Niemcy jako mocno naciągany bastion potęgi

Czy wizja Niemiec przedstawianych jako bastion ekonomicznej potęgi, wzór sprawiedliwości społecznej i uniwersalny przykład kraju, w którym uczciwość, transparentność i gospodarność kwitną niczym pielęgnowane boską ręką, nie jest aby naciągana?

Kilka tygodni temu, podczas szczytu w Davos, kanclerz Angela Merkel emanowała tak krzepiącą pewnością siebie, że dziennik "Der Spiegel", relacjonując jej pobyt w Szwajcarii, na swojej stronie internetowej zamieścił artykuł zatytułowany "Merkel chwali Niemcy jako przykład dla całego świata".

Owszem, Angela Merkel dysponuje pewnymi konkretnymi argumentami: są wśród nich ubiegłoroczny boom - czy też raczej "boomik" - który przełożył się na 3,6-proc. wzrost PKB; zachwycająco niskie zadłużenie; surowe wymogi budżetowania; wreszcie spadające w skali kraju bezrobocie.

Reklama

Ale podczas gdy Niemcy (z Francją jako "młodszym wspólnikiem" u boku) prą do tego, aby ich własny regulamin ekonomiczny i finansowy stał się również regulaminem całego obszaru europejskiej unii walutowej dzięki przyjęciu tzw. "paktu zdolności konkurencyjnej dla Europy" - który można określić jako zredagowane na nowo przez Niemców wytyczne Traktatu z Maastrich, latami lekceważone przez kraje członkowskie EU ze zgubnym skutkiem w postaci kryzysu euro - zaczynają migać pierwsze światła ostrzegawcze. Ostrzeżenia te dotyczą Niemiec, podejmowanego przez nie ryzyka i realnej skuteczności przyjętego przez nie modelu.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy, wymieniając z nazwy Niemcy - a także Chiny i Stany Zjednoczone - ostrzegł dwa tygodnie temu przed powtórnym wystąpieniem globalnych nierówności ekonomicznych, które to zjawiska bezpośrednio poprzedziły obecny kryzys. Najogólniej mówiąc, oznacza to, że MFW uważa, iż Berlin nie zastosował się do upomnienia klubu konsultacyjnego G20, który zasugerował Niemcom zmniejszenie nadwyżki eksportowej poprzez zwiększenie importu i inwestycje.

Jednocześnie w artykule opublikowanym w tym miesiącu przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OEWD), dotyczącym percepcji stabilności finansowej Europy na rynkach, pojawiło się stwierdzenie, że te ostatnie muszą mierzyć się z utrzymującym się "poważnym problemem", jakim jest "kryzys sektora bankowego w części krajów leżących na rubieżach UE i w niektórych niemieckich bankach". Fakt, że OECD zaklasyfikowała niemieckie banki w jednej grupie z irlandzkimi, koresponduje z zatroskaniem przewlekłymi kłopotami niemieckich banków publicznych (wśród których znajduje się pięć spośród dziesięciu największych instytucji nad Renem i Łabą), przejawianym ostatnio przez Komisję Europejską.

Niemiecka matryca bezinteresowności i genialnego działania - pomysłem dla całej Europy? Pogląd ten podają w wątpliwość liczne wypowiedzi, raporty i dane statystyczne ze źródeł niemieckich.

W styczniu Wolfgang Franz, prezes Rady Ekspertów Gospodarczych - panelu doradczego urzędu kanclerskiego - mówiąc o rodzimych bankach, stwierdził beznamiętnie: - Nie wiemy, jakie jeszcze szkielety skrywają w swoich piwnicach.

Oceniając poziom społecznej równości w Niemczech - jej domniemany wysoki wskaźnik jest uparcie przywoływanym argumentem za przejęciem przywództwa w Europie przez Berlin - Fundacja Bertelsmanna zaklasyfikowała je na (wstrzymajmy oddech)... 15. miejscu w rankingu obejmującym 31 zamożnych i demokratycznych państw (USA zajęły 26. pozycję).

W świetle raportu Fundacji Bertelsmanna, na przestrzeni ostatnich 20 lat nierówność w dystrybucji dochodu w Niemczech rosła "jak w niemal żadnym innym kraju" spośród wszystkich objętych badaniem. Niemcy miały również drugi najwyższy wskaźnik długoterminowego bezrobocia, a dodatkowo autorzy raportu stwierdzili, że konsekwencje ubóstwa (zwłaszcza wśród dzieci) są w Niemczech o wiele dalej idące, niż na Węgrzech czy w Czechach.

Co do wzrostu gospodarczego w kontekście ubiegłorocznego przyspieszenia, to niemieckie Ministerstwo Gospodarki prognozuje, że tempo wzrostu PKB spadnie w bieżącym roku do 2,3 proc., a w 2012 r. - do 1,8 proc. Często przytaczany argument o większym imporcie Niemiec i ich przyszłej roli "lokomotywy Europy" trzeba natomiast skonfrontować z obrotami w handlu detalicznym, spadającymi od jakichś czterech czy pięciu miesięcy.

Prawdopodobne podwyżki płac w 2011 r. zapowiadane są jako bodziec do zwiększenia aktywności konsumpcyjnej Niemców, co przyczyniłoby się do wyrównania społecznych nierówności. Ale niemiecka Federacja Podatników już zapowiada, że faktyczne zarobki pracowników po uwzględnieniu wszystkich potrąceń będą mniejsze, przy czym najmocniej ucierpią ci, którzy zarabiają najmniej.

Do tego wszystkiego należy dodać jeszcze jedną wątpliwość: o ile mówi się o spadku bezrobocia, oficjalnie szacowanego na mniej niż 3 mln obywateli pozostających bez pracy (ok. 7,4 proc.), to "Frankfurter Allgemeine Zeitung" przypomina, że w świetle mniej zawężonych definicji w Niemczech pracy nie ma od 4 do 5 mln ludzi.

Wszystko to prowadzi nas do pytania, czyich i jakiego rodzaju napomnień mógłby słuchać niemiecki rząd w sytuacji "przejęcia przez Berlin sterów" w Europie (wyrażenie w cudzysłowie pochodzi z felietonu, jaki ukazał się niedawno we francuskiej gazecie ekonomicznej "Les Echos", swoim tonem bardzo przypominającego artykuł wstępny z "Frankfurter Allgemeine Zeitung". W tym ostatnim dziennikarz zauważył, że planowany "pakt zdolności konkurencyjnej ma dla większości unijnych partnerów posmak niemieckiego dyktatu, ponieważ ma on rzekomo upodobnić strefę euro do Niemiec).

Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata w Biznes INTERIA.PL

Co do brania pod uwagę innych - rząd kanclerz Merkel nie pali się do współpracy z Komisją Europejską, która w założeniu ma być sprawiedliwym, centralnym źródłem inicjatyw obejmujących swoim zasięgiem całość Wspólnoty.

By częściowo zniwelować nierówności w handlu, które wydają się dzielić UE na Niemcy i pozostałe kraje członkowskie, Komisja zaproponowała wyznaczanie celów w zakresie rachunków bieżących bilansów płatniczych państw. Sama KE zarekomendowała limity w wysokości 4 proc. PKB, zarówno w odniesieniu do nadwyżki handlowej, jak i deficytu.

- Takie cele są absurdalne" - zareagował na to niemiecki minister gospodarki, Rainer Bruderle, mimo iż sam Traktat z Maastricht pełen jest zapisów, w których mowa jest o celach wyrażanych za pomocą wartości liczbowych - i mimo iż podobne zapisy znalazłyby się zapewne w "pakcie zdolności konkurencynej".

Co do banków, to MFW zaapelował o opracowanie nowych europejskich testów wytrzymałości (potocznie zwanych "testami stresu" - przyp. tłum.) - bardziej realistycznych, o bardziej wyczerpującej formule i surowszych kryteriach, niż dość podejrzane badania zarządzone przez unijne instytucje w roku ubiegłym.

Niemieckie banki nie reagują na tego typu propozycje ze szczególnym entuzjazmem. Felix Hufner z OECD zauważa: - Niemieckie banki wykazują niechęć do ujawniania swojej kondycji, do transparentności. To wahanie, i ja osobiście traktuję to jako czynnik ryzyka.

Dotyczy to również wysokiego wskaźnika dźwigni w przypadku Deutsche Banku, który Adrian Blundell-Wignall, wicedyrektor pionu finansów OECD, niezbyt pochlebnie porównuje z analogicznym wskaźnikiem dla banku HSBC. Powiedział mi on, że z jego obliczeń wynika, iż wskaźnik dźwigni Deutsche Banku jest o 250 proc. większy niż wskaźnik dźwigni HSBC (wskaźnik dźwigni wyraża stosunek kapitałów pochodzących z pożyczek, czyli długu służącego finansowaniu firmy, do środków finansowych przedsiębiorstwa - przyp. tłum.).

Wreszcie - nie zapominajmy o czynnikach ryzyka związanych z sytuacją polityczną w Niemczech, gdzie kanclerz Merkel stoi przed perspektywą poważnego uszczerbku na wizerunku w wyniku wyborów regionalnych, które w tym roku odbędą się w siedmiu krajach związkowych.

Wizerunek Merkel jako przywódczyni "kultury stabilności" - jak Niemcy lubią nazywać ten swoisty "autoportret" - w ubiegłym tygodniu raczej nie uległ wielkiej poprawie, kiedy to popierany przez nią niemiecki kandydat na stanowisko prezesa Europejskiego Banku Centralnego (kadencja obecnego upływa jesienią tego roku) nieoczekiwanie "wykpił się" od rywalizacji. Tymczasem rodak na czele EBC przydałby się Niemcom - najnowszy sondaż pokazuje bowiem, że 64 proc. Niemców sprzeciwia się większemu zaangażowaniu ich kraju w pomoc dla słabszych krajów członkowskich UE.

Pobierz: program do rozliczeń PIT

(...) Zadałem Adrianowi Blundell-Wignallowi pytanie, czy uważa, że niemiecki model, zachwalany jako nienaganny i twardy jak skała fundament dla Europy, jest przereklamowany. Mój rozmówca ograniczył swoją odpowiedź do kwestii finansów: - Jeśli potraktować transparentność sektora bankowego jako zasadniczy element gospodarczej odnowy Europy, to Niemcy na pewno nie zasługują na miano "buszującego w zbożu".

John Vinocur

Tłum. Katarzyna Kasińska

New York Times IHT
Dowiedz się więcej na temat: bank | Bastion | Berlin | potęga | bezrobocie | Niemcy | kanclerz | PKB | Angela Merkel | przykład | OECD | jace | NIK | euro | transparentność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »