Co ci zabiorą w przyszłym roku?

68 proc. Polaków zaakceptowałoby dla ratowania budżetu zniesienie podatkowych przywilejów - informuje "Puls Biznesu" w oparciu o sondaż przeprowadzony dla tej gazety przez Grupę IQS.

Najłatwiej przełknęlibyśmy likwidację ulgi internetowej. Zgodziłoby się na to 36 proc. spośród 500 badanych osób. 35 proc. zrezygnowałoby z ulgi budowlanej, czyli zwrotu VAT za materiały budowlane, a 34 proc. - z ulgi od spadków i darowizn w rodzinach.

W świetle tych danych trudno oczywiście mówić o poparciu społecznym dla znoszenia ulg. Widać jednak, że przy tych trzech przywilejach opór byłby najwyżej umiarkowany. - Społeczeństwo jest gotowe, by na ten temat rozmawiać - ocenia Alina Lempa, prezes Grupy IQS.

Z największym sprzeciwem społecznym spotkałby się natomiast zamach rządu na ulgę rodzinną (zysk dla rodziny to ok. 211 zł na każde dziecko). Tylko 11 proc. badanych zaakceptowałoby jej likwidację.

Z wyliczeń Ministerstwa Finansów i Banku Światowego wynika, że wszelkie ulgi w Polsce (również te dla firm) kosztowały w 2009 r. budżet państwa 65,9 mld zł. To ponad dwukrotnie więcej niż roczny dochód budżetu z podatku od firm. Dlatego część ekonomistów ma wątpliwości, czy ulgi państwu się opłacają.

Reklama

Może lepszy byłby system niższych podatków bez żadnych ulg. - Przyniosłoby to korzyści budżetowi i podatnikom - twierdzi Jacek Socha, wiceprezes PricewaterhouseCoopers.

Rok 2011 będzie dla zwykłych ludzi rokiem podwyżek cen, ale wybrańcy będą mogli tanio kupić wyprzedawane przez państwo przedsiębiorstwa - powiedział podczas debaty nad projektem ustawy budżetowej na 2011 r. poseł Marek Wikiński z SLD.

Wikiński powiedział, że ludziom trzeba powiedzieć prawdę o tym, co ich czeka w roku 2011. Jego zdaniem, "przedsmak" tego mamy już dziś na stacjach benzynowych. Wikiński mówił, że litr benzyny 98 kosztuje 5,09 gr.

Powołując się na "pana Wiesia", który posłowi pomagał tankować, powiedział, że w przyszłym roku cena benzyny może dojść do 6 zł.

Dla zwykłych ludzi będzie to budżet i rok podwyżek cen. Dla wybrańców będzie to budżet promocji zakupów zakładów pracy. Rząd bowiem planuje wyprzedaż kur znoszących złote jajka. Przeciętny Polak zapłaci więcej za benzynę, za gaz, za prąd, za węgiel, za ubranka dziecięcy, żywność itd." - ostrzegł Wikiński.

Poinformował, że rząd planuje przychody z prywatyzacji w wysokości 15 mld zł, tymczasem - jego zdaniem - sprzedawane przedsiębiorstwa mogły przynieść państwu z tytułu wypłat z zysków ok. 8 mld zł.

Według Wikińskiego w przyszłym roku będą "równi i równiejsi". Emeryci i renciści dostaną waloryzację 2,7 proc., a instytucje, tzw. święte krowy - kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent. Poseł wskazał, że np. budżet Kancelarii Prezydenta wzrośnie o 23 mln zł, IPN o 25 mln zł, kancelaria premiera o 13 mln zł."Przyszłoroczny rok budżetowy to dla jednych rok kartofli, a dla innych rok kawioru" - ocenił Wikiński.

Powołując się na informacje z gazet, Wikiński poinformował, że doradca premiera Donalda Tuska, Jan Krzysztof Bielecki zarabiał w 2009 r. ponad 24 tys. zł dziennie. On nie ma pojęcia, jak żyją normalni, zwykli ludzie w Polsce. (...) 17 proc. Polaków żyje na granicy ubóstwa, dwie trzecie społeczeństwa nie stać na urlop (...), 20 proc. nie stać na ogrzanie mieszkania, a 27 proc. nie ma stałej umowy o pracę - mówił.

PAP/PulsBiznesu
Dowiedz się więcej na temat: podatek | ulgi | budżet państwa | przywileje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »