Polska gospodarka znalazła się w prawdziwej pułapce?

Zdaniem ekonomistów 2017 r. nie będzie łatwy dla naszej gospodarki. Wzrost roli konsumpcji w tworzeniu PKB będzie prowadził do dalszego spadku inwestycji krajowych - ostrzega w rozmowie z PAP prof. Stanisław Gomułka. Do spadku inwestycji doprowadza raczej substytucja droższych pracowników krajowych przez tańszych imigrantów - twierdzi dr Cezary Mech.

Główny ekonomista Business Centre Club prof. Stanisław Gomułka spodziewa się, że w 2017 r. działania zmierzające do wzrostu roli konsumpcji w tworzeniu PKB będą nadal gospodarczym priorytetem rządu Beaty Szydło.

"Wyczerpując krajowe oszczędności, takie działania jak zmiana wieku emerytalnego i wprowadzenie programu 500+ prowadzą automatycznie do spadku inwestycji krajowych. Jeżeli na to nałoży się związany z obniżeniem wieku emerytalnego spadek zatrudnienia i dający się zaobserwować od około trzech lat mniejszy dopływ inwestycji zagranicznych, mamy receptę na spowolnienie wzrostu gospodarczego."

Reklama

- Trzeba się też liczyć z możliwością ograniczenia dopływu środków unijnych przez KE z powodu sporów natury prawnej z Brukselą - dodaje ekonomista. Szacuje, że w najbliższych latach wzrost gospodarczy PKB zamiast prognozowanych przez rząd 3-4 proc., może co roku w latach 2016-19 wynosić jedynie 1,5-3 proc. Jego zdaniem, zahamuje to nadrabianie luki między dochodami mieszkańców Polski i Europy Zachodniej.

Gomułka ocenia, że dające się zauważyć w 2016 roku w Polsce spowolnienie inwestycyjne prawdopodobnie będzie trwało w pierwszej połowie 2017 r. ze względu na wyjątkowo niski poziom absorcji środków unijnych. Jego rezultatem jest 40-procentowy spadek inwestycji przedsiębiorstw Skarbu Państwa w III kwartale br. w relacji rok do roku. Ekonomista spodziewa się poprawy pod tym względem w drugiej połowie 2017 r.

Gomułka zwraca uwagę na spadek udziału bezpośrednich inwestycji zagranicznych w polskim PKB w ostatnich latach. W latach 1995-2011 wynosił on co roku od 2 do 5 proc. PKB, w latach 2012-16 - od 0 do 2 proc.

Jego zdaniem, ten trend utrzyma się, a nawet będzie się nasilał w związku z ogólnym pogorszeniem się klimatu inwestycyjnego w Polsce, ale poziom inwestycji zagranicznych jest już na tyle niski, że jego dalszy spadek nie będzie miał znaczącego wpływu na PKB. - Niska dynamika inwestycji zagranicznych oznacza mniejszy dopływ nowych produktów i technologii na polski rynek, przekłada się więc na niższy poziom innowacyjności polskiej gospodarki i mniejszą dynamikę wzrostu wydajności pracy w Polsce. Na razie nie jest to zbyt widoczne dzięki kapitałowi nagromadzonemu w Polsce w ciągu ostatnich prawie dwudziestu lat, ale jeżeli dopływ nowych technologii będzie stale się zmniejszał, tempo rozwoju gospodarczego znacząco spadnie - zapowiedział PAP.

Profesor KUL Tomasz Gruszecki uważa dostrzeganą przez niego w "planie Morawieckiego" sprzeczność między deklaracjami wzrostu udziału inwestycji w PKB do 25 proc., a działaniami na rzecz zwiększenia konsumpcji, za największe wyzwanie strukturalne dla polskich finansów. - Jeżeli rząd stawia sobie za cel wyprowadzić Polskę z "pułapki średniego rozwoju", w której niewątpliwie się znajdujemy, musi powiedzieć społeczeństwu, że czeka je 3-4 lata wyrzeczeń, po których dojdzie do wzrostu konsumpcji wraz ze zwiększeniem się PKB.

Niektóre państwa, jak Chiny i Korea Południowa, odważyły się na taki skok inwestycyjny, ale nie obiecywały obywatelom np. znacznego wzrostu płacy minimalnej" - powiedział PAP.

- Już w 2017 roku będziemy blisko dopuszczanego przez UE poziomu 3 proc. deficytu budżetowego. Nie mamy tak mocnej pozycji w Unii, jak np. Francja, nie możemy więc liczyć na ulgowe traktowanie przez Brukselę - twierdzi ekonomista.

Według byłego wiceministra finansów dra Cezarego Mecha największym wyzwaniem dla Polski w 2017 r. jest właściwe ukierunkowanie wysiłku gospodarczego społeczeństwa. Jako najważniejsze zagrożenia dla polskiej gospodarki ekonomista wymienia spadek tempa wzrostu PKB do 2,5 proc., z powodu masowego hamowania wynagrodzeń przez zatrudnianie w polskich firmach pracowników z Europy Wschodniej, przejęcie kolejnych aktywów OFE oraz niestabilność światowego rynku kapitałowego.

Zdaniem Mecha, polityka dochodowa była największym sukcesem rządu w postaci wprowadzenia polityki 500+, jak i jego największym błędem było hamowanie wynagrodzeń, czemu winna była "ukrainizacja" rynku pracy.

Konsekwencją tego błędu była zapaść inwestycji przedsiębiorstw i unijnych. "500+ nie należy traktować jako preferencji na rzecz konsumpcji, lecz jako likwidację szkodliwych podatków obciążających inwestycję rodzin w przyszłych podatników" - uważa ekonomista.

- Niestety, rok 2016 ukazał ryzyka dla planu Morawieckiego, przejawiające się w spadku inwestycji" - powiedział PAP Mech. Przypomniał o załamaniu programu konwergencji dochodowej między Polską i Niemcami, czego skutkiem był spadek przewidywanego wzrostu PKB i inwestycji opartych o przyszłe zyski. "Mediana wynagrodzeń jest czterokrotnie wyższa u naszych zachodnich sąsiadów - przypomniał.

Według Mecha, dysproporcje między wynagrodzeniami Polaków i Niemców są związane z faktem, że "polityka zatrudnienia polegająca na wzroście wynagrodzeń wymuszających inwestycje pracodawców została zastąpiona w Polsce bezinwestycyjną substytucją droższych pracowników krajowych przez tańszych imigrantów.

- Na to nałożył się spadek inwestycji unijnych z powodu braku presji politycznej na wykorzystanie środków, co przełoży się na opóźnienia w ich wykorzystaniu do połowy przyszłego roku - dodał.

Jego zdaniem, należy się obawiać długoterminowego spadku wzrostu gospodarczego, gdy zmniejszenie się mas młodych pracowników nie będzie kompensowało skokowym wzrostem wydajności pracy przechodzenia na emeryturę roczników wyżowych.

A to mogło by mieć miejsce jedynie przy wzroście nakładów inwestycyjnych w sferach gospodarki o wyższej wartości dodanej i wyższych płacach. Ekonomista przypomniał, że takie zjawisko wystąpiło w Irlandii w XIX w. i w Chinach, gdzie w ciągu ostatnich ośmiu lat nastąpił dwuipółkrotny wzrost wynagrodzeń.

Mech uważa, że na zagrożenia finansowe w części emerytalno-zdrowotnej nałoży się również brak odporności na zawirowania walutowe. - W ciągu roku frank szwajcarski zdrożał o 20 gr. W 2016 r. niestety nie doszło do przewalutowania zobowiązań polskich kredytobiorców na złotówki. Niesie to za sobą olbrzymie koszty społeczne, które mogą wzrosnąć w przypadku kolejnych turbulencji na rynku walutowym.- powiedział PAP.

W rozmowie z MarketNews24 dr Andrzej S.Bratkowski, były wiceprezes NBP i były członek Rady Polityki Pieniężnej, wyjaśnia, dlaczego w jego ocenie w 2017 r. nie będzie ożywienia w gospodarce.

Dobry odczyt PMI w grudniu zapowiada poprawę koniunktury

Dobre odczyty PMI za grudzień dowodzą lepszej koniunktury w przemyśle i wskazują na większą wiarę polskich przedsiębiorców w inwestycyjne odbicie - komentują ekonomiści, pytani przez PAP o ogłoszony w poniedziałek wskaźnik PMI za grudzień.

Wskaźnik PMI dla Polski w grudniu wzrósł do 54,3 pkt z 51,9 pkt w listopadzie i wobec prognozy 51,9 pkt - poinformowała w poniedziałek opracowująca wskaźnik firma Markit. "Według najnowszych badań PMI przeprowadzonych przez Markit w ostatnim miesiącu 2016 warunki gospodarcze w polskim sektorze przemysłowym wciąż się poprawiały. Poprawę odzwierciedlał szybszy wzrost wielkości produkcji, liczby nowych zamówień i poziomu zatrudnienia, oraz ponowna ekspansja eksportu. Tymczasem grudniowe osłabienie złotego oraz podwyżki cen metali i ropy pociągnęły za sobą gwałtowny wzrost presji inflacyjnej" - napisano w komentarzu.

W opinii Rafała Sadocha z DM mBanku grudniowy odczyt PMI można uznać za "duże zaskoczenie". "Wskaźnik nieoczekiwanie wzrósł do 54,3 pkt. z 51,9 pkt. w listopadzie i mediany prognoz na poziomie 52,2 pkt. Najwyższy od 17 miesięcy odczyt związany był z szybszym wzrostem produkcji, nowych zamówień oraz zatrudnienia. Z kolei słabość złotego oraz wzrost cen surowców przełożył się w grudniu na silny wzrost inflacji, na co wskazywały już opublikowane w piątek wstępne dane dotyczące zmian cen. Dane PMI są spójne z lepszymi od prognoz listopadowymi wskaźnikami produkcji przemysłowej oraz sprzedaży i wskazują za stopniową poprawę koniunktury gospodarczej w końcówce 2016 roku, co jest lekko pozytywne dla złotego. Największym jednak czynnikiem niepewności oraz jednocześnie zagrożeniem dla polskiej waluty pozostają dwie rewizje ratingu Polski już za niecałe dwa tygodnie, bowiem od nich zależy to, co się stanie ze złotym na początku roku" - komentuje Sadoch.

Także Adam Antoniak z Pekao SA wskazuje na zaskakująco silną poprawę PMI w grudniu. "Grudniowy raport PMI wskazuje na szybkie narastanie presji inflacyjnej w sektorze przedsiębiorstw przemysłowych, co w najbliższych miesiącach znajdzie odzwierciedlenie w wyraźnym przyspieszeniu wzrostów indeksu PPI. Koszty produkcji rosły w najszybszym tempie od stycznia 2012, a skala przyspieszenia w ostatnich dwóch miesiącach była bezprecedensowa. Wprawdzie skala wzrostów cen jest obecnie niewielka, jednak już początek 2017 r. może przynieść wzrost inflacji do przedziału akceptowanych odchyleń od celu NBP.

Oczekujemy, że niskie tempo wzrostu gospodarczego będzie powstrzymywało RPP przed podwyżkami stóp procentowych w najbliższych kwartałach, jednak wzrost inflacji przełoży się na zaostrzenie retoryki Rady" - ocenia.

Ignacy Morawski, ekonomista serwisu StopData podkreśla, że grudniowe wyniki PMI to kolejny sygnał o ożywieniu w przemyśle. "Na świecie PMI też rośnie, więc można powiedzieć, że przychodzi do nas ożywienie, które od lata jest widziane na świecie" - mówi.

Zdaniem głównego ekonomisty X-Trade Brokers Przemysława Kwietnia "najnowsze wyniki wskaźnika PMI dla Polski nie zaskakują, ponieważ od kilku miesięcy mamy do czynienia z poprawą koniunktury gospodarczej w Europie Zachodniej, od której w dużej mierze uzależniona jest kondycja polskiej gospodarki". "Można powiedzieć, że bardziej zaskakujący był niski poziom tego wskaźnika jesienią. Obecne odrabianie strat wiąże się także z większą wiarą polskich przedsiębiorców w inwestycyjne odbicie" - mówi PAP.

Według ekonomisty w następnych miesiącach "prawdopodobnie nie będziemy mieli do czynienia z kolejnymi dużymi skokami wskaźnika". "Bardziej realne jest utrzymywanie się go na poziomie kilku punktów powyżej 50 pkt., co sygnalizuje umiarkowany wzrost gospodarczy" - dodaje.

Także Kamil Stolarski, analityk z Haitong Banku uważa, że korzystny odczyt PMI pokazuje, że kondycja przedsiębiorstw się poprawia. "Po słabych danych makro z końca 2016 roku pierwsza informacja z 2017 roku jest pozytywna" - zaznacza. W opinii Stolarskiego za wcześnie jednak, by na podstawie pozytywnego PMI mogły zmienić się generalne oczekiwania ekonomistów co do rozpoczynającego się roku, bo tu kluczowe są dane makro, a te są słabe.

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: plan Morawieckiego | gospodarka w Polsce | makroekonomia | Polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »