Prognoza: Nadchodzi polskie pięć albo sześć tłustych lat

Co czeka polską gospodarkę w najbliższych latach? Czy utrzymamy wysoki wskaźnik wzrostu gospodarczego? Jak poradzą sobie polscy przedsiębiorcy na konkurencyjnym rynku?

Wiele wskazuje na to, że mamy dużą szansę powtórzenia sytuacji z lat 2002-2007. Biorąc pod uwagę optymistyczny scenariusz, zakładający wydłużony przebieg cyklu koniunkturalnego oraz zakładając, że w ciągu najbliższych trzech lat nie nastąpi globalny kryzys, podobny do tego z lat 2007-2009, 4,5-proc. szczytu dynamiki PKB moglibyśmy się spodziewać pod koniec 2017 r. Można też przypuszczać, że ta złota pięciolatka nie musiałaby się zakończyć spadkiem tempa wzrostu w okolice zera już na początku kolejnego roku.

Już widoczne zjawiska oraz umiarkowanie optymistyczne założenia co do najbliższej przyszłości, pozwalają przyjąć pogląd, że taki rozwój sytuacji wydaje się nie tylko realny, ale nawet zbyt ostrożny. Tendencje są oczywiste. Tempo wzrostu gospodarczego zwiększa się od początku 2013 r., a więc od ponad dwóch lat, startując ze stagnacyjnego poziomu 0,2 proc. Jego dynamika jednak dopiero od półtora roku sięga 3-3,5 proc., trudno więc mówić o przegrzaniu koniunktury.

Reklama

Choć w poprzednich cyklach po przekroczeniu 3-proc. dynamiki gospodarka osiągała szczyt w ciągu 4-6 kwartałów, już teraz widać, że obecna faza zwyżki będzie znacznie dłuższa, choć prawdopodobnie wyraźnie mniej dynamiczna. Ostrożne prognozy zakładają, że jej apogeum może zostać osiągnięte pod koniec obecnego roku, a ewentualne chłodzenie, połączone z powrotem dynamiki PKB w okolice 3 proc., może zająć także 4-6 kwartałów, jak bywało w okresie poprzednich dwudziestu lat.

Tym samym scenariusz złotej pięciolatki zostałby z powodzeniem zrealizowany. Co prawda rok 2013 r., w którym gospodarka dopiero nabierała tempa, trudno uznać za złoty okres, ale kryzysowe zjawiska nadmiernie nam nie dokuczały. Jest też szansa na pewną rekompensatę, czyli przedłużenie cyklu o rok, w wyniku czego mielibyśmy powtórkę scenariusza z lat 2002-2007, gdy faza ożywienia trwała sześć lat, licząc od dołka do szczytu. Przy okazji warto zauważyć, że w obu przypadkach punkt startu, czyli wynosząca 0,2 proc. dynamika PKB, jest identyczny. Nie można też wykluczyć, że w trakcie jego realizacji doświadczymy też przejściowego schłodzenia, analogicznego do tego z przełomu lat 2004-2005.

Z najnowszego raportu BofA Merrill Lynch: - Ostatnie odczyty dotyczące polskiego PKB potwierdzają wzrost gospodarczy na poziomie 3,5 proc. w 2015 r. Ten scenariusz wspierają dobre dane dotyczące produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej w maju. Optymizmem napawa również poprawa sytuacji na rynku pracy, a w szczególności stabilny wzrost wysokości wynagrodzeń pomimo niskiej inflacji. - Wzrost inflacji bazowej będzie ograniczony ze względu na brak presji na ceny ze strony popytu, na niskie ceny energii i dóbr pochodzących z importu oraz na stopniowo rosnące koszty pracy. Oczekujemy, że w 2015 r. poziom inflacji wyniesie -0,5 proc., a w 2016 r. +1,5 proc. W 2016 r. inflacja utrzyma się zatem poniżej docelowego poziomu 2,5 proc., co będzie uzasadnieniem dla pozostawienia przez NBP stóp procentowych na dotychczasowym poziomie. - Mimo szczodrych obietnic, jakie PiS składa w ramach kampanii wyborczej, jesteśmy spokojni, jeśli chodzi o stabilność finansów publicznych. Wyniki jesiennych wyborów parlamentarnych nie są jeszcze przesądzone, ale sektor bankowy obawia się ewentualnych decyzji przyszłego rządu, w tym tych dotyczących pomocy dla "frankowiczów". - Utrzymujemy naszą neutralną opinię dotyczącą perspektyw dla PLN, przy jednoczesnej rekomendacji do sprzedawania PLN w relacji do HUF. Kłopoty w Grecji obniżyły natomiast wyceny polskich obligacji, czyniąc je bardziej atrakcyjnymi.

Wystarczające podstawy do optymizmu daje obserwacja tendencji głównych silników gospodarki. Dwa z nich, czyli eksport i inwestycje pracują już pełną parą, choć ich potencjał ma szanse jeszcze się zwiększyć. Trzeci, czyli konsumpcja, pozostaje w rezerwie, na razie wyraźnie się ociągając. Tym bardziej będzie miał okazję wejść do akcji w niedługim czasie, stanowiąc paliwo w okresach ewentualnej zadyszki dwóch pozostałych elementów.

Według najnowszych informacji Głównego Urzędu Statystycznego w ciągu pierwszych czterech miesięcy roku eksport zwiększył się o 4,7 proc., a import o zaledwie 0,4 proc. Nadwyżka w handlu zagranicznym mocno wspiera dynamikę PKB i nic nie zapowiada niekorzystnych zmian w tym zakresie. Interesujące w tym kontekście są opublikowane niedawno prognozy Oxford Economics, wykonane na zlecenie HSBC. Wynika z nich, że tempo wzrostu eksportu w najbliższych latach będzie sięgać 5-6 proc. rocznie, a wartość sprzedanych za granicę towarów i usług podwoi się do 2030 r., osiągając poziom pół biliona dolarów. Choć te szacunki robią wrażenie, wbrew pozorom wcale nie są wyśrubowane, jeśli wziąć pod uwagę, że w ciągu minionych 15 lat wartość eksportu zwiększyła się siedmiokrotnie, a sięgające 5-6,5 proc. tempo jej wzrostu osiągamy już od dwóch lat.

Oczywiście z jednej strony trzeba wziąć poprawkę na fakt, że w pierwszych latach stulecia dopiero raczkowaliśmy na zagranicznych rynkach i startując z niskiej bazy nie sztuka osiągnąć dwucyfrową dynamikę rocznie. Z drugiej strony nie można zapominać, że ostatnie wyniki zostały wypracowane w bardzo trudnych warunkach spowolnienia w Europie Zachodniej oraz załamania handlu za wschodnią granicę. Ten silnik powinien więc działać bez zarzutu jeszcze przez długi czas, chyba że zadławi go kolejny globalny kryzys. Eksperci Oxford Economics spodziewają się, że w niedługim czasie dynamika globalnego handlu międzynarodowego zwiększy się z obecnych 1,5 proc. nawet do 8 proc. rocznie. Zwiększająca się dywersyfikacja kierunków działań polskich firm, wyraźnie już widoczna, powinna pozwolić im z jednej strony lepiej wykorzystywać okazje, a z drugiej, poprawić odporność na okresowe niekorzystne wahania, podobnie, jak miało to miejsce w przypadku Rosji i Ukrainy.

O ile do dobrych wiadomości dotyczących eksportu zdążyliśmy się już przyzwyczaić, to nowym pozytywnym elementem jest wyraźna poprawa sytuacji w dziedzinie inwestycji. Po dwóch latach spadku, a następnie zastoju, obserwowanego w okresie 2012-2013 r., od pięciu kolejnych kwartałów dynamika wzrostu nakładów na środki trwałe utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie 8,6-11,4 proc. Jest to więc tendencja trwała i nawet jeśli zdarzą się okresy jej przyhamowania, będzie nam towarzyszyć przez dłuższy czas. Tym bardziej, że już wkrótce inwestycje zyskają dodatkowy bodziec, w postaci napływu pieniędzy z Unii Europejskiej. Tego "paliwa" starczy na kilka lat, a jeśli konsekwentnie będzie stosowana zmiana polityki dysponowania nimi, zakładająca w większym stopniu zwrotny charakter finansowania, przy ograniczeniu wielkości typowych dotacji, być może także na dłużej.

Rozczarowanie, jakiego dostarcza nam obserwacja tendencji w konsumpcji, jednocześnie stanowi dobry prognostyk na przyszłość. Ten silnik tradycyjnie mocno działający w poprzednich okresach spowolnienia, a nawet kryzysu w gospodarce, musi wreszcie wejść na wyższe obroty. Dynamika sprzedaży detalicznej od niemal dwóch lat dowodzi, że polscy konsumenci wciąż utrzymują wstrzemięźliwość, typową dla czasów głębokiego spowolnienia z lat 2012-2013 r. Nie pomagają na razie jej przezwyciężyć ani rekordowo niskie stopy procentowe, a więc i koszt kredytu, ani postępująca zdecydowanie poprawa sytuacji na rynku pracy, ani w końcu niespotykana nigdy wcześniej tendencja spadku cen towarów i usług konsumpcyjnych.

Ruszyć powinna nie tylko konsumpcja prywatna, ale także popyt wewnętrzny ogółem. Tu wspierająco działać powinny aż trzy czynniki. Pierwszym jest zdjęcie z naszego kraju restrykcji związanych z procedurą nadmiernego deficytu. Drugi to mobilizacja publicznych środków związana z inwestycjami finansowanymi z pieniędzy Unii Europejskiej. Trzeci wreszcie, to spodziewane, a nawet już widoczne, na razie głównie w zapowiedziach, zwiększenie aktywności budżetu państwa w związku z wyborami parlamentarnymi. Niezależnie od ich wyniku i politycznego układu się, budżet będzie mieć bardziej hojną niż do tej pory rękę do wydatków. Choć akurat w tej grupie czynników upatrywać można największych niebezpieczeństw dla gospodarki i finansów państwa w dłużej perspektywie, w krótszym i średnim horyzoncie będą one wspierać dynamikę wzrostu gospodarczego.

Kwestią o kluczowym znaczeniu, właśnie z punktu widzenia trwałości pozytywnych tendencji, jest wykorzystanie tego splotu zjawisk i okoliczności widocznych obecnie, do uruchomienia czynników zapewniających zmianę struktury gospodarki oraz wbudowania w nią mechanizmów regulacyjnych, zapewniających odporność na zawirowania i wstrząsy. Na pierwszy plan wysuwają się w tym zakresie innowacyjność oraz regulacje sprzyjające rozwojowi przedsiębiorczości.

Roman Przasnyski

Autor licznych artykułów na temat giełdy i finansów, komentator giełdowy, uczestnik audycji radiowych i telewizyjnych. Był analitykiem Open Finance, głównym analitykiem Gold Finance, redaktorem w "Forbes" i "Rzeczpospolitej", zastępcą redaktora naczelnego "Parkietu".

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: Polskie | prognozy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »