Geopolityczne puzzle i gospodarcze szachy

31 marca na Ukrainie odbędzie się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Choć zarejestrowano aż 44 kandydatów, to według sondaży jedynie troje z nich ma realne szanse wejść do drugiej tury: urzędujący prezydent Petro Poroszenko, była premier i założycielka oraz liderka partii Batkiwszczyna (Ojczyzna) Julia Tymoszenko, a także Wołodymyr Zełenski, popularny satyryk i aktor wspierany przez mieszkającego na stałe w Szwajcarii oligarchę Ihora Kołomojskiego, prezesa Kongresu Zjednoczonej Wspólnoty Żydowskiej Ukrainy.

31 marca na Ukrainie odbędzie się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Choć zarejestrowano aż 44 kandydatów, to według sondaży jedynie troje z nich ma realne szanse wejść do drugiej tury: urzędujący prezydent Petro Poroszenko, była premier i założycielka oraz liderka partii Batkiwszczyna (Ojczyzna) Julia Tymoszenko, a także Wołodymyr Zełenski, popularny satyryk i aktor wspierany przez mieszkającego na stałe w Szwajcarii oligarchę Ihora Kołomojskiego, prezesa Kongresu Zjednoczonej Wspólnoty Żydowskiej Ukrainy.

Brytyjski "The Independent" bezlitośnie określił tę sytuację w artykule zatytułowanym "From tragedy to farse: Ukraine heads to the polls" ("Od tragedii do farsy: Ukraina idzie na wybory"), konkludując, że nadchodzące wybory mogą przynieść zupełnie niewyobrażalny gdzie indziej wynik, bo przecież trudno poważnie brać pod uwagę, by np. w Polsce prezydentem miał zostać Janusz Rewiński...

"Boh trojcu lubit"...

Według niektórych komentatorów intryga pisana na Kremlu przez Władimira Putina obsadza w roli przegranego w tych wyborach Petra Poroszenkę, który objął swój urząd po tragicznych wydarzeniach na kijowskim Majdanie i ucieczce swojego poprzednika Wiktora Janukowycza do Rosji. I rzeczywiście, z całej tej trójki kandydatów najbardziej kłuje Moskwę w oczy urzędujący prezydent, mimo że oligarcha Poroszenko wciąż posiada fabryki słodyczy swojej firmy Roszen zlokalizowane w... Rosji. Ukraina Poroszenki przeciwstawiła się bowiem agresji militarnej Rosji, wzmocniła armię i sektor obronny, wyprowadziła gospodarkę z głębokiej recesji, stabilizując ją przy wzroście PKB na poziomie 3,5 proc. przez ostatnie dwa lata, pobudziła inwestycje zagraniczne, dążąc do integracji z Zachodem, a ostatnio doprowadziła nawet do uniezależnienia lokalnej Cerkwi od zwierzchnictwa patriarchatu moskiewskiego.

Reklama

Julia Tymoszenko niesie w swym bagażu politycznym kontrowersyjne dla wielu działania i decyzje. Po pierwsze, jako premier rządu doprowadziła przed laty do podpisania z Rosją niekorzystnej dla Ukrainy, a wciąż obowiązującej, umowy na dostawy gazu naturalnego. Po drugie, podczas wspólnej konferencji prasowej w Moskwie z przywódcą Rosji nie stanęła w obronie ówczesnego prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki zaatakowanego w sposób niezwykle obraźliwy przez Władimira Putina. Ówczesny premier, a obecny prezydent, określił Juszczenkę słowem "wor", co po rosyjsku znaczy "złodziej". Wielu ukraińskich komentatorów uważa, że tak czyniąc, Tymoszenko postawiła własny interes polityczny ponad interes oraz powagę własnego kraju. To fakt, który trudno nawet po latach pominąć milczeniem.

Wołodymyr Zełenski, popularny aktor i satyryk, nie mówi rzeczy kontrowersyjnych, piętnuje korupcję i kusi świeżością w porównaniu ze starymi wyjadaczami sceny politycznej. Ma jednak zasadniczą wadę - jego związki z rywalizującym z Poroszenką oligarchą Ihorem Kołomojskim mogą oznaczać, że w razie zwycięstwa doprowadzi do zamiany jednego układu oligarchicznego na drugi układ oligarchiczny. Kraj i jego regiony mogłyby w takim scenariuszu stać się ponownie żetonami w rozgrywce o wpływy i władzę grup powiązanych z lokalnymi baronami, a zatem i ten scenariusz należy określić jako młyn na wodę Rosji. Taka sytuacja mogłaby skutkować słabą, bezwolną, skonfliktowaną i skorumpowaną Ukrainą, siłą rzeczy podporządkowaną woli "pana na Kremlu". Dlatego USA i UE wolą wspierać prezydenta Petra Poroszenkę mimo wielu zastrzeżeń dotyczących korupcji w kraju i zbyt wolno postępujących reform w gospodarce, wymiarze sprawiedliwości i samorządach.

Polski punkt widzenia

Niestety na relacjach Polski z Ukrainą ciążą zmory przeszłości. Kwestia ekshumacji ofiar, ale też brak potępienia zbrodni wołyńskiej przez stronę ukraińską kładą się cieniem także na rozmowach o zacieśnieniu współpracy gospodarczej. Do tego należy dodać incydenty dość niefortunnych, jeśli nie skandalicznych, wypowiedzi niektórych polityków w 2014 r.

Ukraińcy nie zapomnieli wizyty ministra spraw zagranicznych rządu PO-PSL Radosława Sikorskiego w ostatnich dniach Majdanu. Na spotkaniu z liderami ówczesnej opozycji wypowiedział słynne słowa: "Albo poprzecie porozumienie [z prezydentem Janukowyczem i de facto Rosją - przyp. aut.], albo będziecie mieli stan wojenny, armię. I wszyscy będziecie martwi". Po?kilkudziesięciu godzinach owi politycy - kandydaci na martwych - objeli w Kijowie władzę. Prezydent Bronisław Komorowski z kolei miał szczególnie bliskie relacje z prorosyjskim prezydentem Wiktorem Janukowyczem (obecnie w Rosji). W ciągu czterech lat prezydentury Janukowycza panowie spotkali się prawie 30?razy, co pomijając przerwy wakacyjne, daje średnią niemal raz w miesiącu! Jakie snuli plany dla Polski i Ukrainy, nie wiemy, choć z pewnością szybszej integracji Ukrainy z Zachodem to nie pomogło.

Polska, zgodnie z przestrogą śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego z pamiętnego wiecu w Tbilisi: "Dziś Gruzja, jutro Ukraina, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!", jest i będzie zainteresowana realnie niepodległą Ukrainą niezależną od wpływów Rosji. Polska wspiera dążenia Ukrainy i robi wiele, by transformacja tego kraju zakończyła się sukcesem. Przede wszystkim otworzyliśmy szeroko granice na przybyszów z Ukrainy, dając im schronienie, stabilizację i godną pracę. Według szacunków transfery finansowe z Polski na Ukrainę przekraczają obecnie 3 mld euro w skali roku! Z drugiej strony pracownicy zza naszej wschodniej granicy wspierają swym wysiłkiem również polski system ubezpieczeń społecznych, przyczyniając się w jakiejś mierze do dynamicznego i rekordowego wzrostu PKB na poziomie ponad 5 proc. w skali roku przy zmniejszającym się zadłużeniu publicznym. Ukraina liczy na finansowanie z Polski wspólnych projektów infrastrukturalnych, takich jak gazociągi i ropociągi, korytarze transportowe, połączenia kolejowe, czyli przedsięwzięcia, które zwiększają możliwości wzajemnej wymiany handlowej i napędzą wzrost gospodarczy w obu krajach. Do kluczowych należy choćby korytarz transportowy (droga, kolej, telekomunikacja, nośniki energii) Gdańsk-Lwów-Odessa, który w swych planach już teraz uwzględniają rządy w Kijowie i Warszawie. Jak wynika z ogłoszonych przez stronę ukraińską planów, droga szybkiego ruchu ze Lwowa do Odessy ma być gotowa do 2024/2025 r. Jednocześnie Ukraina wyraża swe zainteresowanie i chęć udziału w projekcie Trójmorza jako kraj współpracujący, co może stanowić właściwy krok w kierunku przyszłej przynależności do UE. Każdy kolejny rok Ukrainy zwróconej na Zachód, a nie na Wschód zwiększa możliwości naszej współpracy i polskiej pomocy politycznej dla Kijowa. Ukraina, otwierając się na wpływy i inwestycje zarówno z Polski, innych krajów Unii Europejskiej, jak i USA, dokonuje swoistej westernizacji państwa. To, czy będzie ona kontynuowana, zależy także od wyników wyborów, które odbędą się 31 marca.

Kijów piłką w grze mocarstw?

Ukraina po 2014 r. gra dość konsekwentnie na USA, jednocześnie starając się pozyskiwać wsparcie UE i jej głównych rozgrywających: Niemiec i Francji. Nieprzypadkowo oba te państwa współtworzą tzw. format normandzki, a więc wspólnie z... Rosją współdecydują o losach Kijowa. Pytanie: na ile dla tradycyjnie otwartych na rosyjskie argumenty i wpływy dwóch największych państw Unii nowa Ukraina jest samodzielnym punktem odniesienia, a na ile pochodną ich relacji z Moskwą i jednocześnie zakładnikiem tychże stosunków?

Pytania można mnożyć. Czy kształt unijnej dyrektywy gazowej, forsowanej przez Komisję Europejską pod dyktando Niemiec przy wsparciu Francji, niekorzystny dla Polski i krajów bałtyckich (w jakiejś mierze także skandynawskich) nie szkodzi przede wszystkim Ukrainie? Berlin krytykujący Waszyngton za negocjacje z Polską w sprawie stałych baz wojskowych pokazuje przecież, że choć jest historycznie adresatem ukraińskich ambicji suwerennościowych, to jednocześnie przywiązuje szczególną wagę do "status quo" w relacjach z Moskwą. To zła wiadomość dla Kijowa. Czy wynik wyborów prezydenckich zmieni kierunek, w jakim podąża od kilku lat Ukraina? Niekoniecznie.

Jednocześnie na podstawie deklaracji polskich polityków i prowadzonej przez rząd rozsądnej polityki wobec naszego wschodniego sąsiada trzeba powiedzieć, że Rzeczpospolita będzie współpracować z każdym prezydentem Ukrainy i każdym rządem w Kijowie wybranym w demokratycznych wyborach.

W 2019 r. na Ukrainie odbędą się nie tylko wybory prezydenckie. Jesienią Ukraińcy będą wybierali nowy skład Rady Najwyższej, czyli jednoizbowego parlamentu liczącego 450 deputowanych. Trzeba mieć świadomość, że geopolityczne położenie Ukrainy to układanie skomplikowanego wzoru z pomieszanych puzzli, a gospodarcza współpraca tego kraju ze światem przypomina raczej szachowy mecz, w którym partnerzy przesiadają się to na jedną, to na drugą stronę.

Ryszard Czarnecki, Jerzy Bielewicz

Gazeta Bankowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »