Motoryzacja: Volkswagen powinien zrekompensować szkody

KE uważa, że Volkswagen powinien zrekompensować konsumentom straty poniesione w wyniku skandalu z fałszowaniem pomiarów toksyczności spalin. KE nie odniosła się jednak do tego, czy Volkswagen powinien zostać wpisany na unijną "czarną listę" firm.

Przemysł motoryzacyjny jest pod presją po skandalu, jaki wybuchł, gdy we wrześniu 2015 roku amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) ujawniła, że w samochodach Volkswagena montowano urządzenia fałszujące wyniki pomiarów zawartości tlenków azotu w spalinach z silników Diesla. Volkswagen przyznał się do zainstalowania tych urządzeń w około jedenastu milionach samochodów. Oprogramowanie, znane pod angielską nazwą "defeat device" (urządzenie zakłócające), wyłączało system neutralizowania tlenków azotu podczas normalnej eksploatacji samochodu i włączało go po rozpoznaniu, że silnik poddawany jest testom.

Reklama

Volkswagen znalazł się w ten sposób w centrum największego skandalu, jaki dotknął w ostatnich latach globalną branżę motoryzacyjną. Skutkiem jest też największy kryzys w 80-letniej historii firmy, który kosztował ją dotąd - jak podaje Reuters - 25 mld dolarów. Firma musi się obecnie liczyć z wieloletnimi procesami sądowymi oraz miliardowymi karami za łamanie przepisów o normach technicznych i ochronie środowiska.

We wtorek szef Europejskiego Banku Inwestycyjnego Werner Hoyer przyznał, że w 2009 roku 400 mln euro kredytu udzielonego Volkswagenowi przez EBI mogło zostać wykorzystane do zaprojektowania urządzenia manipulującego pomiarem toksyczności spalin. Dodał, że VW wprowadził też bank w błąd ws. urządzenia.

W środę do tej kwestii odniosła się Transparency International EU. Według organizacji, po ujawnieniu informacji o kredycie EBI Komisja Europejska powinna zdecydować o wpisaniu Volkswagena na czarną listę firm, które mają zablokowany dostęp do unijnych funduszy.

"Wydaje się, że Volkswagen wykorzystywał publiczne pieniądze pod fałszywymi pretekstami. Jeśli te doniesienia są prawdziwe, to zakaz uzyskania finansowania z funduszy UE stanowiłby silny sygnał, że ten rodzaj obłudy nie będzie tolerowany i będzie to najlepszy środek odstraszający dla innych firm" - powiedział Carl Dolan, dyrektor Transparency International EU.

O to, czy KE zamierza wpisać VW na taką listę, była pytana w środę na konferencji rzeczniczka Komisji Mina Andreewa. Nie odpowiedziała jednak na to pytanie.

Odwołała się do wywiadu, jakiego udzielił szef KE Jean-Claude Juncker we wtorek; wezwał w nim Niemcy i przemysł motoryzacyjny, by działały szybko i zdecydowanie w celu odbudowy zaufania. Juncker ostrzegł w wywiadzie dla telewizji ARD przed negatywnymi skutkami skandalu z manipulowaniem pomiarami emisji spalin dla międzynarodowego wizerunku Niemiec.

"Będziemy śledzić rozwój sytuacji bardzo dokładnie" - powiedziała w środę Andreewa. Zapewniła, że Komisja Europejska, w ramach swoich kompetencji, będzie się zajmować sprawą skandalu.

Dodała, że w KE powstał specjalny zespół zajmujący się tą sprawą, którego prace koordynuje wiceszef KE Jyrki Katainen. Zaznaczyła, że KE sprawdza m.in., jak poszczególne kraje egzekwują regulacje dotyczące przemysłu motoryzacyjnego, w tym dotyczące zakazu stosowania urządzeń, które manipulują odczytami toksyczności spalin. Dodała, że w tym kontekście uruchomiono pięć procedur o naruszenie unijnego prawa, także wobec Niemiec, o to, że nie nałożono kar w tej sprawie.

"Mamy też przepisy środowiskowe, które regulują, ile zanieczyszczeń mogą emitować samochody. Wyznaczają one ścisłe standardy jakości powietrza, które muszą spełniać wszystkie miasta. Mamy w tym przypadku te 12 procedur o naruszenie prawa, w tym wobec Niemiec. Pracujemy też na froncie konsumenckim - komisarz ds. sprawiedliwości Viera Jourova jest w kontakcie z Volkswagenem, aby opracować plan działań skierowany do konsumentów. W tym wypadku przypominamy, że (straty) powinny być zrekompensowane przez firmę dobrowolnie, bo uważamy, że to pomoże firmie odzyskać zaufanie, które utraciła" - zaznaczyła.

"Szef KE Jean-Claude Juncker powiedział wczoraj, że jesteśmy gotowi podjąć niezbędne kroki, by zapewnić, że unijne regulacje dotyczące konkurencji są w pełni respektowane" - podkreśliła.

PAP

................

W Niemczech osiągnięto porozumienie w sprawie dostosowania samochodów z silnikiem diesla do wymogów ekologicznych. Poinformowali o tym minister ochrony środowiska Barbara Hendricks i szef resortu komunikacji Alexander Dobrindt. Ekolodzy i organizacje ochrony konsumentów krytykują jednak ten kompromis.

Producenci zobowiązali się do poprawienia oprogramowania w ponad 5 milionach samochodów. Głównym celem jest ograniczenie ogółem o 30 procent emisji tlenków azotu. Koncerny zobowiązały się także do przedstawienia konkretnych planów skutecznych metod badania emisji spalin. Jeżeli jednak ktoś już w najbliższym czasie zdecyduje się na oddanie starego auta, może liczyć na zniżkę przy zakupie nowego. Jednak jej wysokość nie została jeszcze ustalona.

Juergen Resch z niemieckiej organizacji ekologicznej "Deutsche Umwelthilfe" nazwał porozumienie "gigantyczną porażką". Klaus Mueller - szef Niemieckiego Stowarzyszenia Urzędów Ochrony Konsumentów stwierdził, że jest rozczarowany. "To jest zgniły kompromis" - powiedział Mueller, który najbardziej krytykuje odmowę wypłacania jakichkolwiek odszkodowań.

Zarząd koncernu VW odrzuca bowiem możliwość wypłat odszkodowań dla niemieckich kierowców za straty poniesione w związku z nielegalnymi manipulacjami w oprogramowaniu aut z silnikami wysokoprężnymi. Poszkodowani mogą do końca tego roku składać prywatne pozwy.

Polscy klienci Volkswagena czekają na pierwszą sądową rozprawę w sprawie tak zwanej afery spalinowej. Ta ma odbyć się 17 listopada w Warszawie. W Berlinie przedstawiciele niemieckich władz i branży samochodowej dyskutują o przyszłości silników Diesla.

Prezes stowarzyszenia Stop VW Jędrzej Chmielewski powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że członkowie stowarzyszenia przygotowują się do pozwu zbiorowego przeciwko producentowi samochodów. Wartość roszczeń wobec koncernu, według rozmówcy IAR przekroczyła 110 milionów złotych. Dokumentacja procesowa dotyczy około 3 tysięcy osób. Sąd, jak poinformował Jędrzej Chmielewski, wyznaczył termin pierwszej rozprawy na 13 listopada.

Pozew w tej sprawie trafił do sądu pod koniec września ubiegłego roku. Poszkodowani chcą po 30 tysięcy złotych. Tyle kosztowałoby dostosowanie samochodu tak, żeby spełniał normy emisji spalin.

Producenci samochodów zaproponowali, że do 2018 roku ulepszą oprogramowanie około dwóch milionów pojazdów z silnikami wysokoprężnymi, co ma pomóc w zmniejszeniu emisji tlenków azotu. Rząd nie chce zmuszać niemieckich producentów do drogich przeróbek silników, mogłoby to bowiem negatywnie wpłynąć na ich stan techniczny. Koszt poprawy oprogramowania wyniesie około 300 milionów euro. Ponadto koncerny mają do października przedstawić plany skutecznych metod badania emisji spalin.

Postępowanie dotyczące polskich konsumentów prowadzi Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Prezes tej instytucji Marek Niechciał powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że urząd bada czy produkt oferowany przez producenta zgadzał się z tym, który był reklamowany.

Szef UOKiK-u spodziewa się wyników dopiero za kilka miesięcy. W rozmowie z IAR twierdzi, że instytucja uzależniona jest od wyników badań zewnętrznych laboratoriów. Volkswagen przyznał się do manipulowania danymi na temat emisji zanieczyszczeń, jednak według prezesa urzędu badania są potrzebne na wypadek, gdyby koncern zechciał wycofać się ze swoich deklaracji.

Pozew w tej sprawie trafił do sądu pod koniec września ubiegłego roku. Poszkodowani chcą po 30 tysięcy złotych. Tyle kosztowałoby dostosowanie samochodu tak, żeby spełniał normy emisji spalin.

Były pracownik oddziału Volkswagena w Detroit Oliver Schmidt przyznał się do winy w skandalu związanym z emisją spalin w samochodach tego koncernu z silnikami diesla. Ogłoszenie kary zaplanowano na grudzień. Schmidtowi grozi do 7 lat więzienia.

Volkswagen został przyłapany na instalowaniu w autach z silnikami diesla oprogramowania fałszującego wyniki pomiarów zanieczyszczeń. W rzeczywistości ilość spalin emitowanych przez te auta nawet 40-krotnie przekraczała dopuszczalne normy. Gdy amerykańskie władze przyłapały niemiecki koncern na oszustwie, pełniący funkcje głównego inżyniera w fabryce w Detroit Oliver Schmidt twierdził, że powodem rozbieżności w pomiarach są problemy techniczne. Za ukrycie prawdy postawiono mu zarzuty kryminalne. Schmidt zawarł porozumienie z prokuraturą. W zamian za łagodniejszy wyrok przyznał się do dwóch zarzutów - oszustwa i udziału w zmowie. Pozostali szefowie Volkswagena oskarżeni w skandalu przebywają w Niemczech i są poza zasięgiem amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości.

Skandal z emisją spalin w Volkswagenach dotyczy prawie 600 tysięcy aut tego koncernu. Ich właściciele otrzymają odszkodowania w wysokości od 5100 do 10 000 dolarów, w zależności od modelu i rocznika. Na podstawie ugody z rządem Stanów Zjednoczonych Volkswagen przeznaczy na nie ponad 10 miliardów dolarów. Dodatkowo Niemcy zapłacą karę w wysokości 5 miliardów dolarów na ochronę środowiska.

Na całym świecie Volkswagen sprzedał 11 milionów samochodów z oprogramowaniem fałszującym wyniki pomiarów zanieczyszczeń.

IAR

PAP/IAR
Dowiedz się więcej na temat: UOKiK | spaliny | Volkswagen | afera spalinowa | motoryzacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »