Ekspert: Projekt ustawy budżetowej to zagranie przedwyborcze

Zdaniem Ignacego Morawskiego, zatwierdzony wstępnie projekt ustawy budżetowej z blisko 55 mld zł deficytu to zagranie przedwyborcze. Według eksperta, przy obecnej dobrej koniunkturze nie ma powodów do powiększania dziury budżetowej, a powinno się szukać oszczędności.

Na początku września rząd przyjął wstępny projekt ustawy budżetowej na przyszły rok, w którym deficyt ma wynieść około 54,620 mld zł. Według Ministerstwa Finansów dochody wyniosą 296,879 mld, a wydatki 351,499 mld zł. Natomiast w 2015 roku deficyt budżetowy jest założony na około 46 mld zł.

- Jest to typowy budżet przedwyborczy. Z ekonomicznego punktu widzenia nie ma uzasadnienia dla podnoszenia deficytu budżetowego w okresie dobrej koniunktury. Mamy całkiem solidny wzrost gospodarczy, rzędu 3,5 proc., stopa bezrobocia spada w tempie niemal 2 punktów procentowych rocznie, rośnie zatrudnienie i wynagrodzenia - wymienia w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Inwestor Ignacy Morawski, główny ekonomista BIZ Banku. - Co istotne, zwiększają się inwestycje i rośnie konsumpcja. Sektor prywatny jest gotowy, by wydawać pieniądze. Obserwujemy też popyt ze strony sektora prywatnego - dodaje.

Reklama

Według Morawskiego, przy tak korzystnych danych makroekonomicznych nie ma powodów, by dodatkowo stymulować gospodarkę większymi wydatkami publicznymi.

Jak poinformował na początku września minister finansów Mateusz Szczurek, wzrost PKB w przyszłym roku będzie oscylował wokół 3,8 proc. Średnioroczna inflacja w 2016 roku będzie wokół 1,7 proc., a wynagrodzenia w gospodarce narodowej wzrosną o 3,6 proc. Ministerstwo Finansów zapowiedziało także wzrost zatrudnienia o 0,8 proc. oraz wzrost spożycia prywatnego na poziomie 5,5 proc.

Obecny projekt budżetu zakłada m.in. kontynuację dofinansowania restrukturyzacji sektora górnictwa węgla kamiennego w postaci ponad 900 mln zł, 2 mld zł przeznaczone na zwiększenie wynagrodzeń dla pracowników sektora budżetowego czy 1,4 mld zł na jednorazowe zasiłki dla najbiedniejszych rencistów i emerytów.

- Wydaje mi się, że ten wzrost deficytu planowany na przyszły rok można uzasadnić tylko wyborami. Jednocześnie rząd zrezygnował z planu ograniczania deficytu finansów publicznych - twierdzi ekonomista. - Ten deficyt finansów publicznych w przyszłym roku miał spaść do lekko powyżej 2 proc. PKB z około 2,7 proc. w tym roku - dodaje.

Przy obecnych założeniach oscylować będzie natomiast będzie nieco poniżej 3 proc. PKB.

- Jest to manewr wyborczy. Rząd nie chce pokazywać ludziom jakichś oszczędności - przekonuje Ignacy Morawski. - Prawdopodobnie, gdyby krajem rządził racjonalny ekonomista, mogłoby to wyglądać inaczej, ale żyjemy w systemie demokratycznym, który ma pewne koszty - dodaje.

Ekonomista uspokaja, że zmiana strategii rządu nie będzie oznaczać żadnej katastrofy gospodarczej i twierdzi, że nie odbije się to na przykład na gwałtownej reakcji inwestorów.

- Ważne, żeby to był epizod, żeby w kolejnych latach ten deficyt był trzymany w ryzach i nawet obniżany, a nie żeby znów stosować politykę podnoszenia deficytu, nawet w okresie dobrej koniunktury - przypomina Morawski.

Źródło informacji

Newseria Inwestor
Dowiedz się więcej na temat: ustawa budżetowa | budżet | makroekonomia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »