Banki w opozycji do ""frankowiczów""

Banki sprzedały już ok 700.000 toksycznych kredytów walutowych. Cała sprawa jest bardzo poważna i powinna być jak najszybciej rozwiązana przez przewalutowanie wszystkich kredytów. Zarówno tych we frankach, jak również w euro. Koszty powinny ponieść banki, nie rząd czy podatnicy.

Związek Banków Polskich zapowiedział pakiet pomocowy dla "frankowiczów". Czy jest to ostatnia deska ratunku czy tylko PR-owe zabiegi? Jak można rozwiązać problem "frankowiczów"? Na pewno da się to zrobić. Oto najważniejsze punkty pakietu pomocowego:

1. Ujemny LIBOR

2. Zmniejszenie na najbliższe 6 miesięcy spreadu walutowego

3. Zawieszenie raty kapitałowej

4. Brak dodatkowego zabezpieczenia

5. Bezprowizyjna zamiana waluty

6. Brak uciążliwych procedur

Na piątkowej konferencji zorganizowanej przez Związek Banków Polskich prezes Krzysztof Pietraszkiewicz podał do wiadomości informacje dotyczące pakietu pomocowego. Jednym z postulatów pomocy było wprowadzenie do rozliczeń ujemnej stawki LIBOR. Miałoby to zamortyzować w znacznej części ratę kredytu. Wydaje się, że to dobry pomysł i bankom przypisać można dużą zasługę, że są prokonsumenckie, ale...

Reklama

Duża część frankowoczów ma w umowach takie zapisy, które umożliwiają stosowanie ujemnej stawki LIBOR. Presja rządu była na tyle duża, że banki musiały to wprowadzić wszystkim kredytobiorcom. Np. mBank nie chciał stosować ujemnego LIBOR-u dla tzw. starego portfela, ale finalnie zastosuje go do wszystkich. Można powiedzieć, że banki poniekąd zostały do tego przymuszone przez rząd, a przecież taka propozycja powinna wyjść od nich. Zresztą wystarczy tylko honorować zapisy w umowie kredytowej.

Brak uwzględnienia ujemnego LIBOR-u spowodowałby tysiące pozwów sądowych wymierzonych w banki. Kolejny punkt pomocy kredytobiorcom walutowym to zmniejszenie spreadu walutowego. I znowu można pomyśleć, że to dobre posunięcie banków, ale bardzo duża grupa "frankowców" kupuje walutę na własną rękę w kantorach internetowych, więc ta pomoc bardzo się nie przyda. Szkoda.

Tu warto dodać, iż banki zarabiają wielkie pieniądze na spreadzie i teraz muszą ten zarobek oddać, więc nie ma się co dziwić ich awersji do zmian. Zresztą kilka lat temu rząd wymusił na bankach możliwość spłacania kredytu we frankach przez klientów. Przypomnę, iż wystarczy tylko podpisać bezpłatny aneks w banku i otworzyć bezpłatny rachunek walutowy.

Zawieszenie raty kapitałowej to kolejna pomoc

Wielu to rozwiązanie pewnie się przyda, ale pamiętać trzeba, że dla banków karencja spłaty to dodatkowy zarobek, gdyż klient płaci tylko odsetki i nie spłaca raty kapitałowej, co wydłuża okres spłaty całego kredytu. Bank się cieszy, choć w skrajnych warunkach może to ratować kredytobiorcę. Banki nie będą też wymagać dodatkowego zabezpieczenia. Jeśli to zrobią, to zgonią na siebie tysiące złych klientów i znowu będzie czarny PR, że banki żerują na "frankowiczach".

Bezprowizyjna zmiana waluty to też interesująca kwestia, ale nie przy kursie 4,30. Między 2 zł a 3 zł miałoby to sens. Nikt nie zdecyduje się na przewalutowanie kredytu po kursie powyżej 4 zł. Jeśli ktoś pożyczał 400.000 zł po 2 zł za franka w 2008 r., to dziś ma długu ok 800.000 zł, choć wpłacił do banku kilkaset tysięcy zł w ratach.

Większość zaproponowanych przez banki zmian to działania chwilowe i w większości wymuszone przez rząd. Gdyby nie rząd, banki nie zlitowałyby się nad swoimi kredytobiorcami. Banki "wcisnęły" frankowe kredyty i myślą, że wszystko jest dobrze. Ale nie jest dobrze. Niestety kurs franka poszybował 15 stycznia 2015 r. do ponad 5 zł.

Wprowadzony pakiet pomocowy przez ZBP nie poprawia sytuacji kredytobiorców, natomiast ma charakter doraźny. Władze NBP, Związku Banków Polskich, Business Centre Club, Centrum im. Adama Smitha będą przeciwne dalszej pomocy. Te instytucje to jeden wielki świat, który jest różny od realiów polskiego życia. Tak się składa, że ludzie w nich pracujący w większości bardzo dobrze się znają i nie można liczyć na to, iż ugną się pod żądaniami "frankowiczów". Patrzą też przez pryzmat swojego portfela, a nie portfela zwykłego kredytobiorcy. Liczy się tylko gospodarka, a nie człowiek.

Same banki też będą przeciwne dalszym zmianom, skoro tyle już pomogły "frankowiczom", oferując pseudo pakiet pomocowy. Sam pakiet pomocowy traktowany jest przez banki jak wyjście w stronę klienta i dobra zagrywka PR-owa.

Niestety duża grupa ludzi i tak korzystałaby z tych udogodnień, bo prawie każdy kupuje franki w internetowym kantorze po niskim spreadzie, a także spora grupa miałaby stosowany ujemny LIBOR. A to dwa główne punkty pomocy. Wmawia się społeczeństwu, że banki pomagają, ale prawda jest niestety inna. Najgorsze jest to, że ZBP myśli, że dając tzw. pakiet pomocowy kredytobiorcom, zrobił dobry uczynek. Moim zdaniem to o wiele za mało.

Kwestia przewalutowania w pakiecie pomocowym

Samo słowo "pakiet pomocowy" jest tu już mocno nieadekwatne, natomiast taką terminologią posługuje się Związek Banków Polskich. Sprawdźmy zatem, jak będzie wyglądało przewalutowanie kredytu, choć eksperci odradzają wykonywanie takiego posunięcia przez kredytobiorcę. Przewalutowanie nastąpi na pozostały okres trwania kredytu. Jeśli klient miał zaciągnięty kredyt na 30 lat i spłacał go przez 10 ostatnich lat, to pozostało mu jeszcze 20 lat do spłaty.

Bank, wykonując konwersję kredytu, rozłoży przewalutowaną kwotę na te 20 lat. Jest to o tyle istotne, gdyż kwota zadłużenia przewalutowana będzie średnio blisko dwukrotnie wyższa niż kwota pożyczki z początku kredytu.

Przy rozłożeniu jej na 30 lat rata będzie równie wysoka jak ta obecna - frankowa - a mamy obecnie rekordowo niskie stopy procentowe. Gdy polskie stopy procentowe wzrosną o 2 proc.-3 proc., to miesięczna rata może wzrosnąć nawet o dodatkowe 1.000 zł. Łatwo to sprawdzić, używając kalkulatora kredytowego.

Jeśli bank dokona konwersji kredytu tylko na pozostałe lata do spłaty, przyjmijmy średnio 20 lat, to rata takiego kredytu złotowego będzie dużo wyższa niż obecna przy kredycie frankowym.

Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, gdy dodatkowo wzrosną stopy procentowe. Sytuacja takich kredytobiorców może być krytyczna.

Kwestia przewalutowania w pakiecie pomocowym po aktualnym kursie średnim NBP wynoszącym ok 4,3 zł jest kompletnie nieopłacalna dla kredytobiorcy, zaś jest bardzo opłacalna dla banku. Przy takim przewalutowaniu kredytu wpadnie się w pułapkę kredytową, a o tym nikt praktycznie nie mówi.

Ułatwienie procedur

W zasadzie trudno odnieść się do tego postulatu bankowego. Z ironią przyjmuję, że ułatwienie procedur będzie polegało na tym, że petent dostanie kawę gratis podczas wizyty. Bank i tak sprawdzi klienta zanim ten dostanie miniratę na kilka miesięcy, a przy przewalutowaniu i tak sprawdzi jego zdolność kredytową.

Ciekawy jest fakt, iż klient zaciągający niegdyś kredyt we frankach miał dobrą zdolność kredytową, jednak przy tak wysokim kursie walutowym i jednoczesnym przewalutowaniu całego długu na złotówki tak dobrej zdolności kredytowej raczej mieć już nie będzie.

Poza tym wielu kredytobiorców może mieć jakieś inne kredytowe zobowiązania, które będą dodatkowo obniżać zdolność kredytową i możliwość obsługi kredytu hipotecznego przewalutowanego na złote po kursie 4,3.

Hasła pomocy banków fajnie wyglądają na plakacie czy w ustach komentatora w telewizji, jednak gdy spojrzymy na to dogłębnie, pomoc banków już tak optymistycznie nie wygląda. Nie uzdrowi się setek tysięcy kredytobiorców walutowych tzw. pakietem pomocowym ZBP. Trzeba globalnej pomocy rządu w sprawie renegocjacji wszystkich kredytów walutowych. Innej sensownej drogi nie ma.

"Wielkość długu nie może być przedmiotem ryzyka"

- Dla sądu wątpliwości prawne nie są zbyt skomplikowane: jeśli pożyczyłem ci 100 złotych, to ty masz mi oddać 100 złotych. A jeżeli mówimy: pożyczyłem ci 100 złotych, a ty mi oddasz tyle, ile będzie wynikało z jakiegoś przyszłego i niepewnego zdarzenia, to legalizm takiej transakcji jest bardzo wątpliwy - powiedział w programie "Po przecinku", w TVP Info prof. Witold Modzelewski.

Wątpliwości dotyczących kredytów frankowych jest tak dużo, że wymagają one opisu w oddzielnych artykułach. Banki przez wiele lat stosowały bardzo szerokie spready czy wciąż stosują wiele niedozwolonych klauzul abuzywnych, które szkodzą kredytobiorcom. A przecież bank to instytucja zaufania publicznego, tylko o jakim zaufaniu tu mowa... Jeśli bank oferuje tak ryzykowny kredyt tak dużej rzesze ludzi, to robi to świadomie. Bank jest silniejszą stroną umowy, stroną profesjonalną i o ryzyku wie więcej niż zwykły Kowalski. Kupno kredytu jest podobne do zakupu luksusowego samochodu. Kupuje się markę, ale nie sprawdza wszystkich śrubek.

Duża presja i frustracja

Presja ze strony "frankowiczów" zaczyna lawinowo narastać. I nie chodzi o aktualne sprawy sądowe w sprawie kredytów walutowych, tylko o nowe zjawisko, które zaczyna narastać po 15 stycznia 2015 r. Przykładowo, liczba zainteresowanych "frankowiczów" podwoiła się na profilu organizacji Pro Futuris, która walczy w ich obronie. W ciągu kilkunastu dni liczba nowych fanów profilu zwiększyła się o ok. 2.000. Łącznie jest ich już blisko 5.000 i liczba ta dynamicznie rośnie.

Zainteresowanie tematyką toksyczności kredytów walutowych dopiero rozpoczęło się i miejmy nadzieję, że będzie narastać. Organizacja Pro Futuris w ciągu kilku dni zmobilizowała setki ludzi w największych miastach w Polsce bez większego wysiłku. W minioną sobotę odbyły się protesty "frankowiczów" w największych miastach w Polsce. Kolejne już są planowane. Dziś nie ma innej możliwości zmuszenia banków do renegocjacji umów niż silny, zdecydowany protest kredytobiorców.

Pożyczałeś 300 000 zł, oddasz 900 000 zł. To nie armagedon

Sytuacja z kredytem walutowym jest o tyle poważna, iż może zagrażać nie tylko samym kredytobiorcom, ale również bankom. W 2007 r. nikt na świecie nie przewidziałby kursu franka z 15 stycznia 2015 r. Tak samo dziś nikt nie przewidzi kursu tej waluty, jaki będzie za rok czy za dwa lata. Po prostu nie jest to możliwe.

Tym samym umocnienie franka powyżej 5 zł czy 6 zł spowoduje olbrzymie straty polskich banków, kredytobiorców, a także gospodarki. Problem ze spłatą będzie miało nie 90.000 kredytobiorców, tylko kilkaset tysięcy, a to już jest wielki problem dla systemu bankowego.

Straty będą sięgać dziesiątek miliardów złotych, a na ratunek będzie już jednak za późno, gdyż zadłużenie kredytobiorców będzie wynosiło wtedy nawet 200 proc. czy 300 proc. kwoty bazowej kredytu. Nie będzie opłacać się spłacać tak wielkiego długu i może uruchomić to lawinę upadłości konsumenckiej, o którą łatwo teraz się ubiegać.

Będzie to korzystniejsze niż spłata 300 proc. kwoty zadłużenia. Zatem lepiej już teraz zastanowić się nad systemowym rozwiązaniem problemu kredytów walutowych. Banki same nic nie zrobią, jeśli nie zmusi się ich do działania.

Rząd węgierski nakazał przewalutowanie kredytów, a chorwacki idzie w podobnym kierunku. Premier Węgier Wiktor Orban miał powód do dumy, gdyż uratował z opresji dziesiątki tysięcy nieszczęśliwych kredytobiorców. Ich kredyty zostały przewalutowane w listopadzie 2014 r. Węgrzy szczęśliwie zdążyli przed 15 stycznia. Pytanie tylko, czy my, Polacy, zdążymy przed kolejnym osłabieniem polskiej waluty...

Jak pomóc?

Banki będą wspólnym głosem mówić, że się nie da nic zrobić. Brak odważnej reformy i działań sprowadzi tylko jeszcze gorsze następstwa. Gdy kurs franka jeszcze wzrośnie, to koszty przewalutowania po kursie z dnia zaciągnięcia pożyczki będą również wyższe, natomiast przeprowadzenie przewalutowania będzie niemożliwe bez pomocy i pieniędzy państwa. W przypadku dalszego znacznego umocnienia się franka do złotego, banki będą liczyły na pomoc państwa, gdyż same nie będą miały finansowych możliwości. Wtedy być może państwo znacjonalizuje banki ze swoich środków finansowych. Było już przecież podobnie w USA po 2008 r.

Kilka dni temu przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Andrzej Jakubiak przedstawił propozycję przewalutowania wszystkich kredytów po kursie z dnia rozpoczęcia kredytu z jednoczesnym wyrównaniem kosztów kredytu - różnicy odsetkowej pomiędzy kredytem walutowym a złotówkowym.

O propozycji wspomniał też Stanisław Kluza, były szef KNF, mówiąc, że to rozwiązanie, jakie powinno zostać przyjęte. Można powiedzieć, że się nie da..., ale na Węgrzech było możliwe wykonanie podobnego ruchu. W Chorwacji będą też przewalutowywać wszystkie kredyty, więc w Polsce też można to przeprowadzić. Niemniej jednak po przewalutowaniu wszystkich kredytów powstanie ogromna strata banków. Powstaje zatem pytanie, jak sfinansować te wielomiliardowe straty? Jest jednak sposób. Rozwiązaniem może być utworzenie rządowego funduszu, który dokonałby emisji obligacji skarbowych na 30 mld zł lub 50 mld zł, z którego to środki pokryją straty banków.

Banki natomiast będą spłacać ten fundusz w ratach rocznych z zysków przez najbliższe np. 5 lub 10 lat, wliczając koszty ich emisji. Ich bilansom nic się wtedy nie stanie. Warto podkreślić, iż ostatnie zyski banków to średniorocznie ponad kilkanaście mld PLN. Można stworzyć lub wykorzystać rządową linię kredytową lub opodatkować transakcje na rynku kapitałowym (postulat SLD). Na pewno można wypracować jeszcze wiele innych rozwiązań.

Z niedawnego opracowania Trigon Dom Maklerski wynika, że koszt przewalutowania kredytów może wynieść ok 34 mld zł. To jest bardzo dużo, ale jak spojrzymy na coroczne zyski banków, to odpracowałyby stratę w ciągu niecałych trzech lat. Racjonalnym podejściem wydaje się wykonanie takiego planu, bardziej niż pozostawienie sprawy kredytów hipotecznych bez rozwiązania, ponieważ skutki dalszego osłabienia złotego w najbliższych latach będą katastrofalne dla kredytobiorców, banków i całej gospodarki.

Z raportu Trigon Dom Maklerski wynika, iż banki musiałyby zostać dokapitalizowane kwotą 9 mld zł. Lekko nie będzie, ale banki same wymyśliły taki wspaniały wadliwy produkt.

Przy wzrastającym kursie franka szwajcarskiego, i tak będą musiały zwiększyć kapitał, bo rośnie ich suma bilansowa. Przy obecnym kursie może nie być takiej potrzeby, ale przy kursie 5 czy 6 zł za franka na pewno będzie taka konieczność.

Dlaczego pomagać "frankowiczom"?

Ryzyko dalszego umocnienia franka jest duże. Pomimo ostatniego 20-procentowego umocnienia nikt nie może wykluczyć dalszej zwyżki. Nawet przy kolejnym obniżeniu stóp procentowych dla franka kapitał spekulacyjny może na wiele miesięcy ten kurs zawyżać.

A gotówki w eurolandzie będzie teraz dużo ze względu na luzowanie ilościowe w strefie euro wprowadzone kilka dni temu. Jeśli oferta KNF okaże się podtrzymana, a są na to szanse, to "frankowicze" dopłacą różnicę w oprocentowaniu do banku. Nie będzie można mówić wtedy o tym, że zarabiali, zaciągając ryzykowny kredyt walutowy. A państwo przecież pomaga tysiącom kredytobiorców złotówkowych z programu Rodzina na swoim, czy Mieszkanie dla młodych i jakoś nikt z ""frankowiczów"" nigdy nie protestował.

Brak zdecydowanego działania ze strony rządowej może zaprzepaścić szanse na uzdrowienie chorego systemu bankowego. Co prawda KNF wprowadził odpowiednią rekomendację zabraniającą sprzedawania kredytów walutowych, jednak do tego czasu banki sprzedały ok 700.000 toksycznych kredytów walutowych. Dlatego też cała sprawa jest bardzo poważna i powinna być jak najszybciej rozwiązana przez przewalutowanie wszystkich kredytów. Zarówno tych we frankach, jak również w euro. Koszty powinny ponieść banki, nie rząd czy podatnicy.

TREND - Miesięcznik o sztuce inwestowania
Dowiedz się więcej na temat: frank szwajcarski | bank | KNF | LIBOR | przewalutowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »