Aukcja częstotliwości LTE grozi opóźnieniem inwestycji, ale wymaga czasu

Trwająca od ponad trzech miesięcy aukcja częstotliwości, które posłużą do budowy sieci szybkiego internetu LTE, grozi opóźnieniami w tych inwestycjach - uważa analityk Konrad Księżopolski. Aukcja wymaga czasu, ponieważ jej przedmiot jest cenny - uspokaja prezes UKE.

10 lutego rozpoczął się drugi etap aukcji częstotliwości 800 MHz i 2,6 GHz, które mają posłużyć do budowy sieci szerokopasmowego internetu LTE. Wystartowało w nim sześciu operatorów: Orange Polska, P4 (Play), Hubb Investments, T-Mobile Polska, Polkomtel (Plus) oraz NetNet. Każdy z nich może uzyskać maksymalnie dwie rezerwacje częstotliwości z pasma 800 MHz (czyli łącznie nie więcej niż 20 MHz widma tego pasma) oraz maksymalnie cztery rezerwacje z zakresu 2,6 GHz (nie więcej niż 40 MHz widma).

Analityk rynku telekomunikacyjnego BESI Konrad Księżopolski uważa, że dalsze przeciąganie się aukcji LTE opóźni powstanie w Polsce sieci szybkiego internetu mobilnego.

Reklama

- Urząd Komunikacji Elektronicznej (organizujący aukcję) już i tak dość mocno opóźnił rozdysponowanie częstotliwości LTE. Mimo to, nie za bardzo widać koniec aukcji, a jeżeli jej wynik będzie w jakiś sposób kontrowersyjny, możemy się spodziewać jeszcze większych opóźnień. Istnieje ryzyko zarówno zaskarżenia, jak i nawet - choć nieco mniejsze - ryzyko unieważnienia aukcji - przestrzega Księżopolski.

Dodał też, że trudno przewidzieć koniec licytacji, bez wiedzy o zasobach wszystkich telekomów. Jego zdaniem, mogą oni licytować jeszcze długo, ponieważ każdemu z nich bardzo zależy na tych inwestycjach. - Dokumentacja konkursowa nie daje regulatorowi żadnych instrumentów do zakończenia jej przed terminem. Nie wiadomo, kiedy ona się skończy, bo mimo wycofania się Polkomtela (z licytacji częstotliwości 800 MHz), widać duże ciśnienie telekomów na te częstotliwości - powiedział.

Jego zdaniem, sumy oferowane przez operatorów za poszczególne pasma częstotliwości, zaczynają już być wysokie jak na polskie warunki i zaczynają zbliżać się do kwot osiąganych w podobnych aukcjach w krajach europejskich. Ich dalszy wzrost, według niego, może niekorzystnie odbić się na kieszeniach konsumentów bądź inwestorów.

- Im większe kwoty za te częstotliwości, tym większe ryzyko, że operatorzy będą chcieli przenieść część tych kosztów na klientów końcowych. Możliwy jest też inny scenariusz, który zakłada, że mimo poniesienia dużych kosztów w aukcji, telekomy zaczną między sobą wojnę cenową o klienta. Dla konsumentów byłoby to fajne, bo spadałyby ceny, ale z punktu widzenia inwestora giełdowego lub właścicieli takich spółek, sytuacja mogłaby zrobić się nieciekawa - powiedział Księżopolski.

Według niego, scenariusz "wojny cenowej" miał miejsce po ostatniej aukcji częstotliwości we Francji. - Polski rynek już pokazał, że jest podobny do francuskiego, dlatego takiego ryzyka nie można wykluczyć. Księżopolski nie wyklucza również, że może powtórzyć się scenariusz czeskiej aukcji LTE, gdzie aukcja osiągnęła tak wysokie kwoty, że narodowy regulator ją unieważnił. To z kolei rodzi wielkie ryzyko prawne zaskarżenia takiej decyzji.

Przeciwnego zdania na temat przebiegu aukcji jest prezes UKE, Magdalena Gaj. - Aukcja nie przeciąga się, termin jej rozpoczęcia i zakończenia określa prawo. Podmioty biorące udział w aukcji wciąż licytują, więc proces jest w toku. Patrząc dziś na przebieg aukcji i osiągnięte kwoty, mogę jedynie stwierdzić, że każdemu z operatorów zależy na zdobyciu częstotliwości, a przez to na budowie sieci - powiedziała Gaj.

Dodała, że nie dziwi jej zaangażowanie telekomów w walkę o częstotliwości. - Częstotliwości LTE możliwe do kupienia w aukcji, pozwalają na budowę sieci i oczywistym jest, że bez nich w przyszłości trudno będzie się utrzymać na rynku. Dlatego walka jest długa, a nikt z uczestników nie chce odpaść. (...) Taka szansa powtórnie nie nastąpi szybko - dodała Gaj.

Prezes UKE uważa również, że w porównaniu do podobnych procedur w innych państwach, polska aukcja "nie trwa jakoś szczególnie długo", jednak również liczy na jej szybkie zakończenie. - Proces związany z dystrybucją dobra rzadkiego, jakim są częstotliwości, szczególnie te mogące służyć do budowy sieci ogólnokrajowej, wymaga czasu. Patrząc na powyższe i biorąc pod uwagę doświadczenia innych państw z procesu aukcyjnego oraz wierząc w dojrzałość głównych uczestników polskiego rynku telekomunikacyjnego, proces powinien się niedługo skończyć - zaznaczyła Gaj.

Gaj nie zgadza się również z tezą o wysokich kwotach za częstotliwości. - Na dzień dzisiejszy 1 MHz w przeliczeniu na mieszkańca kosztowałby 0,47 euro, w Europie rozpiętość wyniosła od 0,40 do 0,80 euro. Oczywiście nie można przykładać w prosty sposób wartości na mieszkańca z poszczególnych państw, ale patrząc równocześnie na miesięczne przychody z usług na jednego abonenta (ARPU), sytuacja aukcji w Polsce jest jak najbardziej prawidłowa - wyjaśniła.

Częstotliwości, których dotyczy aukcja, mają szczególne znaczenie dla budowy sieci szerokopasmowego internetu. Obydwa zakresy uzupełniają się. Szczególnie istotne jest pasmo w zakresach 800 MHz, zwolnione w lipcu 2013 r. na skutek wyłączenia telewizji analogowej, gdyż te częstotliwości dobrze nadają się do budowy superszybkiego internetu LTE - pozwalają m.in. na rzadsze rozmieszczenie masztów, co obniża koszty inwestycji. Częstotliwości z widma 2,6 GHz dobrze nadają się za to do zagęszczania zasięgu sieci komórkowej w miastach.

Robert Czerwiński

PAP
Dowiedz się więcej na temat: internet mobilny | LTE
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »