Wojna o wielką Amerykę i słabszego dolara

Czytelne perspektywy rozwoju sytuacji na światowym rynku walutowym zdecydowanie się skomplikowały z wyborem Donalda Trumpa na prezydenta USA. Reakcja dolara na jego zwycięstwo była niejednoznaczna, a oskarżenia formułowane pod adresem Chin, Japonii i Niemiec oraz deklaracje dotyczące polityki gospodarczej i amerykańskiej waluty sprawiają, że niczego nie można być pewnym.

Nowa rzeczywistość, jaka zapanowała ze zwycięstwem Donalda Trumpa, szybko poddała weryfikacji wcześniejsze kalkulacje, dotyczące perspektyw dolara i sytuacji na światowym rynku walutowym. Umocnienie amerykańskiej waluty, trwające do połowy stycznia 2017 r., a w każdym razie jego skala, zaskoczyły niemal wszystkich, z samym świeżo upieczonym prezydentem włącznie. Jeszcze przed jego zaprzysiężeniem Dollar Index, odzwierciedlający notowania dolara wobec czterech głównych walut, osiągnął poziom najwyższy od kwietnia 2002 r., czyli od prawie 15 lat.

W ciągu całej trwającej od drugiej połowy 2014 r. fali wzrostowej, przerywanej jedynie dwiema niewielkimi korektami, wskaźnik ten wzrósł do końca lutego 2017 r. aż o 34 proc. Tak poważne umocnienie dolara miało skutki widoczne w wielu segmentach globalnego rynku finansowego i z pewnością nie sprzyjało amerykańskiej gospodarce, choć trzeba przyznać, że nie tylko nie spowodowało wielkich perturbacji, a z czasem świat zaczął się do drogiego dolara przyzwyczajać i jakoś sobie z nim radzić. Niemniej, siła waluty zdecydowanie nie była na rękę Donaldowi Trumpowi, który szybko zaczął szukać winnych tej sytuacji.

Reklama

Na pierwszy ogień poszły Chiny, a do licznych wobec tego kraju zarzutów, nowy prezydent dodał celowe zaniżanie wartości juana, mające na celu sztuczne promowanie chińskich towarów i wspomaganie nieuczciwej konkurencji. Chiny, oskarżane już wcześniej o manipulowanie kursem swojej waluty, były pod tym względem łatwym celem. Pod koniec 2016 r. kurs dolara dochodził do niemal 7 juanów, czyli poziomu najwyższego od połowy 2010 r.

Nietrudno jednak zauważyć, że w tym samym czasie dolar był najmocniejszy wobec euro od 15 lat. Drugie miejsce na "czarnej liście" zajęły więc Niemcy, jako główny przedstawiciel i "promotor" strefy euro. Choć jen rekordową słabość wobec dolara osiągnął jeszcze w połowie 2015 r., wciąż pozostawał wciąż w pobliżu tego poziomu, szybko więc został dołączony do tego towarzystwa i Donald Trump niemal za jednym zamachem ogłosił stan wojny walutowej, w której trzy światowe mocarstwa występują przeciw potędze Stanów Zjednoczonych, prowadząc, zdaniem prezydenta USA, celową politykę dewaluacji, uderzającą w amerykański handel.

Cała sytuacja wcale zaś nie wygląda groteskowo, biorąc pod uwagę dwie kwestie. Po pierwsze, wojnę walutową można ogłosić znacznie łatwiej i bez obawy o kroki odwetowe, niż wojnę handlową. Ponadto wojna walutowa może stanowić dogodne preludium do działań w ramach bezpośredniej potyczki handlowej. Po drugie, skierowane wprost oskarżenia mogły odegrać rolę "słownej interwencji", na wzór podobnych działań, prowadzonych niejednokrotnie przez banki centralne. Ich efekt może nie był spektakularny, ale jednak indeks dolara od połowy stycznia zaczął tracić na wartości, a juan i jen umacniały się względem amerykańskiej waluty. Tylko euro nie poddało się tej presji i wyznaczało kolejne dołki.

Tezy o celowej dewaluacji walut, wymierzonej w amerykańskie interesy, nie jest łatwo udowodnić i obronić, co najmniej z dwóch powodów. U podstaw słabości euro i jena leży bowiem uporczywie utrzymująca się od dłuższego czasu kiepska koniunktura gospodarcza strefy euro i Japonii oraz polityka pieniężna Europejskiego Banku Centralnego i Bank Japonii, mająca stanowić remedium na tę dolegliwość. Osłabienie obu tych walut można więc uznać raczej za skutek uboczny niż główny cel działań.

Z kolei Chiny od pewnego czasu podejmują niemałe wysiłki, by powstrzymać osłabienie juana i zahamować odpływ kapitału. Spowodowały one spory uszczerbek w ogromnych, ale jednak ograniczonych, rezerwach walutowych Chin, a więc z pewnością nie były to działania pozorowane, lecz motywowane koniecznością. Oczekiwanie, że trzy największe (obok Fed) banki centralne zmienią swoją politykę pieniężną, byłoby ze strony prezydenta USA naiwnością. Zresztą, nawet jeśli przyjąć, że działania wspomnianych banków centralnych mają charakter wojny walutowej, to jej prekursorem był nie kto inny, jak amerykańska rezerwa federalna, która w 2008 r. jako pierwsza wytoczyła potężne działa w postaci zerowych stóp procentowych i ilościowego luzowania polityki pieniężnej.

To, że od pewnego czasu z tych działań się wycofuje, nie zmienia faktu, że chętnie z nich korzystała, nie narażając się na podobne zarzuty. Co więcej, to właśnie przyjęcie odmiennego w stosunku do innych banków centralnych kierunku polityki przez Fed przyczynia się do umocnienia dolara. Donald Trump równie dobrze może więc swoje oskarżenia kierować pod tym adresem.

Tu dochodzimy do drugiej grupy argumentów, przeczących tezie o świadomym działaniu Niemiec, Japonii i Chin, zmierzającym do osłabienia swych walut, a przynajmniej stawiających pod dużym znakiem zapytania jej skuteczność. Do umocnienia dolara w niebagatelnym stopniu przyczynia się, bezpośrednio lub pośrednio, sam Donald Trump, prowadząc swoją politykę, czy raczej zapowiadając jej kierunki.

Obniżenie podatków i wdrożenie potężnego programu wydatków publicznych da impuls nie tylko gospodarce, ale także inflacji i zmusi Fed do szybszego zaostrzania polityki pieniężnej. Wielu ekspertów podkreśla, że także działania protekcjonistyczne, a w szczególności nałożenie ceł lub podatków importowych, będą prowadzić do znacznego, sięgającego nawet 25 proc. umocnienia dolara.

Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której Ameryka, która dzięki Trumpowi stała się wielka i rozwija się w tempie dwukrotnie wyższym niż obecnie, ma słabą walutę. Chyba że weźmiemy poprawkę, na fakt, że wielkość budowana jest na nadmiernym deficycie budżetowym i pęczniejącym jeszcze szybciej niż dotąd długu publicznym. Wówczas ta wielkość nie będzie raczej stanem trwałym, a wraz z jej przemijaniem dolar będzie mógł osłabić się w najbardziej naturalny sposób, z ewentualną ponowną pomocą Fed.

Roman Przasnyski

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2016

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: Donald Trump | USA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »