Szczurek: Pomysłów na wydawanie pieniędzy było więcej

Minister finansów Mateusz Szczurek zdradza w Kontrwywiadzie RMF FM, że Ewa Kopacz chciała umieścić w expose zapowiedzi kolejnych reform. On jednak się temu sprzeciwił, gdyż pomysły premier za bardzo obciążyłyby finanse państwa.

Pytany z kolei o to, dlaczego w zapowiedziach Ewy Kopacz nie było nic na temat "zaciskania pasa" odpowiedział, że "limit przewidzianych wydatków uwzględnia stan gospodarki".

Konrad Piasecki: Bezsenności się pan panie ministrze nabawi od tych pomysłów Ewy Kopacz.

Mateusz Szczurek: Nie, bez przesady.

Pan naprawdę uważa, że nas na to wszystko stać?

Debata w Sejmie była dosyć długa, głosowanie późne, ale nie aż tak późne.

Ja raczej myślę o tym liczeniu, w którym Ewa Kopacz pana zareklamowała, że pan minister Szczurek nic innego nie robi, tylko po nocach przelicza budżet, a teraz ten budżet będzie do przeliczania jeszcze bardziej i jeszcze dłużej.

Reklama

Runda przeliczeń w związku z budżetem na 2015 rok ciągnęła się późno w nocy, ale ona się zakończyła i ten budżet jest zamknięty i przyjęty przez rząd.

A te obietnice Ewy Kopacz też są przeliczone, doliczone i zamknięte?

Oczywiście, że tak.

Pan gwarantuje: stać nas na to.

W 2015 roku to już jest w budżecie państwa.

A w 2016, 2017? Bo plany Ewy Kopacz są niczym Teatr Wyspiańskiego - ogromne.

Tak jak zwykle, premier wskazuje priorytety, a inni ministrowie i dysponenci muszą się dostosować ze swoimi wydatkami i tak też konstruujemy budżet, aby było zarówno miejsce dla obietnic i zapowiedzi, które były ogłoszone, oraz dla limitów, których wymaga stabilność finansów publicznych.

Było coś w tych planach Ewy Kopacz nieogłoszone, albo przed ich ogłoszeniem, na co się pan nie zgodził? Powiedział: nie, na to nas nie stać. Ja, Mateusz Szczurek protestuję? No pasaran.

Pyta pan o takie plany, które nie były ogłoszone?

Tak, czy było coś takiego, co Ewa Kopacz chciała ogłosić, a pan powiedział: nie ma mowy.

Tak, takie również były.

I co to było na przykład?

Nie po to nie zostały ogłoszone, żeby je ogłaszać dziś w radiu.

A nie jest tak, że ma pan przykre poczucie, że zadłużamy się, zadłużamy i to wszystko na ołtarzu polityki?

Zadłużamy się najwolniej w Europie, poza Szwecją, i wszystkie te zapowiedzi mieszczą się w ścieżce wydatków, która wskazuje na coraz mniejsze wydatki jako procent PKB. W tym roku one będą najmniejsze w historii, w kolejnym również i to akurat nie jest zagrożone.

Tylko ja, jako człowiek, który myśli może bardziej logicznie niż ekonomicznie, jak słyszę premiera Tuska, który w budżecie, który się musi zapożyczać, znajduje nagłą nadwyżkę, a potem Ewę Kopacz, która w budżecie, który nadal się musi zadłużać, znajduje kolejne sposoby na wydawanie pieniędzy, to myślę sobie - coś jest chyba nie tak.

Nadwyżka była najwyraźniej skrótem myślowym. Mówimy tutaj o różnicy pomiędzy tym, co jest zapisane w budżecie albo co dotychczas zostało zaplanowane, a limitami, na które wskazuje ustawa o finansach publicznych.

Czyli to tak, jakbyśmy - zarabiając 1000 złotych i musząc pożyczać 200 złotych, żeby dotrwać do każdego pierwszego - znaleźli 50 złotych i ogłosili: "Jesteśmy królami wszech świata, możemy wydawać bez opamiętania".

Z królami wszechświata może nie przesadzajmy. Jeżeli ścieżka obniżenia wydatków publicznych wskazuje na to, że mamy w przyszłym roku do wydania tysiąc, no to ten tysiąc możemy zagospodarować tak, jak polityka tego wymaga, jak potrzeby społeczne, ekonomiczne tego wymagają.

Ale my się musimy na ten tysiąc zapożyczyć.

To tempo, ten limit wydatków, ten tysiąc - już uwzględnia nasze zdolności do zapożyczania, nasz stan gospodarki oraz ścieżkę obniżania długu publicznego.

Chciałby pan przejść do historii?

Mój portret jeszcze nie wisi w sali portretowej, ale to niechybnie nastąpi.

Chodzi mi o to, czy chciałby pan być takim ministrem, o którym historia za lat 10, 15, 20 będzie wspominała, a nie będzie pan tylko tą twarzą na ścianie Ministerstwa Finansów.

Przyznam, że moją ambicją jest robienie dobrej roboty raczej niż bycie twarzą gdzie indziej niż w Ministerstwie Finansów.

Nie jest pana ambicją bycie tym ministrem, który powie: "Nie ma więcej zadłużania, nie będziemy się więcej zadłużać. Zaciśnijmy pasa, zróbmy reformy prodochodowe, a nie tylko prowydatkowe"?

Cały sukces polskiej gospodarki ostatnich ośmiu lat polega na tym, że reformy prodochodowe szły ręka w rękę z dostosowaniem budżetu do sytuacji gospodarczej. Jeżeli tylko jedna strona będzie robiona, to wtedy skończy się to trwałą deflacją i stagnacją.

Ale sądząc po rosnącym długu publicznym i corocznym deficycie...

... drugi najniższy rosnący dług publiczny w Unii Europejskiej od 2008 roku.

Inni mają jeszcze gorzej...

... 4,8 punktu procentowego wzrostu...

... ale my jesteśmy krajem na dorobku, nasze dzieci będą musiały to spłacać, zegar Balcerowicza tyka, tyka a nasze dzieci troszczą się o to i są przerażone.

Patrzenie tylko i wyłącznie na licznik tego zegara jest niewłaściwe. Musimy uwzględniać to, co się dzieje z gospodarką. Jeżeli prowadzimy taką politykę, która prowadzi do recesji, stagnacji, to wtedy nawet taki sam dług publiczny może ważyć znacznie więcej.

A dlaczego w expose premier Kopacz nie znalazły się żadne zapowiedzi prodochodowe, żadne zapowiedzi zaciskania pasa. Pana jako ministra finansów to nie niepokoi?

Chyba myli pan zapowiedzi prodochodowe z zapowiedziami zaciskania pasa.

Zapowiedzi zaciskania pasa mogą w konsekwencji przynieść jakieś dochody.

Mówimy o dochodach budżetu państwa?

Mówi np. o takich planach jak reforma emerytów górniczych, PIT dla rolników, reforma KRUS-u - to było jeszcze w expose Donalda Tuska - nagle to się wszystko gdzieś rozpłynęło.

Na wszystko jest czas - to jest pierwsza sprawa. Po drugie, nie dość atrakcyjne w przekazie publicznym są te reformy, które na przykład my wdrażamy, dotyczące łatwości spłacania danin wobec państwa, ścigania przestępców podatkowych, co robimy na bieżąco. To wszystko przecież się dzieje.

A tę ordynację podatkową na kiedy będzie pan miał gotową?

Zgodnie z zapowiedziami założenia za trzy miesiące.

Założenia za trzy miesiące, ja pytam, kiedy będzie gotowa tak, że ja jako podatnik odczuję jej skutki?

To zależy od tego, jak będzie toczyła się publiczna dyskusja nad jej założeniami.

Rozumiem, że tak czy inaczej to melodia przyszłości, za dwa, trzy lata.

Zapewniam zarówno pana, jak i wszystkich innych, że nie chcieliby mieć ordynacji podatkowej, która jest zrobiona na kolanie i zbyt szybko.

Konrad Piasecki RMF

RMF
Dowiedz się więcej na temat: zadłużenie | budżet | finanse publiczne | minister finansów | szczurek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »