Cud się zdewaluował, wzrostu wciąż nie widać

Cud w Klarysewie - tak przed kilkoma miesiącami zatytułowaliśmy artykuł, poświęcony spotkaniu rządu w podwarszawskiej miejscowości, na którym to Grzegorz Kołodko, nowo powołany minister finansów, postanowił zwiększyć tegoroczny wzrost gospodarczy w Polsce do 3,5 proc. z 3,1 proc. przyjętych przez Marka Belkę, jego poprzednika.

Cud w Klarysewie - tak przed kilkoma miesiącami zatytułowaliśmy artykuł, poświęcony spotkaniu rządu w podwarszawskiej miejscowości, na którym to  Grzegorz Kołodko, nowo powołany minister finansów, postanowił zwiększyć tegoroczny wzrost gospodarczy w Polsce do 3,5 proc. z 3,1 proc. przyjętych przez Marka Belkę, jego poprzednika.

Cud oczywiście miał charakter "papierowy", gdyż poza zapisaniem owych 3,5 proc. w założeniach do budżetu minister nie wskazał na jakiekolwiek fundamentalne przesłanki swojego optymizmu.

Później rozgorzała debata - wszyscy wokół mówili, że 3,5 proc. to tyleż optymistyczna, co nierealna prognoza. Bo niby skąd ma się wziąć taki wzrost, skoro u naszych sąsiadów wciąż stagnacja, w domu zaś popyt słabiutki, a fiskus pazerny. Minister jedynie się obruszał i obstawał przy swoim.

Aż wczoraj postanowił zmienić zdanie, i oświadczył, że wzrost gospodarczy w tym roku wyniesie "na pewno powyżej 3 proc.". Z uznaniem przyjmujemy fakt, że Grzegorz Kołodko wrócił na ziemię. Z przykrością jednak stwierdzamy, że po prostu się poddał i nie zrobił nic, by jego nader optymistyczna prognoza się sprawdziła.

Reklama

W ten sposób dochodzimy do sedna sprawy - podstawowym problemem polskiej gospodarki był i jest ślamazarny wzrost gospodarczy. Niestety, w swoim programie tzw. naprawy finansów publicznych minister nie robi wiele, by wzrost ten był bardziej dynamiczny. Obiecuje jedynie, że inwestycje w kolejnych latach mają rosnąć szybciej. Ale dlaczego mają rosnąć - wciąż nie wiemy. Obniżki podatków może się do tego przyczynią, a może nie. Ostatecznie być może znów trzeba będzie zmienić założenia. To - jak przekonaliśmy się wczoraj - wychodzi ministrowi Kołodce nieźle.

Pewnie dlatego właśnie taką furorę robi ostatnio w mediach Jerzy Hausner, minister od gospodarki, pracy i różnych takich. W przeciwieństwie do swojego rządowego i prywatnego kolegi - minister Hausner wie, że najważniejszy dziś jest wzrost. Ja wiem, że minister gospodarki nie odpowiada za budżet, więc może różne cuda wymyślać. Nie wierzę jednak, że Jerzy Hausner pozwoliłby sobie na forsowanie koncepcji, które się "kupy nie trzymają" (cytat za Grzegorzem Kołodką).

W tym kontekście niezrozumiały staje się konflikt obu ministrów. Konflikt, który staje się coraz bardziej widoczny, i zarazem z każdym dniem ostrzejszy. "Nie widzę w programie naprawy finansów oddziaływania na wzrost gospodarczy" - powiedział o pomysłach rządowego kolegi Jerzy Hausner. W odpowiedzi usłyszał, że jego pomysły są "nierealne, błędne, nie znajdują akceptacji i nie trzymają się kupy".

Nie podważając uroku wystąpień obu panów ministrów pozwalamy sobie mieć nadzieję, że ich szef, premier Leszek Miller, w końcu tupnie nogą i odeśle profesorów do pracy. Niektórzy dodają, że może nawet któremuś za współpracę podziękuje. Prawdę rzekłszy, jeśli skutkiem takiej decyzji miałby być koniec gadulstwa i początek prawdziwej pracy na rzecz wzrostu gospodarczego, to wniosek popieramy.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: Grzegorz Kołodko | minister | wzrost gospodarczy | wzrosty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »