Dlaczego trzeba kibicować Chinom?

Czy Chińczycy zawładną światem, albo go wykupią? Niektórzy na świecie już się tego boją. Chin nie należy się bać, tylko z nimi współpracować. Chiny i Zachód dzielą ogromne różnice, ale ich sposób patrzenia na sprawy świata może wszystkim pomóc - uważają ekonomiści.

W grudniu 2018 roku minęło 40 lat, kiedy Deng Xiaoping wypowiedział słynne słowa: "nie ważne czy kot jest biały, czy czarny, ważne żeby łapał myszy". Od tego czasu chińskie koty zamiast trenować "wielki skok naprzód", jak kazał im to jeszcze Mao Zedong, zajęły się łapaniem myszy.

I idzie im to znakomicie. Podzielony PKB na głowę (a mieszka tam 1,4 mld ludzi) wzrósł przez 40 lat 35 razy. W 1978 roku chiński PKB wart był niespełna 150 mld dolarów (w bieżących cenach i kursach wymiany walut) i było to jedno z najbiedniejszych państw na świecie. W 2017 roku Chiny były drugą po USA gospodarką świata z PKB o wartości ponad 12,2 biliona dolarów.

Reklama

- Niedawno minęła rocznica przejścia Chin do gospodarki rynkowej. W 1978 roku Chiny były jednym z najbiedniejszych krajów świata - mówił podczas styczniowej konferencji w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie Justin Yifu Lin, dyrektor Instytutu Nowej Ekonomii Strukturalnej na Uniwersytecie w Pekinie, były wiceprezes oraz główny ekonomista Banku Światowego.

Chinism, czyli 40 lat reform

Słowa Denga oznaczały, że rządząca partia komunistyczna odrzuciła doktrynerski realny socjalizm i pod koniec 1978 roku wystartowały chińskie reformy. Sukces Chin budzi podziw i zdumienie - żaden kraj na świecie, w całej historii nie wykorzystał tak 40 lat. Nic dziwnego, że ekonomiści zadają sobie pytanie - jak to się stało?

- Chiny odniosły wielkie korzyści z globalizacji - powiedział Biliang Hu, profesor i dyrektor Instytutu Rynków Wschodzących na Uniwersytecie w Pekinie.

Korzyści z globalizacji odniosły nie tylko Chiny, rozumiane jako światowa potęga gospodarcza, ale i tamtejsze społeczeństwo. Ostatnie dane Banku Światowego pokazują, iż w skrajnym ubóstwie w Chinach żyje zaledwie 0,7 proc. ludności. To znacznie mniej niż w USA, gdzie odsetek żyjących za nie więcej niż 1,9 dolara dziennie wynosi aż 1,2 proc. Nie mówiąc o Indiach, których gospodarka rośnie wprawdzie w tempie przypominającym chińskie, lecz w skrajnej biedzie wegetuje tam niemal jedna czwarta populacji.

Co z tego wynika? Owszem, były takie czasy, kiedy Chińczycy pracowali, za "miskę ryżu". Ale w zwalczaniu skrajnej biedy odnoszą sukcesy, jak mało innych państw. Wielki sukces gospodarczy okupiony został też wielkimi nierównościami. Współczynnik Giniego obrazujący nierówności dochodowe (wartość 1 oznacza skrajne nierówności, a zero - skrajną równość) zbliżył się w 2008 roku niebezpiecznie do 0,5, ale już w 2017 roku spadł do 0,467. To - jak na europejskie standardy - bardzo dużo, bo średnia dla 28 państw Unii wynosiła w 2015 roku 0,3315.

- Ekspansja Chin na zewnątrz służy po to, żeby rozwiązywać problemy społeczne, które się tam narodziły przy okazji wielkiego boomu gospodarczego trwającego przez 40 lat - mówi Interii profesor Grzegorz Kołodko, autor książki "Czy Chiny zbawią świat?".

Teraz, gdy druga gospodarka świata jest na dobrej drodze, by stać się największą, ekonomiści i politolodzy ukuli termin "chinism", który może stać się synonimem globalnego sukcesu. Czym jest "chinizm"? To specyficzna chińska droga gospodarcza. Na czym ona polega?

- Zadajemy sobie pytanie, czy Chiny są krajem socjalistycznym, czy kapitalistycznym, a tymczasem idą trzecią drogą. Nie tylko na gruncie struktury gospodarki, ale też na gruncie historycznym. Pytanie czy to system socjalistycznym, czy kapitalistyczny jest patrzeniem przez przeszłe kryteria - mówił Andrii Grytsenko, członek ukraińskiej Akademii Nauk.

- Chiny uczą nas jak socjalizować ekonomię, to znaczy zmieniać procesy ekonomiczne w taki sposób, żeby ją uspołeczniać - dodał.

Autorytarna dyktatura

Wiadomo, że w Chinach niepodzielnie rządzi partia komunistyczna. I przypomnijmy, że jej monopol na władzę został ugruntowany przez krwawe stłumienie prodemokratycznych protestów właśnie tego dnia, gdy w Polsce odbywały się pierwsze częściowo demokratyczne wybory. Bardzo znacząca rolę odgrywa przywódca partii. W tym sensie - z zachodniego punktu widzenia - Chiny są autorytarną dyktaturą. Dlaczego taki model polityczny się tam wciąż utrzymuje, a o demokracji liberalnej nie ma nawet mowy?

- Merytokracja i autorytarny reżym - to dwa pojęcia, które opisują chiński system - mówił Gang Fan, profesor HSBC Business School na Uniwersytecie w Pekinie.

Bo to wcale nieprawda, że system ten zawdzięcza swoją stabilność wyłącznie represjom. Ma on swoje bardzo mocne fundamenty. Pierwszym z nich jest tradycja i kultura. Drugim - merytokracja. Zobaczmy co one znaczą. Najważniejszą z tradycji Chin jest filozofia Konfucjusza.

- Chiny nie miały nigdy religii. Konfucjonizm jest filozofią. Funkcje i sens religii wypełnia partia komunistyczna. Dzięki temu, że komunizm, tak jak konfucjonizm mówił, że ludzie są wspólnotą - dodał Gang Fan.

- Konfucjonizm inaczej definiuje problemy ekonomiczne. Ekonomia liberalna widzi je jako walkę, w konfucjonizmie sama praca jest nagrodą (...) Liberalizm odseparował ekonomię od etyki. Okazuje się, że to nie działa. W Chinach etyka działa w gospodarce od tysięcy lat, kultywują ją rodzice, zarządzający, szkoła. W ekonomii liberalnej celem działalności gospodarczej jest zysk, w konfuncjonizmie jest to moralny akt - mówił Kazimierz Poznański, emerytowany profesor Uniwersytetu Waszyngtona w Seattle.

- Motywacją ekonomiczna w konfucjańskiej filozofii jest to, że ludzie pracują dla innych. Ludzie są równi, a indywidulany wkład nie może zbyt wiele zmienić. Inna jest rola państwa. Polega na dawaniu dobrego przykładu i utrzymywanie wskazań moralnych - dodał.

Chiny nie miały też nigdy instytucji, dzięki którym w Europie ukształtowała się w końcu liberalna demokracja.

- Przez 5 tys. lat swojej historii Chiny nie miały wybieranych władz. Nie mieliśmy czegoś takiego, jak rzymski Senat - powiedział Gang Fan.

Czym z kolei jest merytokracja?

Być może jest to właśnie zasadnicza różnica, pomiędzy chińskim systemem autorytarnym, a innymi, takimi choćby jak w monarchiach arabskich.

- Chiny są bardzo pragmatyczne, mają wyjątkowa zdolność do organizowania zbiorowego wysiłku, zdolność do dalekosiężnego patrzenia w przód, wręcz pokoleniowego, a wiele problemów, przed którymi staje świat jak kwestia ekologiczna, klimatyczna, to problemy, które wymagają długofalowej polityki - mówi Interii Grzegorz Kołodko.

Gang Fan tłumaczy działania chińskiej merytokracji w obrębie rządzącej komunistycznej partii. Z wszystkich chiński prowincji do władz centralnych spływają dziesiątki danych obrazujących stan gospodarki i życia ludzi, które następnie są pieczołowicie analizowane. Z danych tych wyłaniają się problemy. Zaczyna się dyskusja nad ich rozwiązaniem. Ale podobne - i to bardzo głębokie dyskusje - trwają nad tym, jak kształtować instytucje i jak będą skutki podejmowanych aktualnie działań za kolejne kilkadziesiąt lat.

- Merytokracja wybiera pomiędzy programami, pomiędzy sposobami rozwiązań. Zastanawiamy się, jaką lekcję możemy wziąć z krajów bardziej rozwiniętych, jak zachowywać długoterminowo interes większości z uznaniem interesów mniejszości i wprowadzać długoterminowo dobre zmiany dla interesów większości, podtrzymywać procesy długofalowe, jak innowacje i zachować stabilność w dłuższym okresie - mówił Gang Fan.

- Rynek służy Chinom po to, żeby odblokowywać talenty tamtejszych ludzi - dodał Kazimierz Poznański.

To merytokratyczne podejście do zarządzania gospodarką i społeczeństwem przejawia się także w tym, że władze Chin rozumieją znaczenie edukacji dla równości szans oraz dla rozwoju.

Ekonomiści mówią teraz o "chińskim spowolnieniu" gospodarczym. W ubiegłym roku gospodarka tego państwa rzeczywiście rozwijała się w tempie 6,4 proc. A całego świata - łącznie z Chinami - było to 3,8 proc. Wniosek z tego taki, że gospodarka Chin rozwija się wciąż niemal dwa razy szybciej niż całej reszty świata. Przypomnijmy, że średni roczny wzrost gospodarek krajów bogatych od czasu rewolucji przemysłowej wynosił zaledwie 2 proc. rocznie.

Zdaniem ekonomistów z Europy, chiński model zarządzania gospodarką i państwem nie może stać się atrakcyjny dla kultury Zachodu. Ale może mieć swój kluczowy udział w kształtowaniu przyszłości świata, który wskutek globalizacji staje się niewielką wioską.

- Pokładam pewne nadzieje w Chinach, gdy - wydawałoby się ostoja liberalnej demokracji -Stany Zjednoczone, ustami swojego prezydenta krzyczą: America first, make America great again. Chińczycy ustami swojego przywódcy mówią - globalizacja będzie trwała. My jesteśmy za win-win, czyli inkluzywną globalizacją - mówi Interii Kołodko.

- Nie ma świecie żadnego problemu, który mogliby samodzielnie rozwiązać Chińczycy, ale równocześnie rozwiązanie żadnego globalnego problemu bez Chińczyków już nie jest możliwe. Dlatego Chin nie tyle należy się bać, ile należy z nimi współpracować - dodaje Kołodko.

Jacek Ramotowski

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2018

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »