tanku AEI.

Mieszkańcy Europy Środkowej "muszą przestać być naiwni wobec autokratycznego jednopartyjnego reżimu, który pomimo wielu różnic posiada istotne podobieństwa do totalitarnych dyktatur, pod jakimi żyli oni przed 1989 rokiem" - uważa autor artykułu, członek konserwatywnego American Enterprise Institute (AEI), słowacki analityk pracujący w Waszyngtonie, Dalibor Rohacz.

Rohacz zaznacza, że niewielu w Pradze, Budapeszcie, Warszawie czy Bratysławie widzi w Chinach zagrożenie. Przyznaje jednocześnie, że teraz nie ma do tego zbyt wielu powodów, ale ostrzega, że może to być podejście krótkowzroczne.

Reklama

Jego zdaniem, godne podziwu są rozwój gospodarczy Chin, który wyciągnął z nędzy setki milionów mieszkańców, jak również zaangażowanie tego kraju w sprawy międzynarodowe. "Gorzki posmak" ma jednak autokratyczny charakter ich jednopartyjnego systemu rządów, kontrola władz nad sektorem bankowym i wynikający z niej "kapitalizm kolesiowski". Z tych trzech powodów chińskie inwestycje zagraniczne są według niego "czymś znacznie więcej niż sprawą czysto gospodarczą o neutralnej wartości".

Chińskie inwestycje bezpośrednie (FDI) w Europie Środkowej są wciąż niewielkie, w porównaniu choćby z japońskimi czy koreańskimi, ale są one "widoczne i wyglądają na modelowane w strategiczny, polityczny sposób" - twierdzi Rohacz.

Jako główny przykład podaje Czechy, na których rynek weszły w ostatnich latach państwowe chińskie banki Bank of China (BoC) oraz Industrial and Commercial Bank of China (ICBC). Prywatna chińska firma CEFC nabyła z kolei udziały w czeskich państwowych liniach lotniczych oraz pakiety większościowe w browarze Pivovary Lobkowicz i klubie piłkarskim Slavia Praga. "Tymczasem w Polsce Chińczycy dążą do intensyfikacji połączeń kolejowych z Chinami w ramach inicjatywy Nowego Jedwabnego Szlaku" - zauważa.

"Rosnąca obecność gospodarcza Chin, razem ze skrupulatnie organizowanymi forami biznesowymi i oficjalnymi wizytami, powoli kształtują politykę regionu" - pisze autor artykułu.

Zmarły w 2011 roku były prezydent Czech Vaclav Havel wspierał chińskich dysydentów i samostanowienie Tybetu oraz wielokrotnie gościł w Pradze dalajlamę, ale teraz takie gesty są "nie do pomyślenia" - przekonuje Rohacz. Obecny czeski prezydent Milosz Zeman mianował prezesa CEFC Ye Jianminga na swojego doradcę gospodarczego, a w czasie wizyty prezydenta Chin Xi Jinpinga w Pradze czeska policja oczyściła teren spotkań z protybetańskich demonstracji.

Zeman jest też jedynym przywódcą UE, który pojawił się dwa lata temu na wielkiej paradzie wojskowej zorganizowanej w Pekinie z okazji rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej.

Gdy w październiku ubiegłego roku niektórzy czescy ministrowie i parlamentarzyści spotkali się w Pradze z dalajlamą, uznawanym przez Chiny za piewcę separatyzmu, kancelaria Zemana opublikowała oświadczenie, zapewniając, że "prywatna działalność niektórych czeskich polityków nie jest wyrazem zmiany oficjalnej polityki Czech".

"Jeśli kiedykolwiek dojdzie do konfrontacji między liberalnymi demokracjami świata a Chinami o Koreę Północną, Morze Południowochińskie, Tajwan czy niezliczone inne sprawy, hiperaktywna dyplomacja Pekinu w Europie Środkowej sprawia, że prawie na pewno nie będzie zjednoczonego europejskiego frontu stojącego u boku USA, Tajwanu, Korei Południowej czy Japonii" - konstatuje Rohacz.

Globalna inicjatywa Pasa i Szlaku, nazywana również Nowym Jedwabnym Szlakiem, ma na celu budowę lądowych i morskich korytarzy transportowych pomiędzy krajami Azji, Europy i Afryki a Chinami, stymulację światowego handlu i rozszerzenie wpływów gospodarczych Chin. Prezydent Xi zapewnił w maju, że inicjatywa ta nie jest podszyta ideologią i nie służy realizacji celów politycznych.

AEI ma wśród celów statutowych obronę zasad demokratycznego kapitalizmu i tradycyjnie opowiada się za twardym podejściem USA wobec potencjalnych zagrożeń ze strony Rosji czy Chin. Chińskie władze otwarcie sprzeciwiają się demokracji konstytucyjnej, którą mianowany niedawno nowy szef centralnego wydziału propagandy Huang Kunming określił jako jedną z "błędnych teorii" Zachodu.

Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata w Biznes INTERIA.PL

- - - - -

Niemiecki wydawca ocenzurował część artykułów w Chinach

Niemiecki wydawca Springer Nature, który publikuje m.in. pisma "Nature" i "Scientific American", przyznał w środę, że zablokował w Chinach dostęp do części artykułów, by dostosować się do wymogów chińskich władz. Uznał to za godne ubolewania, ale konieczne.

Firma oświadczyła, że zablokowała w tym kraju dostęp do mniej niż 1 proc. zamieszczonych w internecie treści, by dostosować się do "lokalnych praw dystrybucji" egzekwowanych przez jej chińskiego partnera, Chińską Państwową Korporację Importu i Eksportu Publikacji. Springer zaznaczył, że artykuły te wciąż są dostępne poza Chinami, a ich cenzura w tym kraju "z perspektywy redakcyjnej nie będzie miała wpływu" na publikowane przez niego treści.

"Ten krok jest godny głębokiego ubolewania, ale został poczyniony, aby zapobiec dużo większemu wpływowi na naszych odbiorców i autorów" - podano w oświadczeniu, cytowanym przez agencję. Wyjaśniono, że niepodjęcie działań groziło zablokowaniem wszystkich treści publikowanych przez Springera w Chinach.

Według dziennika "Financial Times" z chińskich stron internetowych czasopism "Journal of Chinese Political Science" i "International Politics", wydawanych przez Springera, zniknęło ponad tysiąc artykułów, zawierających niewygodne dla władz w Pekinie słowa kluczowe, takie jak "Tajwan", "Tybet" czy "rewolucja kulturalna".

Agencja AP ocenia to jako przykład na skuteczność, z jaką Chiny wykorzystują swoją potęgę gospodarczą, by zmuszać do ustępstw zagraniczne firmy, chcące zachować dostęp do olbrzymiego chińskiego rynku.

W sierpniu podobną decyzję podjął brytyjski Cambridge University Press, najstarsze wydawnictwo na świecie, który na żądanie chińskich władz usunął ze swojej chińskiej strony internetowej ponad 300 artykułów opublikowanych w kwartalniku "China Quarterly" - przypomina agencja Reutera.

"To symbol tego, jak bardzo nieprzygotowani jesteśmy na Zachodzie na ekspansję wpływów Chin na zewnątrz" - ocenił dyrektor Instytutu Polityki Chińskiej Uniwersytetu w Nottingham i jednocześnie autor jednego z ocenzurowanych artykułów, Jonathan Sullivan, cytowany przez "FT".

"Chodzi o to, jak postrzegamy nasze stosunki z Chinami i jak bardzo cenimy zasady, a jak bardzo instrumentalne korzyści płynące z dogadzania władzom w Chinach" - dodał Sullivan.

Według wykładowcy z australijskiego Uniwersytetu Macquarie Kevina Carrico decyzja Springera wysyła "bardzo niefortunny przekaz, że przedsiębiorstwa są skłonne aktywnie przyłączać się do cenzury, a więc do represji, w zamian za dostęp do rynku". Carrico zaapelował do chińskich uczonych, by bojkotowali wydawców, którzy cenzurują się w Chinach.

W sierpniu firma LexisNexis, która publikuje informacje prawne i gospodarcze, wycofała z chińskiego rynku dwa swoje produkty, gdy władze w Pekinie poprosiły ją o usunięcie części artykułów. W lipcu amerykański Apple wycofał z chińskiej wersji bazy aplikacji Apple Store oprogramowanie, które może być wykorzystywane do obchodzenia "wielkiego chińskiego firewalla" - blokady uniemożliwiającej mieszkańcom Chin dostęp do części zasobów internetu, w tym do Google, Facebooka, Youtube, Twittera i wielu mediów.

Odkąd w 2012 roku do władzy doszedł prezydent Xi Jinping, rządząca Komunistyczna Partia Chin zacieśnia kontrolę nad internetem, prasą i dyskursem akademickim. Obserwatorzy zwracają uwagę na kult jednostki, jakim otaczają Xi partyjni dygnitarze i państwowe media.

Na zakończonym niedawno XIX zjeździe KPCh doktryna Xi została dopisana do kanonu podstaw ideologicznych partii i niedługo stanie się obowiązkowym elementem programu nauczania w Chinach. Od zakończenia zjazdu 24 października swoje instytuty badające "myśl Xi Jinpinga dla nowej ery socjalizmu o chińskiej specyfice" uruchomiło już co najmniej 20 uczelni wyższych w kraju.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »