Dramat ze sfer żandarmeryjnych

"Pewność i zaufanie". Kto jeszcze pamięta ten przedwojenny slogan reklamowy PKO? Po wojnie było już inaczej, bo i do nas dotarły nieśmiertelne spostrzeżenia wiecznie żywego Lenina. On też doceniał zaufanie, bo miał zasadę, żeby "ufać".

Ale nie tylko, bo nawet więcej: "ufać i kontrolować!" Od tamtej pory rozwojowi wzajemnego zaufania towarzyszy rozwój, a nawet gwałtowny rozwój najrozmaitszych instytucji kontrolnych. Można tu nawet dostrzec pewną prawidłowość, a być może spiżowe prawo dziejowe, że im większe zaufanie, tym więcej instytucji kontrolujących.

Dowody wzrostu zaufania

W odróżnieniu od dyktatur, które pogrążają się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych, w demokracji, jak wiadomo, zaufanie jest podstawą mocy i trwałości Rzeczypospolitej. Zgodnie z odkrytym przed chwilą spiżowym prawem dziejowym, najlepszym tego dowodem jest liczba organów kontrolnych.

Reklama

W konstytucji poświęcony temu jest cały rozdział IX, który mówi o Najwyższej Izbie Kontroli, Rzeczniku Praw Obywatelskich i Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Ale to nie wyczerpuje naszego zaufania, bo oprócz organów wymienionych w konstytucji, mamy jeszcze instytucje kontrolne w konstytucji nie wymienione, jak np. Wiceminister Pracy i Polityki Społecznej ds. Kobiet, Rodziny i Antydyskryminacji, czy Rzecznik Praw Dziecka, a także Komisja Nadzoru Bankowego, Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, Komisja Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych, Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty, Urząd Regulacji Energetyki, Urząd Transportu Kolejowego, Urząd Lotnictwa Cywilnego, Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. To, ma się rozumieć, naszego zaufania wcale nie wyczerpuje, bo jest jeszcze prokuratura i policja, a przede wszystkim - tajna policja skarbowa, Wojskowe Służby Informacyjne, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencja Wywiadu.

Ale zaufania nigdy za dużo, toteż w Sejmie trwają prace nad utworzeniem Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz podziałem WSI na dwa centralne organy administracji państwowej, a ostatnio rząd przyjął projekt ustawy o utworzeniu Komisji Nadzoru Finansowego. Wszystko po to, by nikt niepowołany nie sprywatyzował sobie zasobów naszego demokratycznego państwa.

Kontrolują - a rozkradają!

Problem polega na tym, że im więcej instytucji kontrolnych, tym większa wydaje się korupcja. Być może tylko się wydaje, podczas gdy tak naprawdę wszystko jest w jak najlepszym porządku, chociaż z drugiej strony sprawy ujawnione przez sejmowe komisje śledcze skłaniają do niejakich podejrzeń, a nawet hipotez, a właściwie jednej, ale za to zastanawiającej hipotezy, wskazującej na wprost proporcjonalny stosunek liczby instytucji kontrolujących i korupcji.

Co prawda istnieje też hipoteza inna, że korupcja jest wprost proporcjonalna do rozmiarów sektora publicznego a ściślej - jego finansowej pojemności. W myśl tej drugiej hipotezy, jeśliby sektor publiczny porównać do kurnika, a jego finansową pojemność - do liczby kur w kurniku, to jeśli zwiększymy liczbę lisów pilnujących kurnika, śmiertelność kur prawdopodobnie gwałtownie wzrośnie.

Finansowa pojemność sektora publicznego wzrasta m.in. wskutek pomnażania publicznych instytucji "koordynujących" poczynania sektora prywatnego i "czuwających" nad "bezpieczeństwem" jego klientów, a także - zwiększania przez władze publiczne liczby przymusowych transferów pieniężnych od obywateli do sektora publicznego, a w tej sytuacji leninowski odruch Pawłowa nakazuje zwiększać liczbę lisów. I tak czyniono do tej pory, pilnując wszelako parytetu. Chodziło o to, żeby w populacji lisów zachować odpowiednie proporcje. I tak np. jeśli zarząd nad danym sektorem kurnika powierzony został pospolitym liskom rudym ("pospolity lisek rudy, pełen sprytu i obłudy"), to kontrolę w takim przypadku powierzano lisom farbowanym. I tak dalej.

W teorii miało to zapobiegać lisim zachowaniom nieformalnym, ale w praktyce z reguły dochodziło do kohabitacji. Toteż rząd premiera Marcinkiewicza postanowił wypróbować tę pierwszą hipotezę, wskazującą na wprost proporcjonalny stosunek korupcji do liczby instytucji kontrolujących.

W kaftanie poznawczego dysonansu

Intencja rządu przybrała kształt projektu ustawy o nadzorze, przewidujący utworzenie Komisji Nadzoru Finansowego, która wchłonęłaby trzy dotychczasowe komisje: Nadzoru Bankowego, Papierów Wartościowych i Giełd oraz Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych.

Wprawdzie autorem pomysłu jest rząd utworzony przez nienawidzone Prawo i Sprawiedliwość, (które w swojej zuchwałości podniosło zbrodniczą rękę nawet na WSI, ale na szczęście już mu tę rękę odpiłowują), więc właściwie można by, a nawet trzeba by nie pozostawić na nim suchej nitki, podobnie jak na innych, równie "faszystowskich" projektach, ale na przeszkodzie takiemu naturalnemu odruchowi stoi okoliczność, że takie posunięcie jest "zalecane" przez... Unię Europejską i to nie tylko "zalecane", ale i stosowane w Cudnym Raju.

W takiej sytuacji nie bardzo wypada przeciwko niemu bluźnić zbyt głośno, chociaż oczywiście każdemu miłującemu pokój obywatelowi burzy się czerwona krew, wprost rozsadzając serce gorejące, umieszczone jak zwykle, po lewej stronie.

Toteż i sfery zbliżone do NBP i wybitni finansiści w rodzaju pani posłanki Anity Błochowiak ("korytarze pionowe") kładą nacisk raczej na to, że Unia owszem - zaleca, ale nie nakazuje. W takiej sytuacji, jeśli nawet już wypada palić, to przecież można się nie zaciągać.

A zresztą może można się nawet zaciągać, bo Komisja Europejska i Europejski Bank Centralny wprawdzie z jednej strony "zalecają", ale z drugiej - "obserwują z niepokojem", kiedy jakiś rząd te zalecenia realizuje w momencie nieodpowiednim.

Gdyby, dajmy na to, przy władzy była Partia Demokratyczna, albo chociaż SLD, to mogłyby scalać sobie instytucje nadzoru. Jeśli jednak takie scalenie może zagrozić samemu twardemu jądru młodych demokracji odcięciem od kasy, to nie może to nie budzić głębokiego zaniepokojenia nawet u samego pana Prezesa EBC Tricheta (nawiasem mówiąc, francuskie słowo "tricher" znaczy po polsku "szachrować"). Okazuje się, że i w Europie miewają poznawcze dysonanse.

W obronie kardynalnej zasady

Przeciwko rządowej inicjatywie podnoszone są różne argumenty merytoryczne, często budzące podziw swym wyrafinowaniem (pomysł grozi "polskiemu systemowi finansowemu", "rynkom", a nawet "pieniądzom emerytów i depozytariuszy"), ale tak naprawdę chodzi o obronę zasady parytetu, która podczas rozmów przygotowujących porozumienie okrągłego stołu została sformułowana w sposób umożliwiający zrozumienie jej przez wszystkich uczestników: "my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych".

W przypadku pomnażania instytucji kontrolnych ta kardynalna zasada pluralizmu mogła być zachowana nawet przy pozorach radykalnych zmian. W przypadku ich redukcji, zwłaszcza w stosunku trzy do jednego, pluralizm siłą rzeczy jest zagrożony.

Jeśli tak dalej pójdzie, to nietrudno się domyślić, ze może skończyć się tak, jak "Dramacie ze sfer żandarmeryjnych", czyli "Policji" Sławomira Mrożka. Jak wiadomo, kończy się on tak, że jedna część policji aresztuje drugą. To nawet nie byłby najgorszy koniec III Rzeczypospolitej, ale - jak mawiał Ignacy Rzecki - "próżno marzyć o tem"!

Stanisław Michalkiewicz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dramat | zaufanie | wprost | dramaty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »