Wybory w USA: Rynki czekają na decydujące starcie?
Druga kadencja Baracka Obamy dobiega końca, co oznacza, że lada chwila poznamy nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ustępujący prezydent objął swój urząd w epicentrum kryzysu finansowego i chociaż gospodarka wciąż podnosi się z kolan, to pierwsza podwyżka stóp przez FED jest efektem ożywienia, które dokonało się za jego kadencji. Kto przejmie po nim pałeczkę?
Kandydatów mających realne szanse na wygraną jest dwóch - Hillary Clinton (z ramienia Demokratów) oraz Donald J. Trump (z ramienia Republikanów). Obie kandydatury wzbudzają wiele kontrowersji, obie stanowią przedmiot dyskusji nie tylko w życiu codziennym, ale też na rynkach finansowych. Oczywistym jest więc, że decyzja o tym, kto zostanie następnym prezydentem Stanów Zjednoczonych, nie jest im obojętna.
W tym raporcie przybliżymy Ci jak działa system wyborczy w USA, jakie plany gospodarcze mają kandydaci, jak na najważniejsze rynki finansowe wpłynie zwycięstwo Hilary Clinton, a jak Donalda Trumpa i jak możesz to wykorzystać, a wreszcie kto prowadzi w wyścigu i jak może się to zmienić.
Trzecia i ostatnia debata telewizyjna w kampanii o urząd prezydenta USA jest już za nami. Donald Trump nie był w stanie odmienić w niej losów kampanii i na niecałe trzy tygodnie przed wyborami zdecydowanym faworytem jest Hillary Clinton.
Takie rozdanie cieszy rynki, które dziś jednak skoncentrują się przede wszystkim na posiedzeniu EBC. Zwykle to kandydat Republikanów był faworytem rynków, ale teraz jest inaczej. Mimo że Clinton chce zwiększyć podatki dla najlepiej zarabiających, dodatkowo opodatkować banki i zwiększyć regulację koncernów farmaceutycznych i tak cieszy się poparciem Wall Street. Donald Trump jest bowiem kompletnie nieprzewidywalny i jego wybór mógłby okazać się sporym gospodarczym wstrząsem.
Dlatego rosnąca przewaga kandydatki Demokratów przekłada się pozytywnie na rynki akcji, a przede wszystkim na notowania... meksykańskiego peso. Donald Trump uczynił bowiem z Meksyku wroga numer jeden w polityce zagranicznej, nic więc dziwnego, że spadek jego szans jest pozytywnie odbierany przez meksykańską walutę. Wybory odbędą się 8 listopada, sondaże "exit polls" z kluczowych stanów poznamy prawdopodobnie pomiędzy 1 a 2 w nocy z 8 na 9 listopada naszego czasu.
Dziś jednak wydarzeniem numer jeden jest posiedzenie EBC. Co prawda Bank nie zmieni dziś polityki pieniężnej, ale żywym jest temat przedłużenia zaplanowanych do końca marca 2017 programów. Chodzi przede wszystkim o skup obligacji, a także program TLTRO, w ramach którego EBC pożycza bankom środki. EBC przedłuży ten program najwcześniej w grudniu, ale gdyby pojawiły się sugestie,, że w tym roku nie będzie takiej decyzji rynki zareagowałyby nerwowo (a jednocześnie euro umocniłoby się).
Co więcej, na rynku pojawiły się też plotki, że przedłużając program EBC go ograniczy, ale nie sądzimy aby Mario Draghi odniósł się do nich w klarowny sposób. Decyzja EBC o 13:45, początek konferencji o 14:30.
Z polskiej gospodarki napłynęły nienajlepsze dane. Wyraźnie poniżej oczekiwań wypadła sprzedaż detaliczna i choć w całym trzecim kwartale sprzedaż wyglądała bardzo solidnie, należy pamiętać, że musi ona pełnić rolę przeciwwagi dla kulejących inwestycji. Dane nie oznaczają bynajmniej spowolnienia, ale sugerują, że druga połowa roku będzie prawdopodobnie tylko minimalnie lepsza niż pierwsza. Tym samym tempo wzrostu na poziomie 3,5% w całym 2016 roku wydaje się coraz mniej realne. Dziś o 8:51 dolar kosztuje 3.9348 złotego, euro 4.3120 złotego, frank 3.9744 złotego, zaś funt 4.8323 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB
System wyborczy w Stanach różni się od tych znanych nam w Europie. Wybory prezydenckie w USA są pośrednie, a 8 listopada wybierani będą elektorzy, którzy w grudniu oddadzą ostateczny głos na wybranego kandydata. Nie oznacza to jednak, że po 8 listopada coś może się zmienić, gdyż elektorzy głosują zgodnie z wolą wyborców. Wybory odbywają się w 50 stanach, a zasada jest prosta: zwycięzca bierze wszystko, niezależnie od uzyskanej przewagi. Oznacza to, że wygrany w danym regionie otrzymuje wszystkie głosy elektorskie z danego stanu i to one w ostateczności rozstrzygają o końcowym wyniku wyborów.
Każdy stan ma przypisaną ilość głosów elektorskich, dlatego też wystarczy wygrana w odpowiednich regionach, by zostać prezydentem USA. Cel każdego kandydata jest jeden - uzyskać 270 głosów elektorskich. Ponieważ przewaga w poszczególnych stanach nie jest istotna, kandydaci skupiają się przede wszystkim na przekonaniu wyborców w regionach, które nie mają jasno określonych preferencji wyborczych. Są to tzw. swing states, a my poświęciliśmy im dużą część naszego raportu. Co istotne, głosowanie w USA odbywa się w różnych godzinach i w różnych strefach czasowych, dlatego też kluczowe będzie śledzenie wydarzeń w konkretnych stanach, w konkretnych godzinach.
Powszechnie uważa się, że Republikanie są bardziej przyjaźni rynkom. Niskie podatki, wolny handel - te dwa postulaty były z entuzjazmem przyjmowane przez inwestorów giełdowych. Z kolei Demokraci stanowili pewną przeciwwagę, gdyż protekcjonizm oraz wysokie wydatki socjalne nie sprzyjały rynkom akcji. Tak było w przeszłości, ale obecnie sytuacja jest odmienna.
O ile Hillary Clinton proponuje program zgodny z linią Demokratów, jak np. interwencjonizm w sektorze farmaceutycznym czy też wyższe podatki dla bogatych, o tyle Trump polega na własnych pomysłach.
Proponowane obniżki podatków są zgodne z programem Republikanów, ale protekcjonizm już niekoniecznie, co czyni Donalda J. Trumpa zupełnie nową rzeczywistością dla rynków finansowych.
Przyjrzymy się kluczowym elementom programów gospodarczych obojga kandydatów:
Oczywiście zapowiedzi w kampanii to jedno, a rzeczywistość to drugie. Spróbujmy jednak na podstawie najbardziej konkretnych zapowiedzi kandydatów ocenić, w jaki sposób poszczególne rynki reagować będą na wygraną danego kandydata. Przyjrzyjmy się planom kandydatów z perspektywy rynków finansowych oraz ich możliwej reakcji.
Złoto powinno tracić, gdyż:
1. Wygrana Clinton oznaczałaby kontynuację prowadzonej polityki oraz stabilność
2. Spadek awersji do ryzyka jest negatywny dla cen złota.
Meksykańskie Peso powinno się umocnić, ponieważ: 1. Wygrana Clinton oznaczałaby brak rewolucyjnych zmian w stosunkach z Meksykiem (czytaj również w "Ramka 1") 2. Retoryka Trumpa jest wymierzona w Meksyk, dlatego też wygrana Clinton oznaczałby zniknięcie tego ryzyka 3. Perspektywy luźniejszej polityki ze strony FED byłyby pozytywne dla walut wschodzących
Spółki z sektora biotechnologicznego powinny tracić, gdyż: 1. Hillary Clinton wielokrotnie krytykowała wysokie ceny leków 2. Jednym z pierwszych działań Clinton miałoby być uchwalenie ustawy regulującej podwyżki cen leków 3. Plan ma nie tylko uniemożliwiać wzrost cen leków, ale też surowo karać spółki nieprzestrzegające regulacji.
Amerykańskie indeksy akcji powinny tracić, gdyż:
1. Wygrana Trumpa oznaczałaby wzrost niepewności, co jest niekorzystne dla rynków akcji
2. Prezydent Trump to prawdopodobna rewolucja w obowiązujących regulacjach i prawie
3. Rynki mogą obawiać się wyższych stóp procentowych ze strony FED, co powinno w negatywny sposób odbić się na amerykańskim parkiecie (instrumenty US30, US100, US500 na platformie xStation)
Amerykańskie obligacje (TNOTE) mogą tracić, gdyż:
1. Wygrana Trumpa oznaczałaby rewolucję w polityce fiskalnej i możliwe, że monetarnej
2. Niższe podatki oraz luźniejsza polityka fiskalna powinny prowadzić do wzrostu deficytu budżetowego 3. Wyższy deficyt byłby niekorzystny dla rządowych papierów wartościowych (TNOTE na xStation)
Spółki z sektora energetycznego mogą zyskiwać, ponieważ:
1. Trump pragnie mocno zainwestować w energetykę
2. W planach jest także uchylenie rządowej strategii związanej z alternatywnymi źródłami energii
3. Powinno premiować to akcje spółek z sektora energetycznego (ETF.XLE.US dostępny na xStation) oraz akcje konkretnych spółek
Można zapomnieć o dolarze czy Wall Street - to właśnie peso (na parze USDMXN można handlować na platformie xStation, USDMXN w górę = słabsze peso, mocniejszy dolar) będzie barometrem tej kampanii wyborczej. Dlaczego? Bo Donald Trump, kandydat Republikanów, uczynił z Meksyku wroga numer jeden w polityce zagranicznej.
Zarzuca on sąsiadowi USA kradzież inwestycji i miejsc pracy, a także zalew nielegalnych imigrantów. Budowa muru oddzielającego Meksyk od USA jest też jednym z głównych elementów jego programu. Dlatego, gdy szanse Trumpa rosną, peso traci (USDMXN rośnie).
Po pierwsze, meksykańska gospodarka ma się całkiem nieźle. Co prawda produkcja przemysłowa w ostatnich miesiącach wyglądała słabo, ale jest to raczej globalna bolączka (podobnie sytuacja ma się w wielu innych krajach, w tym w USA). Inne dane wyglądają lepiej - inflacja bazowa to stabilne 3%, a sprzedaż detaliczna rośnie najmocniej od wielu lat. Zatem pod względem makroekonomicznym nie ma uzasadnienia dla panicznej przeceny peso.
Po drugie, na niższy kurs USDMXN wskazują także ceny ropy. Peso i cena ropy są skorelowane bo Meksyk to znaczący producent surowca. Tym niemniej w ostatnim czasie peso zachowywało się dużo słabiej niż ropa.
Po trzecie, peso wygląda bardzo słabo na tle walut rynków wschodzących.
Pomiędzy mocno skorelowanymi parami USDMXN i USDZAR (ZAR - rand południowoafrykański) widzimy obecnie ogromną dywergencję, która pojawiła się w momencie wzrostu poparcia dla Donalda Trumpa.
Łatwo zauważyć, że gdyby nie wybory w USA, meksykańskie peso byłoby dużo mocniejsze. Jeśli zakładamy, że wybory wygra Clinton, już dziś daje nam to dwie ciekawe strategie inwestycyjne:
•krótka pozycja w bardzo wykupionej parze USDMXN
•krótka pozycja w USDMXN i jednocześnie długa w USDZAR - w ten sposób eliminujemy czynniki mające ogólny wpływ na rynki wschodzące (np. ewentualne spadki na giełdach z powodu, powiedzmy, problemów sektora bankowego, czy wzrostu szansy na podwyżkę przez Fed)
Naszym zdaniem nawet jeśli wybory wygra Trump, nie ma podstaw to załamania i tak skrajnie już przecenionego peso, choć w takim przypadku wystrzał pary USDMXN powyżej 20.00 byłby wysoce prawdopodobny. Aż do dnia wyborów para będzie o wiele lepszym barometrem nastrojów, niż np. rynek akcji.
System wyborczy w USA różni się od znanych w Europie, dlatego też zupełnie inaczej patrzeć należy na publikowane sondaże. Konieczne jest skupienie na poszczególnych stanach, w tym przede wszystkim na tzw. "swing states". W przypadku kilku stanów sytuacja jest dość jasna: tu wygrywają Demokraci, tam Republikanie.
Wiemy praktycznie na pewno, że Clinton zgarnie głosy elektorskie z Nowego Jorku, Waszyngtonu czy też Kalifornii. Z kolei Trump dość łatwo powinien wygrać m.in. w Teksasie, Wyoming czy Oklahomie. Nie jest to oczywiście przesądzone, ale tradycja oraz napływające sondaże pozwalają przyjąć to jako bardzo prawdopodobne. Kandydat potrzebuje 270 głosów elektorskich, by zostać prezydentem USA. Zarówno Trumpowi oraz Clinton brakuje kilkudziesięciu głosów z ich bastionów, dlatego też o tym, kto zostanie nowym prezydentem USA zadecydują tzw. "swing states". Są to stany, które nie mają jasno określonych preferencji - zmieniają się w zależności od nastrojów w społeczeństwie. Wybraliśmy 11 regionów, które powinny zadecydować o wyniku wyborów, ale niektóre z nich są ważniejsze od pozostałych.
Floryda:
Floryda to stan, który odegrał kluczową rolę w wyborach w 2000 roku (patrz Ramka 2). Do Florydy przypisanych jest 29 głosów elektorskich, czyli gdyby Clinton udało się wygrać w tym regionie, to Trump do odwrócenia losu wyborów potrzebować będzie zwycięstwa w pozostałych "swing states".
Ohio:
Jest to trzeci najistotniejszy "swing state", który jako jedyny od 1964 roku popierał każdego zwycięzcę wyborów. Trump prowadził tam przez dłuższy czas, ale ostatnio na prowadzeniu znalazła się Clinton. Ostatnim kandydatem Republikanów, który wygrał w Ohio, był George W. Bush.
Północna Karolina:
Dziewiąty najliczniejszy stan w USA. Jeden z dwóch "swing states", który padł łupem Mitta Romneya w 2012.
Arizona:
Stan położony na granicy z Meksykiem, dlatego też poglądy Trumpa mogą odegrać w nim kluczowe znaczenie. Sondaże dają przewagę kandydatowi Republikanów.
Georgia:
Stan, który w ostatnich 5 wyborach zawsze padał łupem Republikanów może tym razem poprzeć Hillary Clinton. Sondaże wskazują bowiem, że przewaga Trumpa nie jest miażdżąca. Porażka w Georgii mogłaby być dla niego fatalna w skutkach.
Kolorado:
Stan o bardzo dużym wpływie mniejszości meksykańskiej, co czyni go wrażliwym na przebieg kampanii. Poparł Obamę w dwóch ostatnich wyborach, z kolei od 1996 do 2004 zawsze wspierał Republikanów. Obecne sondaże wskazują na bardzo napiętą sytuację, walka o każdy głos w tym stanie powinna trwać do ostatnich godzin.
Newada:
Newada to duży stan, ale o dość niskim zaludnieniu. Większość mieszkańców osiedliło się w największym mieście - Las Vegas. Popierał 9 ostatnich prezydentów USA, dlatego też warto zwrócić na niego uwagę.
Wirginia:
Był to pierwszy stan kolonii brytyjskiej. Co piąty mieszkaniec tego regionu należy do mniejszości etnicznej, co może zaważyć na wygranej Clinton.
Godziny głosowania w poszczególnych stanach.
Źródło: Mytimetovote.com