Wybory w USA. Co przyniesie nowy prezydent?

Wyniki wyborów mogą wpłynąć na wzrost niepewności w USA, co zagroziłoby nastrojom inwestorów i aktywności gospodarczej. W zależności od tego, która kandydatura zwycięży, różne będą konsekwencje dla globalnej gospodarki.

Najbardziej dotknięte mogłyby być Meksyk oraz kraje Azji wschodniej. Bez względu na wybór Amerykanów, ewentualne negatywne skutki gospodarcze dla Polski powinny być ograniczone.

Niewiadomą pozostaje polityka gospodarcza w USA po wyborach, ponieważ w trakcie kampanii kandydaci (w szczególności D.J.Trump) często wycofywali się ze swoich propozycji, bądź składali sprzeczne deklaracje.

Należy jednak pamiętać, że jakiekolwiek byłyby propozycje gospodarcze kandydatów ich rzeczywiste możliwości działania będą ograniczane przez Kongres, który w najbliższym czasie (co najmniej w Izbie Deputowanych) będzie zdominowany przez Republikanów (nie zawsze podzielających poglądy Trumpa).

Reklama

Zgody Kongresu będą wymagały m.in. zmiany w podatkach, systemie pomocy społecznej, czy umowach handlowych. Prezydent może jednak stanowić prawo poprzez dekrety (mogą zostać uchylone przez przez Kongres większością 2/3 głosów w obu Izbach), np. nakładać cła, wpływać na proces udzielania wiz, czy wydalania imigrantów, wycofywać się z umów handlowych.

Z tego względu, w szczególności wybór D.J.Trumpa może przyczynić się do wzrostu niepewności i wahań na rynkach finansowych . H.Clinton będzie postrzegana bardziej jako kontynuatorka polityki B.Obamy (status quo). Oboje kandydatów różni przede wszystkim diagnoza problemów amerykańskiej gospodarki.

Dla H.Clinton są to nierówności gospodarcze, stąd jej program charakteryzują kolejne reformy podatkowe (oznaczające dalsze skomplikowanie systemu podatkowego) oraz wzrost wydatków publicznych związany ze wsparciem edukacji, nowych technologii oraz odbudową infrastruktury. D.J.Trump opowiada się za uproszczeniem systemu podatkowego i znacznym obniżeniem podatków oraz likwidacją wielu regulacji (w tym nakładanych przez agencje rządowe).

Kandydat Republikanów uważa, że obniżki podatków oraz deregulacja gospodarki pozwolą na zwiększenie dynamiki PKB w USA do 4% (czyli wyższego niż przeciętna z lat 1946-2007), a to z kolei umożliwi wzrost dochodów budżetowych, finansując jego kosztowne propozycje. Taki rozwój sytuacji jest o tyle mało prawdopodobny, że D.J.Trump opowiada się za powrotem do protekcjonizmu, wypowiedzeniem lub renegocjacją części umów handlowych oraz podwyżkami ceł. Również deportacja 11 mln imigrantów (przy pogarszającej się strukturze demograficznej amerykańskiej ludności) nie pomogłaby w przyspieszeniu tempa wzrostu potencjalnego PKB.

D.J.Trump jako prezydent USA byłby zwolennikiem polityki stabilnych stóp procentowych, ograniczającej rosnący koszt obsługi amerykańskiego długu.

Opowiada się za większą kontrolą Fed i prawie na pewno nie pozostawi J.Yellen na kolejną kadencję Przewodniczącej. Wygranie przez niego wyborów wiązałoby się ze większą niepewnością na rynkach, a zatem wzrostem kosztu finansowania, co mogłoby stanowić argument dla FOMC przeciw grudniowej podwyżce stóp. Z kolei H.Clinton, kładąc nacisk na rynek pracy, wybierałaby do FOMC tych ekonomistów, którzy będą wspierali pełne zatrudnienie.

Dodatkowo, kandydatka Demokratów chce ograniczyć rolę sektora bankowego w polityce, wzmocnić pokryzysowe regulacje bankowe i zwiększyć obciążenia finansowe sektora. Mimo że swoboda nowego prezydenta USA będzie ograniczona przez Kongres, wyniki wyborów mogą wpłynąć na wzrost niepewności za oceanem, co w krótkim okresie zagroziłoby nastrojom inwestorów i aktywności gospodarczej.

W zależności od tego, który kandydat zwycięży różne będą konsekwencje dla globalnej gospodarki. Wybór D.J.Trumpa mógłby najbardziej zaszkodzić gospodarkom Meksyku oraz krajów Azji Wschodniej. Ze względu na nieduży udział USA w polskim handlu (w tym pośrednio), ew. negatywne skutki gospodarcze dla Polski byłyby ograniczone i zależały w dużej mierze od kształtu dalszej współpracy handlowej USA z UE, a w szczególności z Niemcami.

......................

Wielka niewiadoma nad Polską? Zarówno Hillary Clinton, jak i Donald Trump z punktu widzenia interesów Polski są niewiadomą - ocenia politolog dr Bartłomiej Zapała. Gdy Clinton była sekretarzem stanu, odsunięto w czasie plany budowy tarczy antyrakietowej; z kolei w przypadku Trumpa polskie obawy budzą jego sympatie wobec Putina - dodaje. "Hillary Clinton jeszcze jako sekretarz stanu, odpowiedzialna była za tzw. reset stosunków Stanów Zjednoczonych z Rosją. Ten +reset+ dla Polski nie skończył się najlepiej, choćby ze względu na odejście Amerykanów od planów budowy tarczy antyrakietowej w Polsce. Porozumienie w tej sprawie wciąż obowiązuje, ale plany budowy tarczy zostały bardzo odsunięte w czasie" - mówi Zapała. Jak przyznaje, polityka prezydenta Baracka Obamy w stosunku do Rosji się zmieniła, ale Hilary Clinton nie była już w tym czasie sekretarzem stanu. "Więc jaka będzie jej polityka wobec Rosji, trudno jednoznacznie powiedzieć" - dodaje ekspert. Z kolei w przypadku Donalda Trumpa - zdaniem politologa - obawy wzbudzają jego sympatie wobec Putina oraz twierdzenia, że "odpowiedź NATO na potencjalne zagrożenie dla jego członków nie będzie automatyczna". "Ta wypowiedź Trumpa nie odnosiła się bezpośrednio do Polski, bo on mówił o tym, że państwa powinny przekazywać istotną część swojego PKB na zbrojenia, a Polska należy do tych państw, które wywiązują się z tej deklaracji wobec Sojuszu Północnoatlantyckiego, ale odebrano to jako wyłom w NATO i z tego punktu widzenia, przynajmniej w naszym kraju, pojawiła się niepewność czy nowy amerykański prezydent będzie mocnym gwarantem dla naszego bezpieczeństwa" - ocenia Zapała. "Te wybory są bardzo istotne dla Polski, choć Polska nie odgrywa w tych wyborach istotnej roli" - podkreśla ekspert. Jak dodaje, kandydaci na prezydenta nie zabiegali w szczególny sposób o głosy Polaków mieszkających w USA. "Myślę że większość Polonii opowiada się raczej za Donaldem Trumpem, ale to, w jakich stanach mieszkają, sprawia, że tak na dobrą sprawę, ich głos nie odegra istotnej roli. Patrząc na te największe skupiska Polaków - Chicago, czy Nowy York, te stany uznawane są za demokratyczne, więc elektorzy popierać będą Hillary Clinton" - tłumaczy Zapała. PAP
INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: nowy prezydent | nowym prezydentem | wybory USA | Trump
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »